16 listopada 2018

 Amerykański teolog: „populizm kościelny” głównym powodem kryzysu w Kościele

(Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Tomasz Jodlowski/FORUM)

Zdaniem Russella Ronalda Reno redaktora magazynu „First Things”, profesora teologii i etyki, dzisiejszy kryzys Kościoła wynika z przeformułowania strategii antymodernistycznej, przyjętej w XIX wieku przez Leona XIII, który sprzeciwił się liberalizmowi. Liczne spostrzeżenia autora są trafne, jednak jego konkluzje zadziwiają.  

 

Russell Ronald Reno uważa, że „populistyczni” katolicy domagający się zachowania tradycyjnej nauki, jeszcze bardziej podważają autorytet Kościoła i ponoszą w dużej mierze winę za podział w Kościele.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Były wykładowca teologii i etyki na Creighton Univeristy i redaktor magazynu „First Things” w obszernej analizie zamieszczonej na stronie „Foreign Affairs” – odnosi się do publikacji Massimo Faggioliego „Największy kryzys Kościoła katolickiego od czasu reformacji”. 

 

Ten ostatni przekonuje, że dzisiejsze podziały wynikają z instytucjonalnych niepowodzeń reformowania i uwspółcześniania Kościoła. Autor zauważył, że papież Jan XXIII i jego postępowi sojusznicy uznali, iż Kościół katolicki był zbyt konserwatywny, zbyt przestarzały. Stąd zwołano Sobór Watykański II (1962-1965), by go zreformować.

 

Jednak jak podkreśla Massimo Faggiolii –  następca Jana XXIII – Paweł VI był za słaby, a późniejsi papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI – zbyt konserwatywni. W efekcie modernizacja Kościoła nie poszła naprzód, nad czym Włoch ubolewa. Teraz, po 50 latach „niewłaściwego postępowania” pojawił się dobry jakoby papież o odważnych planach, lecz garstka konserwatywnych tradycjonalistów katolickich, dysponujących pieniędzmi i władzą polityczną, rozpala podział.

 

„Gdyby tylko problemy Kościoła można było tak wygodnie uchwycić w prostą,  ideologiczną narrację, Faggioli miałby rację, że Kościół katolicki jest zaciągany na bezdroża dzisiejszej świeckiej polityki” – twierdzi Russel Ronald Reno. „Ale nie ma racji, przedstawiając podział w kategoriach lewicowy versus prawicowy, postępowy versus konserwatywny. Przeciwnie, zamieszanie w dzisiejszym Kościele ujawnia jeszcze jeden front w populistycznej rebelii przeciwko przywódcom establishmentu szalejącej w polityce Zachodu” – pisze Reno.

 

Według teologa i redaktora magazynu „First Things”, zrozumienie korzeni dzisiejszego „ruchu populistycznego” w Kościele wymaga spojrzenia wstecz na definicję współczesnego katolicyzmu, która sięga korzeniami XIX wieku. Termin „współczesny katolicyzm” (modern catholicism) może być mylący. W Kościele katolickim „modernizm” odnosi się do bowiem do teologii opartej na progresywnym spojrzeniu na historię. Takie podejście względem katolicyzmu, które powstało wraz z nowoczesnym studium historycznym Biblii, zostało potępione przez Watykan na początku XX wieku. Wynikało z niego bowiem, że współcześni ludzie mogą lepiej poznać prawdę o chrześcijaństwie niż apostołowie. 

 

Jednak akceptacja tego twierdzenia modernistów wiązałaby się z zaprzeczeniem autorytetu tradycyjnego chrześcijaństwa. Jego autorytet opierał się bowiem na twierdzeniu o zachowaniu nienaruszonego świadectwa apostolskiego, najbardziej wiarygodne źródło Objawienia. Antymodernizm zatem jest podstawową postawą katolicyzmu w epoce nowożytnej.

Modernizm ma też wymiar społeczny. Wymaga postępu, pokonywania ograniczeń narzuconych przez tradycję i autorytet. Tego rodzaju modernizm został przedstawiony na przykładzie ideologii rewolucji francuskiej i liberalnych ambicji włoskiego, antyklerykalnego Risorgimento.

