„Kiedy Bóg stwarzał świat, czynił to z mądrością, to jest zamysłem, porządkiem, celem (por. Prz 3,19). W Księdze Rodzaju czytamy, że Adam i Ewa, czyli pierwsi ludzie, powołani zostali do istnienia jako mężczyzna i kobieta. Żyli w bliskiej relacji z Bogiem do czasu swojego nieposłuszeństwa polegającego na spożyciu owocu z zakazanego drzewa. Na skutek ich buntu została skażona cała natura. To zaś oznacza, że grzech pierwszych rodziców zniekształcił w całości pierwotny projekt. Przychodzimy więc na świat ze skłonnością do sprzeciwu wobec zamysłów Stwórcy. Jeśli zatem Bóg ukształtował człowieka jako mężczyznę, a ten twierdzi, że jest kobietą, Biblia mówi, że to nieprawda. Odrzucenie Bożego projektu to powiedzenie swojemu Stwórcy: „wiem lepiej”. I choć wybór ten usprawiedliwić będzie można tysiącem zdań, Księga Przysłów napomina: „Jest droga, która wydaje się człowiekowi słuszna, lecz w końcu prowadzi do śmierci” (14,12).
Gdy w 1992 roku ukazała się słynna książka Johna Graya pt. „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”, mieszkańcy zachodniej części globu jeszcze rozumieli, że pomiędzy „Marsjanami” a „Wenusjankami” zionie – parafrazując jeden z biblijnych wersetów – biologiczna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać (por. Łk 16,26). Mężczyznę w kobiecych fatałaszkach nazywano wówczas transwestytą, a kobietę z brodą – mówiąc żartobliwie – odsyłano do cyrku. Dziś na pytanie: „Kim jest kobieta?” spora grupa ludzi z powagą godną lepszej sprawy przekonuje, że „to ktoś, kto identyfikuje się jako kobieta”. Konia z rzędem temu, kto obroni taki wywód. W tym szaleństwie jest jednak metoda – chodzi o zmianę znaczenia słów, ponieważ – jak zauważył George Orwell w swojej słynnej powieści pt. „Rok 1984” – zmieniając znaczenie słów, ogranicza się ludzkie horyzonty myślowe, a więc i widzenie świata.
Wesprzyj nas już teraz!
W przypadku zmian, które chcą osiągnąć propagatorzy transgenderowej narracji, mamy do czynienia z zakrojonym na szeroką skalę gaslightingiem skutkującym utratą zaufania do własnego osądu, a tym samym poczucia kontroli nad życiem. Stałe podważanie obrazu rzeczywistości sprawia, że poddawana tego typu manipulacjom osoba staje się podatna na wpływy i podporządkowana. Z takiego stanu wytrącić ją może moment „przebłysku”, w którym obnażony zostaje fałsz manipulatora. Prowadzi to czasem do sytuacji wręcz zabawnych. Podczas jednego z protestów liberalnej lewicy w Stanach Zjednoczonych zapytano kobietę, czego najbardziej boi się w nadchodzącym wówczas 2025 roku. W dostępnym na You Tube materiale słyszymy, że najpoważniejszą trudnością jest dla niej fakt, że ludzie nie odróżniają prawdy od kłamstwa. Na pytanie: „kim jest kobieta” miała odpowiedzieć: „To tak naprawdę nie ma znaczenia”. W trakcie innego z politycznych eventów lewicy poproszono uczestników o wyjaśnienie powodu swojej obecności. Jeden z nich stwierdził, że zależy mu na poważnym podejściu do ustaleń nauki. Dziennikarz dopytał, czy ma na myśli prawdę naukową mówiącą o tym, że istnieją tylko dwie płcie. W odpowiedzi miał jednak usłyszeć, że „jest w błędzie, myśląc, że istnieją tylko dwie”.
