W niedawnym wywiadzie Abp Stanisław Gądecki „od kuchni” opowiadał o obradach synodu o synodalności. Jak podkreślał przewodniczący polskiego episkopatu, podczas zgromadzenia zabrakło miejsca na polemikę i „racjonalne poszukiwanie prawdy”, a w całym „procesie synodalnym” głos niekatolicki wybrzmiewał głośnej od nauczania Kościoła. Hierarcha odważnie zwrócił również uwagę na liczne zagrożenia związane z postępowymi propozycjami i próbą dostosowania Kościoła do wpływowych nurtów w naukach humanistycznych. – Uzasadnione staje się pytanie o relację między Kościołem katolickim a tak rozumianym Kościołem synodalnym: czy w tej propozycji reformy mamy do czynienia z ciągłością czy zerwaniem? – mówił w rozmowie z portalem Catholic World Report abp Stanisław Gądecki.
– Tak jak kiedyś Europa dzieliła się swoją wiarą, tak dziś może zacząć dzielić się swoim brakiem wiary, który niszczy Kościoły w innych częściach świata. Stąd pytanie: czy Synod w całości będzie miejscem przekazywania wiary, czy raczej niewiary? – trzeźwo zauważał przewodniczący KEP. – Myślę, że chrześcijanie na Zachodzie często wątpią, że mają do przekazania ludziom coś tak istotnego, że od przyjęcia lub odrzucenia tego zależy ich los, to jest zbawienie lub potępienie. Tak więc, aby uniknąć odrzucenia, starają się ukryć tę część nauczania Jezusa, która może spotkać się ze sprzeciwem i ujawniają tylko to, co jest dzielone ze światem – dodawał duszpasterz.
Abp. Gądecki zwracał uwagę, że podczas synodu ton nadawały problemy „sytych” Kościołów państw europejskich, przeżywających poważny kryzys wiary. To właśnie na Starym Kontynencie „katolicyzm jest najbardziej zmodernizowany”, mówił hierarcha. – Mamy problemy Kościołów sytych. główne problemy podnoszone przez Kościoły zachodnie, w tym niemiecką Synodale Weg, to problemy cywilizacji konsumpcyjnej, w której ludzie przyzwyczaili się do tego, że nie muszą sobie niczego odmawiać – wyjaśniał. – Groźba zaprzepaszczenia dorobku dwóch tysiącleci chrześcijaństwa zagląda nam, przedstawicielom Zachodu, w twarz. Tak jak kiedyś Europa dzieliła się swoją wiarą, tak dziś może zacząć dzielić się swoim brakiem wiary, który niszczy Kościoły w innych częściach świata – dodawał biskup.
Wesprzyj nas już teraz!
Podczas rozmowy arcybiskup podzielił się również z wiernymi informacjami o sposobie organizacji soboru, który utrudniał odrzucenie sprzecznych z depozytem wiary postulatów. – Synod oferował wiele czasu na modlitwę i medytację. Sporo czasu spędziliśmy w małych grupach, gdzie jednak nie było okazji do autentycznej rozmowy. Wymogiem było „słuchanie rozmówcy bez uprzedzeń” i nie wdawanie się w polemikę. (…) – relacjonował. Podobne zasady „nie służą racjonalnemu poszukiwaniu prawdy”, ani dialogowi, konstatował polski duchowny.
– Konkretne zagadnienia były z góry przypisane do każdego stolika, więc bycie przypisanym do konkretnej grupy było równoznaczne z wykluczeniem z rozmowy na inne tematy. Były też sesje plenarne, na których można było zabrać głos. Na wypowiedzi przeznaczono trzy, a następnie dwie minuty. Niektórym uczestnikom udało się zabrać głos trzy lub cztery razy. Ja, co dziwne, nie miałem tyle szczęścia. Zachęcano nas do wysyłania stanowisk do sekretariatu, ale wydaje się, że jak dotąd nikt ich nie przeczytał – kontynuował.
Jak dodawał Jego Ekscelencja, wątpliwe jest, czy świeccy zaangażowani zarówno w rzymskie obrady „synodu”, jak i fazę konsultacji, rzeczywiście reprezentatywnie wypowiadali się w imieniu Ludu Bożego.
– Proces konsultacji rozpoczęty przez papieża Franciszka na poziomie parafialnym, diecezjalnym, krajowym i wreszcie kontynentalnym był nowym i interesującym doświadczeniem. Do udziału w nim zaproszono wszystkich, niezależnie od ich stosunku do wiary i Kościoła katolickiego. W wyniku takiego podejścia czasami głos „niekatolicki” był bardziej słyszalny niż „katolicki”. Nie na tym jednak polega poszukiwanie woli Bożej. Widzieliśmy szeroką gamę punktów widzenia, z najbardziej ekstremalnymi artykułowanymi w Niemczech, gdzie Synodale Weg przebiegał równolegle do procesu synodalnego – podkreślał abp. Gądecki.