 

Kościół odpowiedział na społeczny wymiar modernizmu jeszcze przed potępieniem jego teologii. Papież Pius IX zakończył swój Syllabus (1864) potępieniem błędnego poglądu, że papież „może, i powinien pogodzić się i pojednać z postępem, liberalizmem i cywilizacją współczesną”.

 

W opinii R.R. Reno samo potępienie nie jest programem pozytywnym, dlatego katolicyzm musiał czekać na papieża Leona XIII, by ustanowić szeroki program zaangażowania społecznego Kościoła. Ten ostatni znalazł odzwierciedlenie w encyklice Rerum Novarum z 1891 roku. Jej autor z jednej strony przeciwstawiał się politycznej i gospodarczej liberalizacji. Liberalizacja ta niekiedy atomizowała jednostki, czyniąc je podatnymi na propagandę i manipulację; niekiedy zaś traktowała jako surowiec w procesie przemysłowym.

 

Papież uważał jednak także, że erozja Kościoła i rodziny tworzyła niebezpieczną próżnię wypełnioną coraz bardziej wszechobecnym i wszechmocnym ogniwem świeckiej władzy ekonomicznej i politycznej. Nowoczesność uwalniała ludzkość od tradycji i autorytetu. Jednak zamiast upragnionej wolności i otwartości przynosiła nowe i często nieludzkie formy podporządkowania.

Dlatego przywrócenie autorytetu Kościoła i rodziny miało ochronić jednostki przed kolejnymi formami zniewolenia, atomizującą nowoczesną gospodarką i wszechobejmującym nowoczesnym państwem.

 

Teolog wskazuje, że strategia Leona XIII  była w tym sensie antymodernistyczna i promowała paternalistyczną etykę społeczną. Od jego czasów  do Piusa XII (1939-58) koncentrowano się na wzmacnianiu autorytetu Kościoła i rodziny uznawanych za antidotum na zło współczesnych trendów gospodarczych i politycznych.

 

Na przykład Leon XIII zdecydowanie bronił prawa rodziców do wychowywania swoich dzieci i chronił robotników przed zapędami liberałów. Jego następcy krytykowali rasizm i walczyli z materializmem i z deterministyczną filozofią marksizmu.

 

R.R. Reno pisze, że można się spierać, czy strategia Leona XIII byłą skuteczna, Jednocześnie podkreśla, że niewątpliwie po roku 1945 wielu intelektualistów na Zachodzie zaczęło traktować autorytet we wszystkich jego formach jako „podejrzany.”

 

Filozof Karl Popper opublikował swój wpływowy program na rzecz odbudowy Zachodu i „społeczeństwa otwartego” oraz jego wrogów. Psychologowie prezentowali badania na temat „osobowości autorytarnej”. W tym kontekście – według redaktora „First Things” – strategia Leona XIII, polegająca na ograniczaniu wpływu „nowych rzeczy” współczesności poprzez podkreślanie ojcowskiego autorytetu Kościoła i rodziny, stała się trudna do utrzymania.

 

W ciągu pierwszych dwóch dekad po II wojnie światowej autorytet Kościoła katolickiego odegrał ważną rolę w tworzeniu stabilnych demokracji we Włoszech i Niemczech Zachodnich. Jednak intelektualiści katoliccy, nawet tacy jak Jacques Maritain, stracili wiarę w strategię Leona XIII. Obawiali się bowiem, że podejście oparte na autorytecie rzeczywiście przyczyniło się do tego rodzaju autorytaryzmu, który wstrząsał Europą w latach 1914-1945.

 

Wielu intelektualistów głosiło wówczas potrzebę nowego ducha krytyki i etyka wolności. W czasach Soboru Watykańskiego II atmosfera kulturowa znacznie rozluźniła się w Kościele, zachęcając do ponownego przemyślenia kwestii społecznych przez współczesny Kościół.