Ikoniczne stały się wręcz potyczki słowne Piersa Morgana, brytyjskiego dziennikarza i prezentera telewizyjnego, z tak zwanymi osobami transpłciowymi. W jednej z debat, którą prowadził na żywo, zwrócił się do uczestniczki deklarującej się jako „osoba niebinarna” z prośbą o wyjaśnienie pojęcia „niebinarność” i sens stosowania zaimków they/them. Naturalna z punktu widzenia prowadzącego dyskusję ciekawość okazała się dla zaproszonej „osobiście niewygodna”. Komentujący to spotkanie Andrew Klavan w rozmowie z Megan Kelly na jej kanale YT zauważył, że społeczność „osób transpłciowych” oderwana jest od rzeczywistości. Według amerykańskiego pisarza i komentatora politycznego, ludzie z mentalnymi zaburzeniami, a także stojąca za nimi agenda, zmuszają nas poprzez różnego rodzaju naciski do akceptacji swojej prawdy, która jest w istocie kłamstwem.
Odpowiedzialną za propagowanie nierealnej wizji świata ma być, zdaniem Klavana, lewica. Wykorzystuje ona bowiem problemy psychiczne innych do kolportowania kłamliwych treści mających na celu przekonanie opinii publicznej do poglądów sprzecznych ze stanem faktycznym. Jak mówił: „Ale faktem jest, że to jest wywoływane – wywoływane przez lewicę, głównie u młodych, często homoseksualnych ludzi, którzy nie wiedzą, kim są, są zdezorientowani, zmartwieni i przestraszeni. A lewica przychodzi i mówi im to kłamstwo, jak szatan ludziom mówi – że to sprawi, że poczują się lepiej, że będą silniejsi, jeśli zaakceptują to kłamstwo, zamiast żyć w rzeczywistości”. Autor powieści kryminalnych powiedział też, że zapoznał się z książkami poruszającymi zagadnienie transpłciowości i są one, w jego ocenie, nieprawdziwe. „To opowieści przekonujące ludzi, że świat nie jest tym, czym jest” – mówił. Według rozmówcy Megan Kelly, upowszechnianie tego typu przekazów jest samo w sobie naganne, ponieważ – jak twierdził – „ludzie wpędzają zdezorientowaną młodzież w szaleństwo. Wywołana choroba psychiczna to coś naprawdę złego. Oznacza, że ktoś zrobił coś złego”.
Spostrzeżenia Andrew Klavana są cenne z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, obnażają kłamstwa transagendy. Po drugie zaś – zawarty w nich moralny osąd pozwala dostrzec w zjawisku tym niebezpieczeństwa mające realne następstwa w funkcjonowaniu młodego pokolenia. O wielu zagrożeniach, jakie wiążą się z przyjęciem i praktyczną realizacją głównego przesłania transgenderowej narracji – że zmiana płci jest skutecznym rozwiązaniem problemów osób cierpiących z powodu dysforii płciowej – mówił wielokrotnie w publicznych wystąpieniach Łukasz Sakowski, biolog, dziennikarz i bloger popularnonaukowy. W udzielonych jakiś czas temu wywiadach na „jutubowych” kanałach Moniki Jaruzelskiej i Bogdana Rymanowskiego opowiedział o swoich zmaganiach z brakiem akceptacji siebie jako homoseksualnego mężczyzny, którym próbowano zaradzić poprzez procedurę tak zwanej zmiany płci. Z podjętej decyzji o tranzycji wycofał się jednak, ponieważ jego zły stan psychiczny oraz niepożądane efekty podjętej „terapii” świadczyły o błędnym rozpoznaniu przyczyn sygnalizowanych trudności. Za skutki uboczne nieprawidłowych działań winił poznaną w sieci „osobę transpłciową”, a także lekarzy i psychologów będących częścią intratnej branży usług medycznych związanych z tranzycją. Tym samym przestrzegł przed bezkrytycznym przyjmowaniem poglądów transgenderowych aktywistów, wskazując na ich negatywny wpływ na młodych ludzi. Jak zauważył, istnieje zależność między popularyzacją określonych zachowań a skalą ich rozprzestrzeniania się, co w psychologii i socjologii określone jest mianem „zjawiska zaraźliwości społecznej”. Jako naukowiec stanowczo zaprzeczył też istnieniu więcej niż dwóch płci, argumentując, że u ssaków płeć jest zdeterminowana genetycznie.
