Klęska wrześniowa była nieunikniona? Czy Anglicy nas wciągnęli do wojny? A może my ich? Czy podjęliśmy jedynie słuszną decyzję, a może były alternatywy? Jacques Bainville, francuski historyk, a zarazem zagorzały monarchista napisał w przedmowie do swej „Historii III Republiki”, że jest ona niekompletna tak długo, jak długo pozostają niedostępne akta tajnych konwentów masońskich. W przypadku II wojny światowej do tych niewątpliwie ciekawych źródeł dodać należałoby jeszcze bardziej interesujące archiwa wywiadów, do których wglądu, niestety, również nie mamy.
Żeby próbować odpowiedzieć na postawione pytania, wypadałoby najpierw zadać jeszcze jedno: Czy sama wojna była nieunikniona? Niewątpliwie można dowieść, że już pod koniec 1938 amerykańskie elity były doskonale rozeznane w scenariuszu nadchodzących wydarzeń. Dowodem w tej sprawie jest dokument przejęty przez hitlerowców po zdobyciu Warszawy wraz z 80 skrzyniami akt MSZ, a relacjonujący rozmowy polskiego ambasadora, hr. Jerzego Potockiego z ambasadorem USA w Paryżu, Williamem Bullitem w dniu 21 listopada 1938.
Wesprzyj nas już teraz!
Bullit w rozmowie stwierdza, że państwa demokratyczne potrzebują jeszcze dwóch lat do pełnego uzbrojenia. W tym czasie Niemcy będą prawdopodobnie usiłowały kontynuować ekspansję w kierunku wschodnim. Życzeniem państw demokratycznych jest, by na wschodzie doszło do starcia między Rzeszą a ZSRR. Po wybuchu tej wojny może sie zdarzyć, że Niemcy oddalą się zbyt daleko od swej bazy i skazani będą na długie osłabiające działania wojenne. Wtedy dopiero państwa demokratyczne zaatakowałyby Niemcy i zmusiły je do kapitulacji. Na pytanie Potockiego, czy USA wezmą udział w tej wojnie, Bullit odpowiedział: Bez wątpienia tak, ale dopiero, gdy Francja i Wielka Brytania uderzą pierwsze. W sprawie sytuacji Polski Bullit miał powiedzieć, że jest ona jeszcze jednym krajem, który podejmie walkę zbrojną, jeśli Niemcy przekroczą swe granice. Z tego ostatniego zdania zestawionego z wcześniejszymi wizjami uwikłania Niemiec na wschodzie, można wysnuć jasny wniosek, iż Bullit zakładał naszą klęskę, komunikował to Potockiemu, a jednocześnie oczekiwał, że Polska ten wybór podejmie, by znaleźć się ostatecznie w obozie zwycięzców. W końcu amerykański dyplomata miał przedstawić Potockiemu swą prognozę przebiegu wojny, mówiąc, że potrwa ona 6 lat i zakończy się zupełnym zdruzgotaniem Europy i komunizmem we wszystkich państwach, na czym skorzysta Sowiecka Rosja.
Znając waszyngtońskie koneksje Bullita jak i specyficzny charakter misji, do których delegowany był hr. Potocki można wysnuć wniosek, że Polska już po przedstawieniu jej oferty sojuszu z III Rzeszą (24 października 1938) otrzymała także pełny obraz konsekwencji całkiem innego sojuszu – z aliantami. Hitler oferuje Beckowi wspólny marsz na Rosję i zdobycze terytorialne, a Bullit klęskę wojenną i obraz zdominowania po wojnie przez komunistyczną Rosję. Polska z tych dwóch opcji wybiera to drugie, na pozór gorsze rozwiązanie. Czy zatem nasi decydenci byli idiotami?
Oczywiście, zawsze można przyjąć takie tłumaczenia, ignorując myśl, że taki a nie inny wybór był konsekwencją chłodnej analizy, z której wynikało, że jakkolwiek wojna się potoczy i ile potrwa, zwycięzcami w niej będą Stany Zjednoczone oraz ZSRS. Dla Polski nie była to optymistyczna konkluzja, bo o ile wzrost znaczenia USA mógł być nam obojętny, o tyle triumf Rosji Sowieckiej oznaczał wymierne straty naszego kraju. Polska stanęła zatem wobec wyboru: ponieść klęskę wespół z pokonanymi, czy też przegrać wraz ze zwycięzcami wojny. Wybrano to drugie rozwiązanie wierząc, że w najgorszym przypadku przed całkowitą dominacją i wchłonięciem przez Sowietów uchronią nas sojusznicy. Oczywiście w przypadku wyboru obozu alianckiego istniały także korzystniejsze scenariusze, ZSRS mogło się rozpaść tak jak po I wojnie światowej carska Rosja. Mógł odejść Stalin, mógł się całkowicie zmienić układ sił, była zatem nadzieja której nie dawał sojusz z Hitlerem. Nie w 1939 roku.