– W całym procesie konsultacji wzięło udział prawdopodobnie mniej niż 1 proc. katolików. Jednocześnie – jak zwykle przy takich inicjatywach, także w środowisku świeckim – byli to ludzie aktywni, w czynach i słowach. Stąd pytanie o reprezentatywność zebranych opinii – tłumaczył duchowny
– Jednak grupa zaangażowanych nie-biskupów była bardzo zróżnicowana, a sposób, w jaki zostali nominowani, sprawił, że wątpliwe było, czy ich poglądy były reprezentatywne dla danego Kościoła, diecezji lub parafii – komentował rolę świeckich delegatów na „synod” przewodniczący KEP.
– Rosnące poczucie współodpowiedzialności świeckich za Kościół i ewangelizację należy powitać z entuzjazmem. Nie jest ono całkowicie nowe, ponieważ bez tego poczucia współodpowiedzialności nie mielibyśmy takich postaci jak święta Katarzyna ze Sieny, święty Tomasz Moore czy błogosławiony Carlo Acutis. Pojawia się jednak pytanie, czy istnieje specyficzne powołanie świeckich i świecka droga do świętości, czy też jedynym modelem jest droga kapłańska, a świeccy mogą wypełniać misję wynikającą z chrztu świętego w takim stopniu, w jakim stają się podobni do kapłanów – podsumowywał próby cedowania na laikat coraz większej ilości kompetencji szef Konferencji Episkopatu Polski.
– W rozmowie o świeckich widzę potrzebę obrony świeckości świeckich przed próbami ich „klerykalizacji”. Gdyby świeccy w swoim myśleniu o powołaniu skupiali się tylko na kwestiach liturgicznych, wiele obszarów właściwych ich powołaniu, takich jak rodzina czy polityka, zostałoby zaniedbanych – konkludował poznański metropolita.
Zdaniem hierarchy wydatny wpływ na wielu delegatów miała nieortodoksyjna niemiecka Droga Synodalna.
– W dniu otwarcia Synodu wszyscy otrzymaliśmy pocztą elektroniczną dokumenty niemieckiej Synodale Weg. Prawie wszystkie wymienione tam postulaty budzą moje poważne obawy. Uważam, że Kościół w Niemczech znajduje się w największym kryzysie od czasów Reformacji. Z kolei wysyłkę powyższych dokumentów odczytuję jako próbę rozpowszechnienia niemieckich problemów w całym Kościele. Dokumenty obficie czerpią z teologii protestanckiej i języka współczesnej polityki. Stąd bierze się przekonanie, że Kościół powinien dostosować się do świata poprzez przyjęcie systemu demokratycznego i standardów liberalnej biurokracji. W Niemczech mamy na ogół Kościół z rozbudowaną biurokracją. Z tego wynika chęć ograniczenia władzy biskupów i zamiar zbudowania świeckiej struktury władzy równoległej do hierarchicznej, a także wprowadzenia świeckiego nadzoru nad biskupami – relacjonował abp Gądecki.
– Dlaczego warto zajmować się dokumentami Synodale Weg? W jednej ze swoich wypowiedzi bp Georg Bätzing powiedział, że udało mu się uwzględnić wszystkie niemieckie postulaty w projekcie dokumentu końcowego Synodu. Istnieje więc ryzyko, że ojcowie synodalni, głosując nad dokumentem końcowym w przyszłym roku, w rzeczywistości zatwierdzą postulaty Synodale Weg, choć w nieco innym brzmieniu – ubolewał polski hierarcha.
Podczas wywiadu duchowny upomniał się również o wiernych, którzy walczą z własnymi skłonnościami do złego i poświęcają wiele, by żyć w zgodzie z nauczaniem Kościoła. Jedną z tych grup są chrześcijanie zmagający się ze skłonnościami homoseksualnymi, którzy świadomi nieuporządkowania grzechu sodomskiego zachowują czystość, zamiast żądać od Kościoła
„dostosowania” do nich Chrystusowej Nauki.
