Kraje afrykańskie chcą wyrwać się z uścisku mocarstw i budować nowy ład międzynarodowy, głównie poprzez reformę Rady Bezpieczeństwa ONZ – pisze na łamach „Foreign Affairs prof. Tim Murithi z Instytutu Sprawiedliwości i Pojednania, wykładowca studiów afrykańskich na Uniwersytecie w Kapsztadzie i Uniwersytecie Stellenbosch w RPA.
W artykule zatytułowanym „Order of Oppression” naukowiec zaznacza, że Afryka nie chce być wciągana do rozgrywek wielkich mocarstw i celowo zajmuje neutralne lub niejednoznaczne stanowisko w sprawie wojny na Ukrainie. Mieszkańcy kontynentu są przekonani, że obecny ład międzynarodowy, do obrony którego nawołują główne mocarstwa, nie jest sprawiedliwy. Proponują stworzenie nowego porządku opierającego się na zasadzie równości, potrzebie naprawienia krzywd historycznych i zasadzie samostanowienia.
Prof. Murithi przypomina, że po inwazji Rosji na Ukrainę wiele państw afrykańskich odmówiło zajęcia zdecydowanego stanowiska wobec Moskwy, a 17 państw afrykańskich nie zagłosowało za rezolucją ONZ potępiającą Rosję. Co więcej, większość krajów utrzymuje stosunki handlowe z Moskwą, pomimo zachodnich sankcji. Z tego powodu spotkały się z ostrą krytyką tak USA, jak i Francji za „zdradę liberalnych zasad”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Jednak prawda jest taka, że międzynarodowy porządek oparty na zasadach nie służy interesom Afryki” – kontynuuje uczony. „Wręcz przeciwnie – pisze – zachował status quo, w którym główne mocarstwa światowe – czy to zachodnie, czy wschodnie – utrzymały swoją pozycję dominacji nad globalnym Południem. W szczególności za pośrednictwem Rady Bezpieczeństwa ONZ Chiny, Francja, Rosja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone wywarły ogromny wpływ na narody afrykańskie i zdegradowały afrykańskie rządy do roli obserwatorów we własnych sprawach. Przykładem jest bombardowanie Libii przez Brytyjczyków, Francuzów i Stany Zjednoczone w 2011 r., usprawiedliwione kwestionowaną interpretacją rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ zezwalającej na tworzenie stref zakazu lotów. Przed interwencją NATO, Unia Afrykańska realizowała strategię dyplomatyczną mającą na celu deeskalację kryzysu w Libii. Ale kiedy rozpoczęła się operacja wojskowa, wysiłek UA stał się bezprzedmiotowy, a Libia pogrążyła się w cyklu przemocy i niestabilności, z którego jeszcze nie może się wydostać”.
Autor wylicza, że od dziesięcioleci kraje afrykańskie wzywają do zreformowania Rady Bezpieczeństwa ONZ i rekonfiguracji szerszego systemu międzynarodowego na bardziej sprawiedliwych warunkach. Jednak ich apele są ignorowane.
Obecny ład zdefiniowany przez główne mocarstwa służy właśnie im. To one decydują, jak należy definiować pokój i bezpieczeństwo („narzucanie swojej woli innym”). Jednak to się zmienia i Afryka, a także inne kraje rozwijające się nie chcą już sprzymierzać się z Zachodem czy Wschodem.
Afrykanie mają pomysł na swój rozwój i nie chcą, by eksploatowano ich bogactwa. Domagają się naprawy szkód za niewolnictwo, kolonializm, apartheid itd. Nie zamierzają dłużej być „globalnymi obywatelami drugiej kategorii” tym bardziej, że „prześladowcy z przeszłości nie zmienili swojego sposobu myślenia i nastawienia — jedynie retorykę i metody. Zamiast brać to, czego chcą brutalną siłą, jak to robiły w przeszłości, główne mocarstwa polegają teraz na preferencyjnych umowach handlowych i wypaczonych ustaleniach finansowych, aby wyssać zasoby kontynentu, często w zmowie ze skorumpowanymi afrykańskimi elitami.”
Nadal też używają siły, by „stać na straży międzynarodowego systemu opartego na zasadach”. Profesor wyrzuca mocarstwom – tak z Zachodu, jak i Wschodu) bezprawną interwencję w byłej Jugosławii, Libii, Afganistanie, Iraku, Syrii, Gruzji i Ukrainie.
Dodaje, że te interwencje największych mocarstw „stale podważają pozory porządku opartego na zasadach i sprawiają, że świat jest znacznie mniej stabilny. Na przykład nielegalne inwazje na Irak i Syrię podsyciły brutalne ruchy ekstremistyczne, w tym rozwój Al-Kaidy i Państwa Islamskiego (znanego również jako ISIS), które od tego czasu rozprzestrzeniły się jak wirus w całej Afryce. Po części, wskutek chaosowi wywołanemu interwencją NATO w Libii, islamski terroryzm zakorzenił się w regionie Sahelu, dotykając Burkina Faso, Czad, Mali, Mauretanię i Niger. Podobnie w Afryce Wschodniej ekstremizm religijny importowany z Bliskiego Wschodu podkopuje stabilność w Kenii, Mozambiku, Somalii i Tanzanii, z których wszystkie te kraje są terroryzowane przez ekstremistyczną grupę znaną jako al Szabab. Zagrożenia te nie są dotkliwie odczuwane w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu, Brukseli, Moskwie czy Pekinie. Przeciwnie, mają z nimi do czynienia Afrykanie, którzy mieli niewiele do powiedzenia w interwencjach ich rozpalających”.