Wśród krytycznych polemik z głównym przekazem transagendy rzadko pada argument o jego zgubnym wpływie na duchowość człowieka. Ciekawym odniesieniem do rozważenia tego problemu są udostępnione na platformie You Tube dwa wywiady. Zestawione relacje prowadzą do wniosku, że transgenderyzm jest ideologią stojącą w kontrze do Bożego zamysłu względem stworzenia, a jego przyjęcie stanowi formę buntu wobec Stwórcy.
W pierwszym z nich poznajemy „transpłciową kobietę” o imieniu Ali Weezy. Z rozmowy przeprowadzonej przez Bryca Crawforda, chrześcijańskiego podcastera, dowiadujemy się, że „Ali” jako chłopiec dorastał w religijnej rodzinie meksykańskich imigrantów w USA. W dzieciństwie miał zatem styczność najpierw z Kościołem Katolickim, później zaś związał się z chrześcijańskim ruchem z nurtu pentekostalizmu. Duchową potrzebę bliskości z Bogiem zaspokajał chodząc do kościoła, czuł się jednak odrzucony przez wspólnotę z powodu homoseksualnej orientacji. Jego wewnętrzny głos mówił mu, że Bóg go kocha i nie ocenia. Interpretował więc swoją chęć realizowania się jako kobieta w kluczu Bożej woli, ale jednocześnie słyszał, że za dokonane wybory „pójdzie do piekła”, albowiem uległ podszeptom diabła. Z tego powodu odsunął się od chrześcijańskich środowisk, samotnie zmagając się z brakiem rozumienia ukazanej w Słowie Bożym prawdy, że tożsamość istoty ludzkiej określona jest przez Boga, a nie w pełni konstruowana przez samego człowieka. Zdezorientowany wewnętrzną sprzecznością swoich najgłębszych pragnień miał zapytać prowadzącego rozmowę o to, co jest złego w jego stylu życia, w którym stara się nikogo nie krzywdzić.
Odpowiedź Crawforda w przystępny sposób wyjaśnia istotę chrześcijańskiej antropologii, a w kontekście naszych rozważań stanowi wstęp do zaprezentowania kolejnego świadectwa. W świetle przytoczonych przez amerykańskiego podcastera biblijnych prawd, zasadniczo nieróżniących od katolickiej wykładni, ukazany w Biblii grzech rozumieć należy nie tylko jako działanie, ale też stan świata. Gdy Bóg stwarzał świat, czynił to – jak mówi nam Księga Przysłów – z mądrością, to jest zamysłem, porządkiem, celem (por. Prz 3,19). W Księdze Rodzaju czytamy, że Adam i Ewa, czyli pierwsi ludzie, powołani zostali do istnienia jako mężczyzna i kobieta, żyli w bliskiej relacji z Bogiem do czasu swojego nieposłuszeństwa polegającego na spożyciu owocu z zakazanego drzewa. Na skutek ich buntu została skażona cała natura. To zaś oznacza, że grzech pierwszych rodziców zniekształcił w całości pierwotny projekt Stwórcy. Przychodzimy więc na świat ze skłonnością do sprzeciwu wobec Boga, dlatego tak wiele ludzkich pragnień idzie na przekór Jego zamysłom. I dotyczy to każdego. W praktyce wygląda to tak: jeśli myślę, że mogę robić, co chcę, kochać, kogo chcę, czy definiować siebie według własnego uznania, Słowo Boże poucza nas, że to kolejna odsłona tego pierwotnego buntu.
Zatem, jeśli Bóg ukształtował człowieka z taką pieczołowitością w łonie jego matki, a ktoś urodzony jako mężczyzna twierdzi, że jest kobietą, Biblia mówi, że to nieprawda. Odrzucenie Bożego projektu to powiedzenie swojemu Stwórcy: „wiem lepiej”. I choć wybór ten usprawiedliwić będzie można tysiącem zdań, Księga Przysłów napomina: „Jest droga, która wydaje się człowiekowi słuszna, lecz w końcu prowadzi do śmierci” (14,12). Wiodącą do życia wyboistą i wąską ścieżyną idą jedynie ci, którzy chcą wypełnić wolę Boga. Wybór tej drogi wiąże się jednak z odrzuceniem oferty świata mówiącej: „rób, co chcesz” i bolesną konfrontacją z własnymi pragnieniami. Nadzieją wszystkich utrapionych i wątpiących w pomyślność obranego kierunku jest Boży Syn, który powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28). W Jezusie Chrystusie odnajdujemy zatem moc przemieniającą i zbawiającą pogubionego człowieka.