Jeszcze kilka lat wcześniej nic nie było przesądzone, o czym świadczą niedawno zaprezentowane tajne plany USA, dotyczące prowadzenia wojny z Wielką Brytanią. Pochodzący z 1930 „plan czerwony” zakładał atak na Kanadę z użyciem broni chemicznej i oczywiście jest jednym z wielu wypracowanych przez armię scenariuszy konfliktu, ale zastanawiające jest, że jeszcze w 1935 roku Kongres przeznaczył 58 mln dolarów na budowę trzech tajnych lotnisk tuż przy granicy kanadyjskiej. Pasy startowe tych lotnisk miały być maskowane połaciami trawy, tak by ukryć ich przeznaczenie. To było zaledwie 4 lata przed wybuchem II wojny światowej, wojny w opinii wielu nieuniknionej, w której wciąż jeszcze mógł się ziścić najczarniejszy z punktu widzenia Waszyngtonu scenariusz, sojusz Rzeszy i Brytanii.
Do przełomu w tej sprawie doszło kilka miesięcy później, pod koniec 1936, gdy z brytyjskiego tronu usunięty został sympatyk Hitlera, król Edward VIII. Już w lipcu tego samego roku doszło do próby zamachu na króla. Irlandzki zamachowiec zeznał później, że został wynajęty przez „zagraniczną władzę”. To, czego wówczas nie osiągnęła zagraniczna władza (a o czym prawdopodobnie wiedziała MI5), powiodło się w grudniu, dzięki słabości króla do amerykańskiej kobiety dość lekkich obyczajów, Bessie „Wallis” Simpson. Wielka Brytania znalazła się tym samym na właściwym miejscu geopolitycznej szachownicy. Pozostała kwestia trzeciego uczestnika koalicji, bez którego trudno było sobie wyobrazić rozgromienie Niemiec.
Zawierając 25 sierpnia traktat sojuszniczy z Anglikami uwzględniliśmy w nim przyszłą rolę ZSRS. Choć w jawnej części porozumienia znalazł się zapis, że strony porozumienia udzielą sobie wzajemnego wsparcia w przypadku agresji ze strony jednego z państw europejskich, to jednak w protokole tajnym dołączonym do układu, w art.1 sprecyzowano, iż przez pojęcie „jedno z państw europejskich” rozumiane będą tylko i wyłącznie Niemcy. Z zobowiązań sojuszniczych wykluczono zatem ZSRS, o którym już wiedziano, że zaatakuje od tyłu. Nie zostało nam to narzucone, nikt nas nie oszukiwał, po prostu było to elementem gry. Takim samym elementem, jak słynny rozkaz Rydza-Śmigłego z 17 września: Do Armii Czerwonej nie strzelać. My zatem swoją część zobowiązań wypełniliśmy, przyjęliśmy na siebie uderzenie z dwóch stron, przyjęliśmy dwa różne sposoby postępowania wobec agresorów i zapłaciliśmy za to ogromną cenę, zarówno wówczas we wrześniu, jak i później w Katyniu. Uczyniliśmy to wszystko licząc na to, że Brytyjczycy dochowają nam wierności w swojej części.
A brytyjska część odpowiedzialności sprowadzała się do zapisu art.3 tajnej część układu, który brzmiał: W razie gdyby jedna z układających się stron zaciągnęła wobec państwa trzeciego zobowiązania wymienione w art.6 układu, będą one sformułowane w taki sposób, aby ich wykonanie nigdy nie naruszyło ani suwerenności, ani terytorialnej nienaruszalności drugiej układającej się strony.
Przesłanie tego artykułu jest oczywiste i dotyczy naszych obaw wobec aspiracji przyszłego sojusznika, ZSRS, ale i wobec uczciwości Anglików. Co do niej istniały przecież zastrzeżenia, które dość precyzyjnie wyraził jeden z najwybitniejszych polityków XX wieku, Władysław Studnicki. W 1939 roku napisał on broszurę pt. Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej, która krytykowała ewentualne zawarcie paktu sojuszniczego z Wlk. Brytanią. Argumentował w niej, że Londyn zamierza wciągnąć ZSRS do koalicji, za co Anglia może „zapłacić” mu wschodnimi województwami Polski. Broszura ta, wydana jeszcze w czerwcu 1939 roku, została skonfiskowana przez polski rząd.
Przed takim obrotem wydarzeń, o jakim pisał Studnicki próbowaliśmy się zabezpieczyć i uczyniliśmy to w jedyny możliwy sposób – traktatowo. Trudno zatem zarzucać polskiemu rządowi, że czegoś zaniedbał, lub coś przeoczył. To Anglicy a w jeszcze większym stopniu Amerykanie, zdradzili nas w Jałcie pomimo udzielonych na piśmie gwarancji. Jeżeli mogliśmy tej zdradzie przeciwdziałać, np. reorientując sojusze, to dopiero w trakcie wojny pod wpływem zmieniających się na gorsze okoliczności, ale wówczas nasz rząd był już pod całkowitą kontrolą brytyjską.
Czy po tym krótkim prześledzeniu wstępnej fazy rozgrywki jesteśmy bliżej odpowiedzi na postawione wcześniej pytania? W świetle znanej nam wiedzy i analizy dokumentów wydaje się, że klęska była nieunikniona, choć można było przy innym wyborze uniknąć klęski w 1939 roku. Do wojny zostaliśmy wciągnięci zarówno my, jak i Anglicy, a wiele wskazuje na to, że głównymi reżyserami byli Amerykanie. Odpowiedź zaś na najtrudniejsze pytanie, czy podjęliśmy słuszną decyzję, pozostawiam Czytelnikom.
Piotr Górka