W wielu krajach nastolatki nie potrzebują zgody rodziców by lekarz zapisał im antykoncepcję, środki wczesnoporonne (zwane eufemistycznie „antykoncepcją awaryjną”), w niektórych krajach mogą nawet przejść tzw. aborcję bez wiedzy rodziców. Co gorsza niektóre organizacje, takie jak American Academy of Pediatrics, uznają to za doskonałe rozwiązanie. Mimo oczywistych absurdów. Nastolatka, która chce wytatuować sobie twarz, zostanie odesłana do domu, ta sama osoba, pragnąc rozpocząć współżycie seksualne zostaje uznana za w pełni odpowiedzialną i mającą prawo do decydowania o własnym ciele. Coś tu chyba nie gra?
Ktokolwiek wymieniał zamki w drzwiach, bo jego nastoletnia córka po raz kolejny zgubiła klucze do domu zdaje sobie sprawę, jak nierealnym pomysłem jest wymaganie od nastolatki np. regularnego, codziennego zażywania środków hormonalnych. Związek między coraz lepszą edukacją seksualną, coraz lepszą dostępnością antykoncepcji i coraz większą liczbą ciąż i przypadków zabicia nienarodzonego dziecka u nieletnich jest widoczny gołym okiem.
Wesprzyj nas już teraz!
American College of Pediatricians podchodzi do problemu w o wiele zdrowszy sposób. Zamiast zachęcania nastolatków do „bezpiecznego” seksu, proponuje programy rozwijające dobrą komunikację między rodzicami a dziećmi oraz programy ukazujące zalety odkładania inicjacji seksualnej do ślubu. Stowarzyszenie uczy także jak unikać przedwczesnej inicjacji seksualnej – czy następującej za obopólną zgodą, czy wymuszonej przez gwałt.
Na szczególną uwagę zasługują tu środki wczesnoporonne („antykoncepcja awaryjna ” – AA). Ich dostępność nie obniża liczby ciąż u nastolatek, za to udowodniony jest wzrost liczby zachorowań na choroby weneryczne. Widziałam niedawno ciekawy reportaż na ten temat. Angielskie dziewczęta skarżyły się, że chłopcy zmuszają je do seksu na imprezach, odmawiając przy tym użycia prezerwatyw. Ich argumentacja? „Jutro możesz w szkole u pielęgniarki dostać AA za darmo, wypełnisz tylko formularz, czemu mam ponosić koszty kondomów?” Oczywiście, postulat środowisk liberalnych jest taki, by zwiększać wiedzę o chorobach wenerycznych i „zabezpieczeniu”, jakie daje prezerwatywa. (Piszę „zabezpieczenie” w cudzysłowie, ponieważ w programach takich pomija się fakt, że kondom wyłącznie obniża prawdopodobieństwo zachorowania, a nie zabezpiecza przed nim w 100 procentach).
Współczesne badania z zakresu neurobiologii pokazują jednoznacznie, że mózg człowieka osiąga dojrzałość dopiero w wieku 25 lat. Potwierdza to funkcjonującą od wieków w każdej kulturze intuicję, iż młody człowiek potrzebuje mądrego kierownictwa w podejmowaniu decyzji. Właśnie dlatego o wiele lepszym pomysłem są programy służące poprawie komunikacji między rodzicami a dziećmi, tam gdzie ona szwankuje, niż rozdawnictwo antykoncepcji dzieciom bez wiedzy rodziców.
Pomijam w tym nawet kwestie czysto medyczne. Znajomy ginekolog opisuje pigułkę „dzień po” jako hormonalną bombę, wstrząsającą organizmem kobiety w sposób porównywalny z potrąceniem przez samochód. Angielskie doświadczenia z pigułką „dzień po” pokazują, że wiele nastolatek zażywa je wielokrotnie nawet w czasie jednego cyklu. Skutki łatwo sobie wyobrazić.
Ostatnie – i to bardzo poważne – zagrożenie związane z wydawaniem AA bez zgody rodziców to problem gwałtów. Wiele osób wykorzystanych seksualnie boi się mówić o tym doświadczeniu, odczuwa też ogromny wstyd i ma poczucie bycia bezwartościowym. Łatwy dostęp do środków wczesnoporonnych oznacza, że zgwałcona nastolatka zamiast otrzymania wszechstronnej pomocy (w tym specjalistycznej pomocy psychologicznej) sięgnie raczej po pigułkę „dzień po”. Gdy gwałciciel pozostaje bezkarny, a ma dostęp do ofiary, najczęściej kończy się to kolejnymi wymuszonymi kontaktami seksualnymi.
Bogna Białecka
Opr. na podst. LifesiteNews