Algieria, Nigeria i Uganda zostały kolejnymi afrykańskim krajami, które dołączyły do BRICS podczas zakończonego w ubiegłym tygodniu szczytu tej grupy w rosyjskim Kazaniu. Na razie jako państwa partnerskie, ale wnioski o przyjęcie złożyło co najmniej dziewięć kolejnych.
BRICS, składający się pierwotnie z Rosji, Brazylii, Indii, Chin i Republiki Południowej Afryki, zdecydowanie dąży do zmiany porządku struktury gospodarczej świata, a próbująca grać w nim pierwszoplanową rolę Rosja – do przeciwstawienia bloku Stanom Zjednoczonym i, szerzej, Zachodowi. W tym celu przeciąga na swoją stronę kolejne kraje rozwijające się, przede wszystkim z Afryki, ponieważ tam jest ich najwięcej. W styczniu do BRICS dokooptowano czterech nowych członków: Iran, Zjednoczone Emiraty Arabskie i – z Afryki – Egipt oraz Etiopię. W październiku zaproszono kolejnych trzynaście.
Najświeższym afrykańskim narybkiem jest Nigeria, która już wcześniej wyraziła zainteresowanie zacieśnieniem współpracy w zakresie handlu, technologii i bezpieczeństwa w ramach BRICS. Obecnie uzyskała status kraju partnerskiego, wymyślonego w Kazaniu po to, by rozszerzyć BRICS o państwa, które z różnych powodów nie spełniają wcześniej określonych kryteriów.
Wesprzyj nas już teraz!
Nigeria jest najludniejszym krajem na kontynencie, liczy około 200 mln mieszkańców, przez co może być w przyszłości atrakcyjnym rynkiem konsumenckim. W przyszłości, ponieważ obecnie kraj ten przeżywa najgorszy kryzys od dziesięcioleci. Ponad 87 mln ludzi żyje poniżej granicy ubóstwa. Średnie miesięczne zarobki wynoszą mniej niż 20 dolarów, a inflacja przekracza 30 proc.
Gdy BRICS liczy na nigeryjskich konsumentów, Nigeria oczekuje od nowych partnerów inwestycji i technologii. Kraj ma bogate zasoby ropy naftowej i gazu, ale lata zaniedbań sprawiły, że sam importuje benzynę i produkty ropopochodne.
Afrykańskim krajem partnerskim została również Algieria, ku zaskoczeniu samych Algierczyków. Państwo to ubiegało się o przystąpienie do bloku niemal rok temu, ale nie otrzymało zaproszenia na poprzedni szczyt w Johannesburgu. Jeszcze na początku października prezydent Abdelmadjid Tebboune ogłosił, że jego kraj nie będzie ponownie zabiegać o przyjęcie, choć pozostanie członkiem Nowego Banku Rozwoju BRICS, do którego wniósł 1,5 mld dolarów.
Algieria posiada największą powierzchnię lądową w Afryce, jest bogata w zasoby mineralne i energetyczne i jako jeden z nielicznych krajów kontynentu nie ma długu zewnętrznego. Prezydent uważa, że Algieria spełnia wszelkie wymagania, by dołączyć do BRICS jako pełnoprawny członek, a ubiegłoroczne odrzucenie jej kandydatury miało wyłącznie podłoże polityczne. W ocenie strony algierskiej za tą decyzją miały stać Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Stosunki między tymi dwoma krajami uległy znacznemu pogorszeniu po nałożeniu przez Algierię sankcji na przedsiębiorstwa z ZEA, w rewanżu za poparcie przez to państwo praw wrogiego Algierii Maroka do Sahary Zachodniej. W Kazaniu uciszono protesty Abu Zabi i wybrano formę pozwalającą wyjść z twarzą obu krajom.
Trzecim państwem z Afryki, które otrzymało status partnerski jest Uganda, której wpływy do budżetu w dużej mierze pochodzą z rolnictwa. Uganda, wchodząc do BRICS, liczy na zwiększone inwestycje w tym sektorze, zwłaszcza dotyczące produkcji kawy i herbaty. Dzięki gospodarce rynkowej, obfitym żyznym glebom, zasobom ropy naftowej i złota oraz młodej populacji anglojęzycznej Uganda postrzegana jest przez BRICS jako kraj z ogromnym potencjałem. Nikomu w tym gronie nie przeszkadza, że pod rządami prezydenta Yoweriego Museveniego, sprawującego władzę od 1986 r., instytucje demokratyczne są mocno ograniczone, a w kraju kwitnie korupcja.
Na rozpatrzenie swoich wniosków czekają też: Demokratyczna Republika Konga, Komory, Gabon, Maroko, Senegal, Gwinea Bissau, Zimbabwe, Kamerun; na zaproszenie liczy również Angola.
Na ubiegłorocznym szczycie BRICS w Johannesburgu obecny był przedstawiciel Namibii, jednak ten południowoafrykański kraj zdecydował się ostatecznie nie wstępować do bloku, choć prowadzi intensywne transakcje handlowe z krajami doń należącymi. Podobną politykę stosuje Kenia, jedna z najsilniejszych gospodarek Afryki, usilnie namawiana z wewnątrz i z zewnątrz, by do BRICS przystąpiła.
Kraje BRICS stanowią około 42 proc. światowej populacji, 30 proc. światowej powierzchni lądu i 24 proc. globalnej produkcji gospodarczej. Ale blok jest niespójny pod każdym względem – obok potężnej gospodarki Chin jest Etiopia, gdzie na 126 mln ludzi niemal 30 mln żyje w skrajnym ubóstwie. Zmaga się z wewnętrznymi podziałami w szeregu kwestii, w tym w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi i w sprawie stanowiska wobec inwazji Rosji na Ukrainę. Spór o etiopską Wielką Tamę Odrodzenia na Nilu może w każdej chwili przerodzić się w wojnę między Egiptem a Etiopią. Nie mniejsze są napięcia między Algierią a kandydującym Marokiem. Rosnąca liczba afrykańskich członków może więc z jednej strony zwiększyć wpływy BRICS, ale wprowadza przy okazji nowe napięcia.
Dla krajów afrykańskich BRICS nie jest alternatywą wobec Zachodu, jak chciałaby tego Rosja, ale dodatkowym potencjalnym źródłem pozyskiwania pieniędzy i inwestycji. Przy okazji daje możliwość poczucia odgrywania ważnej roli w światowej gospodarce.
Źródło: PAP / Tadeusz Brzozowski, Lusaka
Javier Milei pokonał lewicową konkurencję. Kim jest nowy prezydent Argentyny?