Sobór opracował dokumenty sugerujące otwarcie na współczesny świat. Ta sugestia została natychmiast przekuta w czyn. Katolicyzm sprzymierzył się z antykolonializmem. Watykan złagodził swój stosunek wobec komunizmu. Nastąpiła ogólna tendencja do współpracy z liberalnymi elementami społeczeństwa.

 

W Stanach Zjednoczonych doprowadziło to do konferencji w Detroit w 1976 r.  i wezwania Kościoła do porzucenia nieprzejednanego stanowiska wobec kontroli urodzeń, homoseksualizmu, celibatu duchownych i „kapłaństwa kobiet” oraz do zawiązania partnerstwa z postępowym ruchem zwalczającym rasizm, militaryzm i ekonomiczny ucisk.

 

Otwarcie nie było jednak nieograniczone – pisze Reno. Już w 1968 r. Paweł VI postawił pierwsze granice, zakazując stosowania antykoncepcji przez katolików. Potem Jan Paweł II wyznaczył kolejne, zakazując teologii wyzwolenia, broniąc prawd moralnych i autorytetu Kościoła.

Ogólna polityka polegała jednak – zdaniem Reno – na „przeformułowaniu strategii Leona w bardziej inkluzywnych, mniej dogmatycznych kategoriach”. Jan Paweł II na nowo zinterpretował autorytet rodziny i Kościoła, mówiąc o darze, wolności i indywidualnej otwartości na transcendencję.

 

Prezentował też bardziej otwartą interpretację roli Kościoła w społeczeństwie.

Krytykował totalitaryzmy i wskazywał na poszukiwanie sensu życia przez człowieka. Chociaż jego nauczanie nie kłóciło się z tradycyjnymi twierdzeniami teologicznymi, to jednak – wg Reno – osłabił on autorytet Rzymu i rodziny.  Odzwierciedlało to nawet pewien „konsensus w powojennym katolicyzmie,” odrzucający nadmierną ufność w autorytet (nawet autorytet Kościoła i rodziny).

Z kolei Franciszek posunął Kościół jeszcze dalej. Nieprzypadkowo główne kontrowersje pontyfikatu Franciszka dotyczą sakramentu małżeństwa i autorytetu Kościoła. Przypis w papieskiej adhortacji z 2016 r. Amoris laetitia – ocenia Reno – zdawał się pozwalać rozwiedzionym katolikom żyjącym w cudzołożnych związkach na przyjęcie Komunii, pod warunkiem, że zrobią to z „towarzyszeniem” i aprobatą ich kapłana, któremu przysługuje szeroki zakres swobodnej uznaniowości.

 

R.R. Reno pisze, że „Franciszek posunął się nawet do potępienia jako faryzeuszy tych, którzy potwierdzają autorytet Kościoła nauczającego, że Komunia dla rozwodników i osób żyjących w ponownych związkach cywilnych” i współżyjących ze sobą „nigdy nie jest dozwolona. Mówiąc szerzej, pontyfikat Franciszka sygnalizuje ogólne rozluźnienie starszych norm dotyczących seksu, prokreacji i rodziny. Ten trend jest ściśle związany z powolnym demontażem autorytatywnej nadbudowy Kościoła z centrum w Rzymie”.

 

Teolog zwraca uwagę, że Franciszek robi to, odmawiając wypowiadania się autorytatywnie w niektórych przypadkach lub czyniąc to, ale w mylący sposób, jak miało to miejsce w przypadku ostatnich zmian w nauczaniu o karze śmierci. Bardziej ogólnie rzec biorąc, Franciszek wydaje się dążyć do radzenia sobie z rosnącym napięciem wewnątrz katolicyzmu, poprzez pozwalanie na większą lokalną autonomię. Niemieccy katolicy mogą mieć własne podejście do rozwodów i ponownego małżeństwa. To jednak nie musi być takie same jak w sąsiedniej Polsce.

„Te posunięcia osłabiły katolicki projekt antymodernistyczny. W rzeczywistości pojęcie towarzyszenia duszpasterskiego osłabia władzę urzędniczą, prowadząc do jej wyeliminowania. Kapłan korzysta z własnego rozeznania”  – czytamy.