Objawienie tej rzeczywistości osobie zmagającej się z dysforią płciową może być podwójnie bolesne. Pragnienie miłości i akceptującej obecności Stwórcy zderza się tu bowiem z trudnym do spełnienia wymogiem rezygnacji z przyjętej dotąd wizji siebie i uznania Bożej prawdy o własnej tożsamości. Z taką sytuacją konfrontuje nas rozmówca Bryca Crawforda. Dla „Ali’ego” powrót do istnienia w ciele Raymunda, czyli tego, jakim chciał go widzieć Bóg, oznaczało wewnętrzny rozpad, zniknięcie tej istoty, którą uważał za siebie. W jego przekonaniu wolą kochającego Ojca nie może być cierpienie i śmierć dziecka. Ta perspektywa dystansuje go więc od religii, w której starał się odnaleźć sens i pokój. Na pytanie, czy porzuciłby styl swojego dotychczasowego życia, gdyby Bóg objawił mu, że grzech, w którym tkwi, tworzy głęboki wyłom w ich miłosnej relacji, miał oświadczyć, że nie nigdy dotąd nie stanął w obliczu takiego wydarzenia, a tym samym nie potrafi przewidzieć swojej odpowiedzi.
Zdumiewającym odniesieniem do powyższego pytania, a także zarysowanych wątków z historii bohatera podcastu Bryca Crawforda, jest dostępne na platformie cyfrowego giganta świadectwo Jessiki Rose, byłej transseksualistki, dla której wewnętrzny dialog ze Stwórcą okazał się życiodajnym przełomem. Wychowana bez ojca w wielodzietnej rodzinie pragnęła wieść życie mężczyzny o imieniu Aiden, nieświadoma przyczyn owego wyboru. Z powodu doznanych krzywd w dzieciństwie ze strony bliskich jej osób nie czuła się adekwatna w ciele kobiety, co ostatecznie skłoniło ją do podjęcia decyzji o zmianie płci. Pomimo wielu sukcesów zawodowych, licznych relacji z partnerkami, w tym z „żoną”, jej stan psychiczny wskazywał na głęboki kryzys tożsamości, w którym samotnie trwała do dnia samobójczej próby. Dzięki rozmowie z terapeutą podczas szpitalnej obserwacji na oddziale psychiatrycznym odkryła podłoże trapiących ją problemów. Kilak miesięcy później oddała życie Jezusowi za sprawą spontanicznej modlitwy swojego szefa. Od tego momentu pozwoliła prowadzić się Duchowi Świętemu, jednocześnie zmagając się z decyzją o powrocie do prawdziwej identyfikacji.
Punktem zwrotnym w ostatecznym rozrachunku okazała się modlitwa, w czasie której miała usłyszeć wewnętrzne wołanie: „Aiden nie jest zapisany w Księdze Życia, bo Ja go nie stworzyłem”. „Jak mogłam z tym dyskutować? – mówiła dalej – Jak mogłam powiedzieć, że Bóg „to” stworzył? Skoro nie stworzył. Sama nadałam to imię na przerwie w McDonald’s. I wtedy powiedziałam: Dobrze, Boże, co mam robić?”. Po dwóch miesiącach wewnętrznej walki postanowiła wyznać publicznie prawdę. Jak słyszymy w wywiadzie: „Powiedziałam więc moim bliskim: mamie, siostrze, przyjaciołom, pastorom, zespołowi uwielbienia, liderom młodych dorosłych. Powiedziałam wszystkim: Bóg mnie prowadzi. Jestem kobietą. Mam na imię Jessica. Chcę wrócić do Jess, bo to było moje ukochane przezwisko. Nie wiem, jak to ma wyglądać, ale chcę zgolić zarost na twarzy i chcę uszczęśliwić Boga”.
Jakże znamienne wobec tego niezwykłego świadectwa są wypowiedziane w domu Korneliusza słowa św. Piotra: „Teraz naprawdę pojmuję, że Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły Mu jest ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,34–35).
Anna Nowogrodzka-Patryarcha