Teologia kardynała Fernándeza jest niebezpieczna, bo kładzie zbyt duży nacisk na uczucia. Może to doprowadzić do różnych błędów. Pisze o tym abp Charles Chaput, emerytowany arcybiskup Filadelfii w USA.
„Wiele powiedziano o kontrowersyjnej książce Fernándeza z 1995 roku, «Ulecz mnie swoimi ustami: sztuka całowania». Nie trzeba ponownie o tym pisać. Nie chodzi o tytuł, który normalnie łączyłoby się z szefem doktryny Kościoła katolickiego. Jednak lekceważenie myśli Fernándeza jako powierzchownej byłoby błędem. Fernández ma znaczący dorobek. Jego myślenie nie jest płytkie. W niektórych kluczowych kwestiach jest po prostu błędne, a to ma poważne konsekwencje” – napisał abp Chaput.
Na czym polegają te błędy? Arcybiskup odwołał się do pracy hiszpańskiego księdza i teologa, José Granadosa, byłego wiceszefa Papieskiego Instytutu Badań nad Małżeństwem i Rodziną z Rzymu. Na łamach magazynu „Communio” Granados metodycznie przyjrzał się temu, jak Fernández rozumie miłosierdzie i jak odnosi się do złożonych sytuacji moralnych. Według Granadosa zasadniczą linią teologii Fernándeza jest wyjście od konkretnych ludzkich sytuacji. Argentyńczyk nie chce uprawiać teologii teoretycznej, ale praktyczną. Granados napisał:
Wesprzyj nas już teraz!
[Fernández] „uważa, że lud chrześcijański, a zwłaszcza ludzie prości i biedni, mają specjalny wgląd w prawdy wiary, nawet jeżeli nie mają dużych zdolności spekulatywnych i racjonalnych. Są rodzaje wiedzy, której Bóg nie udziela uczonym, a które mogą lepiej pojąć prości ludzie dzięki swojemu życiowemu doświadczeniu Bożych tajemnic… Takie docenianie kontekstu ludowego prowadzi Fernándeza do stwierdzenia, że zamiast sensus fidelium [zmysł wierzących] należałoby raczej mówić o sensus populi [zmysł ludu]. Przyczyną tej zmiany jest uznanie, że w ramach sensus fidelium «wierzący» mogą postrzegać się jako oddzieleni jedni od drugich i w ten sposób tracić wiedzę, która pochodzi z ich jedności jako ludu. Są takie elementy wiedzy, których nie może pojąć wyizolowana osoba, a jedynie osoba w relacji z całą kulturą”.
Według Granadosa takie ujęcie grozi socjologizmem i budowaniem teologii wychodzącej od ludu zamiast teologii ludu. W efekcie Fernández ujmuje miłosierdzie przede wszystkim w kontekście działania na rzecz materialnych potrzeb bliźniego, co choć w chrześcijaństwie ważne, nie jest przecież pierwszorzędne. Co więcej, zgodnie z nauką św. Tomasza z Akwinu, największą z cnót jest posłuszeństwo woli Bożej. „Słusznie odczuwamy współczucie dla osób, które uwikłały się w grzeszne sytuacje. Ale współczucie nie jest licencją na minimalizowanie, lekceważenie czy błogosławienie destrukcyjnych zachowań, które są z tym związane” – napisał arcybiskup.
„Blaise Pascal, XVII-wieczny katolicki matematyk, naukowiec i filozof, wypowiedział słynne słowa, że «serce ma swoje racje, których rozum nie zna». Ludzkie serce jest przeciwwagą dla brutalności zimnej logiki i prawdy bez miłości. Nie jest jednak nieomylne. Uczucia – także współczucie – jeżeli stają się w ocenie moralnego dobra i zła suwerenne, mogą być groźnymi i mylącymi przewodnikami. Żaden «nowy paradygmat» ani «rozwój doktryny» nie może przynieść rezultatu w postaci alibi dla grzechu w świetle słów Bożych i wiedzy ufundowanej na długim doświadczeniu Kościoła. Serce rzeczywiście ma swoje własne racje. I czasami są one błędne” – podsumował.
Źródło: firstthings.com
Pach