Anna Lewandowska w rozmowie z „Wprost” przyznała, że jest osobą wierzącą i sama nie zdecydowała by się na aborcję, ale szanuje to, że ktoś może mieć inne zdanie. Pytana czy jako osoba mająca wpływ na opinię społeczną nie chciałaby wykorzystać swojej pozycji wskazała, że nie chce nikomu narzucać swoich poglądów.
„Jestem osobą wierzącą, moja mama nakręciła film o Stanisławie Leszczyńskiej, której dr Mengele kazał w Auschwitz zabijać każde nowo narodzone dziecko. A ona w obozie była aniołem dla matek, odebrała 3 tys. porodów. To jest przecież nasza rodzina. Ciocia mojej mamy. Dlatego sama nie zdecydowałabym się na aborcję. Ale szanuję to, że ktoś może mieć inne zdanie” – podkreśliła Anna Lewandowska.
Celebrytka ma na Instagramie 3,5 mln widzów. Zapytano ją więc czy chciałaby wykorzystać tę pozycję i zająć stanowisko w sprawach publicznie ważnych. Lewandowska przyznała, że zabierała głos na takie tematy, jak Polexit, czy sytuacji rodzin na granicy, ale w sposób delikatny, bo nie chce nikomu narzucać swoich poglądów. „Wolę sugerować, jakie mam zdanie niż je wykrzykiwać, albo komuś coś narzucać. Kiedy zdarzało mi się to robić mocniej w przeszłości, to mój głos bywał przeinaczany” – dodała.
Anna Lewandowska miała tu na myśli przypadek ze „strajkiem kobiet” i protestami proaborcyjnymi. Celebrytka napisała wówczas, że politycy nie powinni wkraczać w pewne obszary życia. Post był interpretowany jako „wparcie kobiet” jak i ruchu. „A dzień później, chociaż nic nowego nie napisałam, było już zupełnie inaczej, że ja się nie utożsamiam, że powinnam była jeszcze bardziej wesprzeć. Nie cofnęłabym swojego ruchu, ale dużo mnie to wtedy nauczyło, jak słowo może być zmieniane, manipulowane” – podkreśliła.
Źródło: Wprost, wpolityce.pl
MA
