Tak zwana „afera mailowa” trwa w najlepsze, a na Telegramie wciąż wyciekają coraz to nowsze maile autorstwa – rzekomo – naszych rządzących. W obliczu ciągłego milczenia premiera i jego ekipy, podejrzenia co do ich autentyczności wzrastają z każdą godziną.
Z przekazanych opinii publicznej screenów wynika, że decyzji dotyczących zamknięcia określonych sektorów gospodarki w grudniu 2020 r. dokonywano „na oko”, a jedynym kryterium nie były dane naukowe, ale wywołanie wśród społeczeństwa WRAŻENIA walki z wirusem. „Jeśli zamkniemy tak po prostu galerie, to przyznamy się do błędu, że otworzyliśmy 29 listopada. Musimy uzasadnić, że np. nie przestrzegano tam zasad” – miał pisać Norbert Maliszewki, szef Centrum Analiz Strategicznych. „Lepiej, moim zdaniem [zamknąć – red.] te miejsca, gdzie łatwo wykazać problem. Na 100 proc. w galeriach bez stoisk na tzw. wyspach, gdyż sądzimy, że powstaje tłok w przejściach (…) Dlatego trzeba mieć pomysł jak to tłumaczyć. Jest ten pomysł, którego się boję – odbioru społecznego. Wtedy jest uzasadnienie” – dodawał.
W innym mailu wskazywał, że rząd „z pełną świadomością” idzie wbrew nastrojom społecznym, ponieważ było za dużo zgonów i zachorowań. Dlatego odradzał premierowi stosowanie terminu „kwarantanna narodowa”, mimo poważnych obaw o wystąpienie tzw. trzeciej fali. Wyborcy mieli łatwiej „kupić” „bezpiecznik/hamulec bezpieczeństwa”. Zamknięcie praktycznie wszystkiego w okresie świątecznym wziął na siebie w sposób arbitralny sam premier Morawiecki. „Także siłownie. Także fitness. Cały!!! Żadnych wyjątków dla sportowców. Hotele całe – żadnych wyjątków dla podróży służbowych. Handel w galeriach – closed” – pisał.
Wesprzyj nas już teraz!
W pewnym momencie, premier zażądał wprowadzenia – wzorem „innych państw Europy” – godziny policyjnej. Wykonawcą jego woli miał być minister zdrowia Adam Niedzielski. Na szczęście, takie zapędy polityków PiS powstrzymał Krzysztof Szczucki, prezes Rządowego Centrum Legislacji, sugerując, że „Niestety rozporządzeniem nie możemy wprowadzić ani godziny policyjnej ani zakazu przemieszczania się pomiędzy województwami. Ewentualne kary będą uchylane przez sądy jako niezgodne z ustawą i konstytucją”. Szczucki proponował w zamian, by policja sprawdzała liczbę osób na zabawach sylwestrowych. Prezes RCL doskonale wiedział, że służby nie mają prawa legitymować ludzi na podstawie przepisów pandemicznych, więc z pełną świadomością sugerował stosowanie innych pretekstów, np. zakłócania ciszy nocnej.
Natomiast kiedy w Polsce trwała II fala, a rząd nie znał dokładnych przewidywań dotyczących przyszłości, doradcy premiera rozważali możliwość ODESŁANIA REZERWOWYCH RESPIRATORÓW do Niemiec, dołączając „list do Pani Kanclerz w duchu wsparcia dla dumnego narodu niemieckiego i polskiej solidarności”. Tym samym chciano odtrąbić propagandowy sukces o doskonałym rządzie, który ratuje nie tylko swoich obywateli, ale i potężne Niemcy.
Dlaczego nie dokumentowano posiedzeń Rady Medycznej przy premierze? Gdyby wyciekły np. stenogramy nagrań, dziesięć razy mocniej oddające atmosferę, w jakiej zapadały tak znaczące dla społeczeństwa decyzje, ludzie po prostu wynieśliby rządzących z Sejmu na widłach. A może jakieś nagrania nie tylko istnieją, ale i czekają na odpowiedni moment?
Z dostępnych w sieci maili wynika, że między bajki możemy włożyć narrację o pełnym dobrych chęci, lecz może nieco nieporadnym rządzie, który robi co może i używa wszelkich dostępnych – niewielkich, ale zawsze – środków do zarządzania sytuacją w najtrudniejszych miesiącach pandemii. Okazało się, że w czasie największej biologicznej katastrofy od czasów II wojny światowej rządzący w głębokim poważaniu mieli zarówno badania naukowe, opinie lekarzy, sytuację w służbie zdrowia czy ludzkie zdrowie i życie. Od początku chodziły tylko i wyłącznie o czysty PR; rząd przede wszystkim miał „dobrze wypaść” na tle głębokiego i poważnego kryzysu.
Naprawdę, z ciężkim sercem przychodzi dołączać do chóru tak „zasłużonej” dla naszego kraju opozycji, ale ekipa Morawieckiego i Kaczyńskiego sama jest sobie winna. Nie pomogą oskarżenia o sprzyjanie Rosjanom czy zrzucanie winy na hakerów; to nie okoliczności przyrody czy zła koniunktura, ale panowie rządzący „sami sobie ten los zgotowali”, parafrazując klasyka. Co skłoniło najważniejsze osoby w państwie do prowadzenia takiej korespondencji z prywatnych, niezabezpieczonych maili? Buta, arogancja, niezachwiana wiara w bezkarność, a może zwykła niewiedza bądź zwyczajna głupota?
A już naprawdę głuchy śmiech wywołuje obecna narracja prorządowych mediów, obsadzających w roli sprawców całego zamieszania czynniki zewnętrzne lub prywatną vendettę. Może trzeba przypomnieć jak wyglądała sytuacja, gdy wyciekły pierwsze rozmowy „u Sowy”? Ekipa Tuska także miała usta pełne frazesów o złych „kelnerach”, prowadzących do destabilizacji państwa.
W całej aferze najsmutniejsze jest jednak co innego. Okazuje się, że – jaka ekipa by nie rządziła – decydujące zdanie wciąż mają „Stare Kiejkuty”, wykorzystujące kryzysy do przesuwania wajchy w odpowiednim kierunku. Po raz kolejny dowiadujemy się, że zakulisowe ośrodki (służby, loże…?) wciąż posiadają dostateczną siłę wpływu. Pewnie w jakichś szufladach, gotowe na odpalenie wciąż czekają jakiejś „taśmy PiS-u”. I będą tam czekać dopóki obecna ekipa nie zboczy z jedynego, słusznego kierunku. Ot, taka ci demokracja…
Piotr Relich