 

W opinii  teologa, kapłani zaczynają mówić i nauczać niezgodnie z tym, co głosi nauka Kościoła – tradycyjne źródło autorytetu duchownego.

 

Franciszek podkreśla także rolę miłosierdzia w sposób sprawiający, że autorytatywne sądy są podejrzane. To także podkopuje autorytatywne normy moralne. Rewizja sakramentalnej dyscypliny dla rozwiedzionych w nowych związkach pomniejsza obiektywny autorytet sakramentów Kościoła.

Podporządkowuje je bowiem osobistym, wewnętrznym ustaleniom.

 

„Czas jest większy niż przestrzeń” to jedna z maksym Franciszka. Oznacza ona, że ruchy są ważniejsze niż instytucje, a sposoby myślenia ważniejsze od ustalonych dogmatów. Znowu takie myślenie podkopuje to, co zostało odziedziczone z przeszłości lub przynajmniej czyni je wtórnymi.

Porzucenie przez Franciszka katolickiego antymodernizmu ma znaczące implikacje. Zarówno bowiem rewizja dyscypliny kościelnej w kwestii małżeństw, jak i opinie wyrażone na temat imigracji są zgodne z postawami zachodnich elit. Wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej oczywiste, że pontyfikat Franciszka służy złączeniu Kościoła katolickiego z kulturalnym i politycznym establishmentem na Zachodzie. Dlatego – według R.R. Reno – wyjaśnianie fenomenu pontyfikatu Franciszka i kontrowersji z nim związanych w kategoriach tradycyjnego podziału lewicowo-prawicowego wypacza rzeczywistość.

 

Centrolewicowy establishment sprzyja deregulacji kulturowej, którą akceptuje  Franciszek. Centroprawicowa instytucja sprzyja liberalizacji gospodarczej. Franciszek czasami się temu sprzeciwia, ale w dużej mierze popiera ideę „otwartego świata”, służącą wszak ciągłej ekspansji rynków. Zarówno centrolewica, jak i centroprawica na Zachodzie nawołują do otwarcia granic, swobodnego handlu i otwartych umysłów, nazywając je nieuniknionymi i/lub dobroczynnymi.

Pontyfikat Franciszka to według teologa pontyfikat „deregulacyjny, demontujący to, co kiedyś było solidne i osłabiający to, co niegdyś było autorytatywne”.

 

Mimo wielu trafnych spostrzeżeń autor dochodzi do zaskakujących konkluzji. Nie dostrzega bowiem niczego złego w obecnym „dostosowywaniu Kościoła do współczesności” i wypaczaniu odwiecznej nauki, z której to bierze się autorytet Kościoła, obarczając „populistycznych katolików” winą za „niszczenie Kościoła”.

 

R.R. Reno twierdzi, że papież, kardynałowie i biskupi powinni być znakiem jedności w Kościele. Stwierdza jednocześnie, że „ich obojętność wobec apostolskiego autorytetu Kościoła i współdziałanie ze świeckim establishmentem władzy” stanowi główny problem, który zraził zwykłych katolików. Tych ostatnich porównuje do zwykłych wyborców na Zachodzie i obawiających się, że to, co niegdyś było mocne, jest niszczone przez nieudolnych przywódców.

 

Autor uważa, że z tego powodu obecnie „trwa bunt populistyczny” w Kościele przejawiający się w dążeniu zwykłych ludzi do powrotu do solidnych rzeczy: granic w życiu politycznym, ochrony przed niesłabnącą konkurencją w ekonomii oraz zachowania dogmatów i prawdy w religii.

 

Nie ufają oni establishmentowi w polityce, kulturze, a teraz także w Watykanie. „Populizm – pisze teolog – niszczy polityczną kulturę Zachodu. Coraz bardziej oczywiste staje się, że kościelny populizm zaczyna robić to samo z Kościołem katolickim” – twierdzi R.R. Reno.

 

Naukowiec należał kiedyś do „kościoła” episkopalnego, nawrócił się na katolicyzm w 2004 roku. 

 

Źródło: foreignaffairs.com.

Agnieszka Stelmach

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 135 255 zł cel: 300 000 zł
45%
wybierz kwotę:
Wspieram