Piłat nie chciał skazać Chrystusa, ale nakłoniła go do tego presja podżeganego tłumu. Kiedy zaś to czynił, ze wszystkich sił wypierał się odpowiedzialności za krew Sprawiedliwego. Jak się okazuje, w dzisiejszym, straszliwym procesie nad nienarodzonymi, postać namiestnika Judei patronuje również wielu chrześcijańskim politykom.
Doświadczony sędzia poznał się na Jezusie z Nazaretu od momentu, gdy ten przekroczył próg pretorium. Od początku wiedział, że ma przed sobą niewinnego. Co więcej, Zbawiciel ujawnił jego duszy sens królewskiego dzieła, w którym przyszło mu uczestniczyć: zaszczyt, którego nie mógłby docenić głupiec Herod. Ale postawiony w obliczu Prawdy, rzymski namiestnik nie zdecydował pójść za jej głosem.
Za „prawdę” uznał bowiem swój doraźny, polityczny interes. Szantażowany intrygami arcykapłana, („Jeśli Go tak zostawimy przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród” J 11, 48), postawiony pod presją podburzonego tłumu, zamknął się w biurokratycznej doczesności, wybierając gwarancję świętego spokoju. W tej niespokojnej, parszywej prowincji, ostatnie czego potrzebował to kolejny bunt Żydów.
Wesprzyj nas już teraz!
W dzisiejszych, nie mniej parszywych czasach, również ostatniego, czego potrzebują demokratyczni politycy to ulice pełne rozwścieczonych wyborców. „Kolejna wojna Polsko-Polska”, „przegrane wybory”, „strajk kobiet”; zawsze znajdzie się jakieś większe zło, usprawiedliwiające popełnienie zła ponoć mniejszego.
O ile nie można się dziwić pogrobowcom esbecji i czerwonych aparatczyków, gotowych dla doraźnych korzyści podeptać największe świętości, podejście Piłata cechuje dzisiaj również pokolenie prowadzone do kościoła przez rodziców, katechizowane w parafiach i szkołach, formowane w przykościelnych grupach; w końcu uświadamiane autorytetem samego papieża-Polaka.
Szymon Hołownia, niegdysiejszy rekolekcjonista i dziennikarz katolicki, w symbolicznym geście umywa ręce, zrzucają odpowiedzialność na uczestników aborcyjnego referendum. Ale jak głośno by nie krzyczeli „Krew jego na nas i syny nasze!”, ta na zawsze obciąży również sumienie wydającego wyrok.
Andrzej Duda, który swego czasu ratował Komunię Świętą przed podeptaniem, dzisiaj wypuszcza podburzonemu ludowi Barabasza. Wszak, tego chcieli obywatele, także jego wyborcy, zaś in vitro, to „ludzkie sprawy”, a nie „wyłącznie kwestia osobistych przekonań”.
Ale tłum domaga się więcej: Ukrzyżuj! – wołają zwolennicy zabijania nienarodzonych. I choć pigułka „dzień po” w jego ustach to wciąż „bomba hormonalna”, to już nie śmiercionośna trucizna, zabijająca człowieka na najwcześniejszym etapie życia.
Mateusz Morawiecki, pozujący w mediach społecznościowych z papieskim hasłem „Nie lękajcie się!” oznajmia wprost: powstrzymanie zabijania chorych dzieci w majestacie prawa było błędem. Z kolei sam prezes Kaczyński, choć chwała mu za zdelegalizowanie eugenicznego szaleństwa (rękami Trybunału Konstytucyjnego), w obawie przed „podburzonym tłumem” wulgarnych parasolek, zatrzymał się wpół drogi.
„Zawsze można wyjechać za granicę” – przekonywał w wywiadzie z feministyczną prasą, dowodząc cichego porozumienia z organizacjami aborcyjnymi. Związane ręce prokuratury miały stanowić zabezpieczenie, że poplecznicy Suchanow i Lempart nie podpalą polskich ulic ponownie.
Gdy Piłat usłyszał te słowa, uląkł się jeszcze bardziej (J 19, 8)…
Sąd nad nienarodzonymi toczy się również w kraju mającym decydujący wpływ na losy świata. Tam również, nawet wśród ludzi prawych, da się odczuć silnego ducha Piłata. Za szeroką dostępnością projektowania ludzi „na szkle” opowiada się nie tylko „katolik-aborcjonista” Joe Biden, otwarcie lekceważący zdanie amerykańskich biskupów, ale i zdecydowana większość prominentnych Republikanów.
Gdy Sąd Najwyższy w Alabamie uznaje zamrożone zarodki za pełnoprawne osoby, niegodziwej metodzie spieszy z pomocą sam Donald Trump. Nadzieja konserwatywnej Ameryki, otaczana wsparciem duchowym i modlitwą wstawienniczą, grozi palcem ruchowi pro-life, który „poszedł za daleko”. Na nic argumentacja, że w wyborach do Kongresu, tam gdzie republikanie poszli na kompromis z cywilizacją śmierci, ponieśli porażkę. Pełna ochrona życia wciąż jawi się jako przeszkoda na drodze do zwycięstwa…
– Powiem jedno: trzeba wygrać wybory. W przeciwnym wypadku się cofniemy, a na to nie wolno pozwolić – powtarza z uporem maniaka.
„Trzeba wygrać wybory”. Pod tym hasłem dzisiaj dokonuje się również powolna cameronizacja PiS, który w imię ponownego zwycięstwa, rezygnuje z twardej postawy w sprawach in vitro, aborcji i związków partnerskich.
Tym wszystkim ludzkim wysiłkom: kalkulacjom, prognozom politycznym i badaniom opinii publicznej towarzyszy milczenie zafrasowanego Pana. Jego nikt pyta o zdanie. Nikt zdaje się nie wierzyć słowom Psalmisty, który woła: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał i sprawi, że twoja sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a słuszność twoja – jak południe” (PS 37, 5).
Z ewangelicznej historii płynie jeszcze jedna lekcja. Piłat i Kajfasz, wybrawszy w swoim mniemaniu „mniejsze zło”, sprowadzili katastrofę przekraczającą ich najczarniejsze sny. Piłat szybko poznał gniew Rzymu na własnej skórze, a z samej Świątyni Jerozolimskiej nie pozostał kamień na kamieniu.
„I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować” – grzmiał Jan Paweł II do rządzących w 1991 r.
„Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać!” – wołał…
… pytanie, czy dzisiaj nie jest już za późno.
Piotr Relich