Historia małego Wiktora, któremu lekarze ze stołecznego szpitala im. Świętej Rodziny pozwolili skonać, po tym jak urodził się żywy mimo przeprowadzonej aborcji, mocno poruszyła społeczeństwo. Widać to nawet w narracji „Gazety Wyborczej”, która wprawdzie próbuje tłumaczyć racje aborterów, ale też wyraźnie pisze o śmierci dziecka, a nie płodu.
„Pacjentka, która zażądała aborcji od stołecznego szpitala przy Madalińskiego, nie chciała przytulić chłopca. Położono go zatem do inkubatora” – napisała poniedziałkowa „Gazeta Wyborcza”. O losie małego Wiktora decydowało pięcioosobowe konsylium lekarskie. Według prof. Stanisława Radowickiego, konsultanta krajowego ds. położnictwa i ginekologii, tzw. zabieg odbył się zgodnie z przepisami prawa i z zachowaniem procedur.
Wesprzyj nas już teraz!
„W szpitalu kobiecie podano leki wywołujące skurcze macicy. Dziecko urodziło się z oznakami życia. Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że żyło 22 minuty. Z naszych informacji wynika, że ważyło nieco ponad pół kilograma. Zostało umyte, ubrane i odłożone do inkubatora” – opisuje dziennik.
Jak wyjaśnił jeden z ginekologów na których powołała się „GW”, „zwykle z wywołanych porodów rodzą się martwe dzieci”, ale są też wyjątki. – Zdarzyło mi się dwa razy, że podczas przerywania ciąży urodziło się dziecko, które próbowało oddychać. Drgały ręce i nogi, ale jego układ oddechowy nie był dojrzały, dlatego nie miało szans na to, by przeżyć. To zawsze robi ogromne wrażenie i jest trudne. Widzimy jak te dzieci gasną – podkreślił lekarz.
Zdaniem prof. Ewy Helwich, krajowego konsultanta ds. neonatologii, przypadek małego Wiktora, nie budzi zastrzeżeń, a „dziecko prawie nie miało krążenia krwi” zaś jego funkcje życiowe były śladowe. Wiktor miał nie cierpieć. Jak oceniła, dziecko miało niedojrzałe płuca i nie mogło krzyczeć, a co najwyżej kwilić. Chłopiec ponoć nie mogło liczyć na matkę, która nie chciała go przytulić – taką możliwość mają dawać lekarze, gdy mimo aborcji, rodzi się żywe dziecko.
„Gazeta Wyborcza” poprzez swój materiał pokazała, że najwyraźniej nie bardzo wie jaką zająć pozycję w sprawie problemu aborcji. Tak z jednej strony dziennik stara się pokazać racje aborterów, wskazuje na klauzule w prawie o ochronie życia pozwalające na aborcję oraz krytycznie relacjonuje akcje sprzeciwu wobec praktyk szpitala jak i zainteresowanie sprawą resortu zdrowia, czy prokuratury. Z drugiej zaś strony – jakby odpowiadając na ludzkie odruchy większości społeczeństwa niegodzącego się z okrucieństwem – mocno personalizuje przypadek chłopca i nie pisze już o bezimiennym abortowanym płodzie, ale o dziecku, o Wiktorze.
MA