– Niektórzy, często identyfikujący się z określeniem LGBTQ+, prowadzą życie, które jest wyraźnie sprzeczne z nauczaniem Kościoła, a mimo to często dążą do zmiany tego nauczania. Inni, którzy nie identyfikują się z powyższą nazwą, prowadzą życie w czystości i oczekują, że Kościół umocni ich w tym wyborze poprzez swoje nauczanie. Osoby z tej drugiej grupy nie czują się odrzucone przez katolicką moralność seksualną. Wręcz przeciwnie. Dzięki nauczaniu Kościoła byli w stanie lepiej zrozumieć samych siebie i doświadczyli głębokiego spotkania z Chrystusem poprzez sakramenty – zaznaczał poznański ordynariusz.
– Bolesne jest dla nich to, że w praktyce duszpasterskiej coraz rzadziej spotykają się z nauczaniem Kościoła. Często spotykają się tam z typizacją, która odpowiada językowi ruchu LGBTQ+, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością ich życia, a nawet ją odrzuca. Osoby te, mimo że starają się żyć w stanie łaski uświęcającej i dążą do świętości, czują się opuszczone przez Kościół, który ignoruje ich potrzebę duchowego przewodnictwa i wsparcia. Atak na nauczanie Kościoła, którym kierują się w życiu, postrzegają jako bezpośredni atak na ich własną wiarę i ich życiowy wybór wierności Chrystusowi – komentował.
Na koniec abp Gądecki trzeźwo krytykował wprowadzanie do dokumentów kościelnych nie- teologicznego języka zaczerpniętego z lewicowej meta-polityki. – Chociaż słowo „włączenie” było często powtarzane w auli synodalnej, niewiele osób zastanawia się, co ono oznacza. Tymczasem termin ten, zanim dotarł do auli synodalnej, został jasno zdefiniowany w języku świeckiej polityki. Nie powinniśmy kojarzyć go jedynie ze świętami „all-inclusive”, ale również z Międzynarodową Federacją Planned Parenthood i agendą ONZ ds. kobiet. Dokumenty tych instytucji jednoznacznie podważają binarny podział płci i uznają wszystkie formy wyrażania płciowości za równoważne. Dotyczą one również zniesienia lub poluzowania istniejących kryteriów przystąpienia do różnych grup, w tym Kościoła. Kiedy Kościół luterański był Kościołem państwowym w Szwecji, ateista zażądał przyjęcia do wspólnoty kościelnej bez chrztu. Wygrał sprawę w sądzie, który orzekł, że wymaganie chrztu jest dyskryminacją – przypominał arcybiskup.
– Powstaje pytanie: Czy nauczanie Pana Jezusa było inkluzywne czy wykluczające? Jezus pozostawił uczniom jasne przesłanie: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu… (Mt 28,19). Czynił dobro i umarł na krzyżu za wszystkich, także za największych grzeszników, ale został ukrzyżowany między innymi dlatego, że postawił sprawę jasno, powiedział prawdę, także tę niewygodną dla słuchaczy. „Wy macie diabła za ojca” (J 8,44) – to nie były przypadkowe słowa. Radykalne włączenie nie było Jego najwyższym priorytetem, co widać, gdy wielu uczniów odeszło po Jego mowie o Chlebie Życia (J 6, 66) – wskazywał rozmówca Catholic World Report.
– Słowo „inkluzywność” zdecydowanie nie pasuje do teologii chrześcijańskiej. Przychodzi do nas z nauk społecznych. I tu pojawia się problem. Kościół wyznaje dogmat o nieomylności papieża. Jednocześnie można odnieść wrażenie, że część teologów i biskupów wierzy w nieomylność nauk społecznych, i to nawet nie nauk ścisłych, ale niektórych socjologów i teorii głównego nurtu, o których za kilkadziesiąt lat będzie się tylko wspominać w podręcznikach historii – konstatował.
Jak trafnie zwracał uwagę Abp Gądecki, podobne podejście świadczy o relatywizacji wiary i poczuciu, że jej zasady trzeba dostosować do współczesnych koncepcji propagowanych w ramach nauk humanistycznych.
– Wydaje mi się, że zdania takie jak „wypracowane przez nas kategorie antropologiczne nie są wystarczające do uchwycenia złożoności elementów wynikających z doświadczenia czy wiedzy naukowej” wynikają albo z nieuświadomionego kompleksu niższości, albo z zabobonnego podejścia do nauki – komentował przewodniczący KEP.
– Zdanie to stoi w sprzeczności z przekonaniem wyrażonym chociażby w Redemptor hominis (nr 10): „Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca, nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych, a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty, musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie „przyswoić”, zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć. Jeśli dokona się w człowieku ów dogłębny proces, wówczas owocuje on nie tylko uwielbieniem Boga, ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym – zwracał uwagę hierarcha.
(KAI)/ oprac. FA