Skoro Gazeta Wyborcza zdecydowała się na zrobienie wywiadu ze mną to nie powinna cenzurować moich poglądów. To co mówię określa mnie i mój światopogląd a nie osobę, która ze mną rozmawia – żali się na swoim profilu facebookowym aktor Krzysztof Pieczyński.
Popularny niegdyś doktor Bruno z „Na dobre i na złe” zdaje się tracić powoli kontakt z rzeczywistością. Obnoszenie się przez aktora z nienawiścią do Kościoła i wszystkiego co katolickie staje się niestrawne nawet dla „Gazety Wyborczej”. Medium z Czerskiej naraziło się Pieczyńskiemu, jak podkreśla aktor, „ocenzurowaniem” wywiadu z nim.
Wesprzyj nas już teraz!
Redakcja ocenzurowała go używając następującego stwierdzenia: „zbyt dużo metafizyki, teorii, które musielibyśmy przyjąć na wiarę” – wspomina. Potem udzielił drugiego wywiadu, sytuacja się jednak powtórzyła. – Redakcja nawet nie wysiliła się, żeby powiedzieć to innymi słowami – dodaje wzburzony Pieczyński. Jak podkreśla aktor „to bardzo przypomina mi sytuację, w której na Wawelu pojawił się łańcuch, uniemożliwiający opieranie się o ścianę tysiącom ludzi z całego świata wierzącym, że na Wawelu jest bardzo silny czakram, który ma również moc uzdrawiającą”.
Pieczyński brnie w swoich wynurzeniach dalej, by w końcu stwierdzić:
„Napis postawiony przez kk obok łańcucha informował, że nie ma żadnych dowodów naukowych ani religijnych (tzn. katolickich) żeby coś tam było, a zachowanie ludzi urąga godności miejsca. Ten koincydent pozwala mi wnioskować, że Gazeta Wyborcza jest finansowana przez kk”.
Reszta wpisu to stek bredni oskarżających Kościół i Watykan o wszelkie możliwe niegodziwości. Nie zabrakło także trudnego do strawienia paranaukowego bełkotu.
Niesiony antyklerylanym szałem Pieczyński konkluduje: „bo teraz to kościół mówi narodowi, co ma robić i jak żyć, i za te morały kasuje niewyobrażalne pieniądze. Wierzę, że nasz kraj może się zmienić, ale musimy bardzo szybko dojrzeć do samodzielności duchowej”.
luk