„Komisja Europejska (KE) zaproponowała pakiet rozwiązań, mających ograniczyć emisję dwutlenku węgla, doprowadzić UE do rewolucji energetycznej przestawiając ją na OZE (odnawialne źródła energii), plus jeszcze garść innych propozycji z cyklu: zmiany klimatu postępują, trzeba działać. Tyle tylko, że propozycje KE skończą się rewolucją, ale nie proklimatyczną, a paneuropejską rewoltą żółtych kamizelek” – wskazuje dr Łukasz Stach komentując zaprezentowany przez eurokratów plan „Fit for 55”.
Politolog zauważa, że osiągnięcie zakładanych przez KE celów emisji dwutlenku węgla niczego nie zmieni w tzw. kwestiach klimatycznej. Dlaczego? Ponieważ UE odpowiada za… 9 proc. globalnej emisji CO2 generowanej przez człowieka.
„UE może sobie ograniczać emisję CO2 i innych gazów cieplarnianych, ale reszty świata do tego nie zmusi i ta reszta świata z nawiązką wyemituje to, co UE sobie ograniczy. Dodatkowo, rozwiązania ograniczające emisję CO2 będą miały dalekosiężne konsekwencje dla Europy, zarówno gospodarcze, jak i społeczne, i polityczne” – przekonuje dr Stach, po czym wymienia część tychże konsekwencji.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeśli chodzi o gospodarkę, politolog w pierwszej kolejności wskazuje na skokowy wzrost cen energii, co jego zdaniem „skutecznie zadusi konkurencyjność unijnych gospodarek, zwłaszcza w biedniejszych regionach”.
„Sektor małych i średnich przedsiębiorstw może tego nie wytrzymać, co oznaczać będzie dominację wielkich korporacji, pojawienie się strukturalnego (klimatycznego) bezrobocia i dalszą erozję klasy średniej. Energochłonny przemysł ucieknie z UE np. do biedniejszej części Azji czy Afryki, tam sobie będzie emitował CO2 (oraz inne gazy) do woli i jeszcze trochę (w zupełności nie przejmując się jakimikolwiek ograniczeniami i środowiskiem naturalnym), a Europa stanie się gospodarczym skansenem, acz zeroemisyjnym” – podkreśla analityk. „Skok cen energii oznacza drenaż kieszeni Europejczyków i pauperyzację najmniej zarabiających, już zresztą wydrenowanych przez kryzys w eurozonie. Droga energia oznacza droższe wszystko, a pomysły KE załatwią część transportu, rolnictwa, energetyki, przemysłu wydobywczego, itp. Ale czego się nie robi w imię walki z zmianami klimatu…” – dodaje.
Zapaść gospodarcza, o której pisze dr Stach, spowoduje radykalną zmianę sytuacji społecznej. „Swego czasu władze Francji podniosły ceny energii i skończyło się masowymi protestami trwającymi z górą dwa lata. Rząd Holandii próbował przekonać rolników do ograniczenia chowu o 50 proc. (bo klimat) i też skończyło się to protestami. Mniemam, że pomysły KE wygenerują jeszcze silniejsze zawirowania, ponieważ propozycje uderzają w zbyt wiele branż i sięgają bardzo głęboko do kieszeni podatników UE, zwłaszcza tych najuboższych, najbardziej dotkniętych kryzysem w strefie euro” – wskazuje. To wszystko, zdaniem autora analizy, doprowadzi do „wybuchów” i „rozrób”.
Kolejnym skutkiem będą potężne zmiany polityczne w Europie. „Jeżeli KE przeforsuje swoje pomysły, to za ich wdrożenie odpowiadać będą rządy krajów członkowskich. W przeciwieństwie do KE muszą one uważać na opinię publiczną, a ta nie będzie zachwycona, kiedy zorientuje się ile za pomysły KE będzie musiała zapłacić. Co zrobią politycy w obliczu wkurzonego elektoratu? Cóż – zwalą winę na UE. Że tak Unia kazała… Konsekwencje łatwo sobie wyobrazić – ruchy eurosceptyczne wykorzystają prezent i urosną w siłę” – wskazuje dr Stach.
W ocenie politologa istnieją dwa prawdopodobne scenariusze tej sytuacji. Pierwszy to wizja rozpadu UE. Drugi – budowy państwa totalitarnego kontrolującego wszystkie aspekty życia Europejczyków w imię redukcji CO2 (co jedzą, czym jeżdżą, ile energii zużywają, itp.).
„Najgorsze w tym jest to, że cele klimatyczne można osiągnąć inną drogą, normalnie – nie zakazując ludziom i podmiotom gospodarczym tego czy tamtego, lub obciążając ich bezsensownymi kosztami. Można ludzi zachęcać do korzystania z zielonej energetyki, pokazać im, że opłaca się inwestować w OZE. Pieniądze można wydać na dostosowanie się do zmian klimatu lub na zwiększenie efektywności energetycznej, aby optymalnie wykorzystać tonę węgla, metr sześcienny gazu ziemnego lub baryłkę ropy, a tam gdzie to możliwe, uzupełnić te nośniki energią z OZE. Ale KE wydaje się ta drogą kompletnie niezainteresowana – ma być dekarbonizacja, w perspektywie czasu degazyfikacja. Ciemno widzę przyszłość UE. Ciemno – chociażby z tej przyczyny, że prądu braknie” – podsumowuje dr Łukasz Stach.
Źródło: Facebook / Łukasz Stach
TK