Profesor zarzucił hipokryzję mocarstwom, które nie były w stanie zapobiec katastrofom humanitarnym w Rwandzie w 1994 r., w Srebrenicy w 1995 r., na Sri Lance w 2009 r. , a teraz w Chinach, gdzie w obozach przebywa ponad milion Ujgurów.
„Mit funkcjonującego systemu norm międzynarodowych, który krępuje kaprysy narodów, należy teraz odrzucić. Mocarstwa światowe muszą uznać to, o czym kraje afrykańskie wiedziały od dziesięcioleci: dysfunkcyjny porządek międzynarodowy stanowi wyraźne i aktualne zagrożenie dla wielu krajów rozwijających się” – dodaje ekspert.
Autor przywołał m.in. program Unii Afrykańskiej – Agendę 2063 (panafrykanizm i zrównoważony rozwój). Przewiduje ona federalizację kontynentu i przekształcenie go w potęgę gospodarczą poprzez skupienie się na regulowaniu przepływów migracyjnych i stworzeniu wspólnego rynku. Na razie poważnym wyzwaniem jest skonsolidowanie wszystkich rządów na całym kontynencie. Nowy porządek miałby opierać się na zasadach uczciwości, równości, odpowiedzialności i zadośćuczynienia za przeszłe krzywdy.
Nacisk kładzie się na dążenie do samostanowienia, globalnej solidarności, sprawiedliwości i pojednania. Proponuje się reformę Rady Bezpieczeństwa, której – jak pokazują dane – ponad połowa posiedzeń i 70 procent rezolucji było poświęconych sprawom legitymizacji interwencji wojskowych w Afryce. Tymczasem w organie tym nie ma wśród pięciu stałych członków krajów afrykańskich. Mają one jedynie dwa lub trzy rotacyjne miejsca w Radzie bez prawa weta. To „parodia sprawiedliwości”. Afrykańczycy chcą mieć pełną reprezentację we wszystkich organach decyzyjnych ONZ,
Chcą także zmobilizować inne kraje, aby można było zwołać konferencję przeglądową Karty ONZ i zmienić zasady funkcjonowania Rady Bezpieczeństwa. W tym celu potrzebują poparcia dwóch trzecich państw Zgromadzenia Ogólnego ONZ i głos dziewięciu dowolnych członków Rady Bezpieczeństwa (nie tylko stałych członków). Takiego głosowania nie mogliby zawetować stali członkowie, którzy w przeszłości sabotowali próby zreformowania Rady.
Konferencja przeglądowa mogłaby istotnie zmienić Kartę Narodów Zjednoczonych i wprowadzić nowe postanowienia, które przekształciłyby system wielostronny w nowy porządek „bardziej demokratyczny i lepiej odpowiadający potrzebom uciskanych – przesiedleńców, dotkniętych wojną lub po prostu zubożałych osób, by mocniejsze państwa nie mogły nadużywać swoich uprzywilejowanych pozycji”.
Profesor pisze, że żaden kraj nie mógłby mieć prawa weta w sprawie zbiorowego podejmowania decyzji, a władza byłaby podzielona między państwa narodowe i podmioty ponadnarodowe, w tym UA, UE, Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej i Organizację Państw Amerykańskich.
Co więcej, postuluje się wzmocnienie systemu poprzez powołanie globalnego trybunału sprawiedliwości, który mógłby być sfinansowany na przykład z podatków od międzynarodowych przepływów kapitałowych.
By zreformować system Afryka musi zbudować koalicję chętnych, jednocząc resztę globalnego Południa i wszystkie kraje rozwinięte
Dopóki to się nie stanie, rządy afrykańskie mają nadal realizować strategię niezaangażowania i celowej dwuznaczności w stosunkach z głównymi mocarstwami.
Wróćmy jednak na chwilę do Agendy 2063, czyli „wspólnych ram strategicznych na rzecz wzrostu gospodarczego sprzyjającego włączeniu społecznemu i zrównoważonego rozwoju”, która została przyjęta w styczniu 2015 r. w Addis Abebie w Etiopii przez 24. Zgromadzenie Szefów Państw i Rządów.
Agenda 2063 jest zakotwiczona w wizji UA i opiera się na siedmiu aspiracjach: 1. Zamożna Afryka oparta na wzroście sprzyjającym włączeniu społecznemu i zrównoważonym rozwoju; 2. Kontynent zintegrowany, zjednoczony politycznie, oparty na ideałach panafrykanizmu i wizji afrykańskiego renesansu; 3. Afryka dobrych rządów, poszanowania praw człowieka, sprawiedliwości i rządów prawa; 4. Pokojowa i bezpieczna Afryka; 5. Afryka o silnej tożsamości kulturowej, wspólnym dziedzictwie, wartościach i etyce; 6. Afryka, której rozwój jest napędzany przez ludzi, opiera się na potencjale ludności afrykańskiej, zwłaszcza jej kobiet i młodzieży oraz troszczy się o dzieci; oraz 7. Afryka jako silny, zjednoczony, odporny i wpływowy globalny gracz i partner.
Przyjęty w oparciu o tę strategię 10-letni plan obecnie wdrażany przewiduje przyspieszenie transformacji politycznej, społecznej, gospodarczej i technologicznej w Afryce, przy jednoczesnym kontynuowaniu panafrykańskiego dążenia do samostanowienia, wolności, postępu i zbiorowego dobrobytu. Oczywiście jednym z celów jest upowszechnienie dostępu do „zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego” na kontynencie.
Powstaje pytanie, czy faktycznie jest to program Afrykańczyków, czy może globalnych doradców, „ekspertów” Unii Afrykańskiej?
Źródło: foreignaffairs.com, wedocs.unep.org
AS