Przykładów na działanie tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni, jest bez liku. Szatan przerasta nas w inteligencji, ale pada ofiarą własnej nienawiści… i głupoty swoich popleczników. I tak nagonka na Różaniec w wykonaniu znanego liberalnego czasopisma przyniosła jeden jedyny efekt – wypromowanie modlitwy różańcowej, a przynajmniej symbolu Różańca.
Kilka dni temu w „The Atlantic” ukazał się artykuł, którego tytuł brzmiał początkowo Jak różaniec stał się symbolem ekstremistów, a następnie został zmieniony na Jak ekstremistyczna kultura broni próbuje zaadoptować różaniec.
Jak karabin AR-15 stał się sakralnym atrybutem dla chrześcijańskich nacjonalistów w ogóle, tak różaniec nabrał militarnego znaczenia dla radykalno-tradycyjnych (lub „rad trad”) katolików – skonstatował Daniel Panneton.
Wesprzyj nas już teraz!
Armia tradi-katolików solą w oczach liberałów
Dla liberalnego autora nie do pomyślenia jest konwencja kulturowa, zgodnie z którą amerykańscy katolicy na jednym zdjęciu umieszczają karabin i różaniec. Jego liberalne serce tym bardziej truchleje, gdy słyszy, że ci sami mężczyźni nawołują do wsparcia szeregów… Kościoła Wojującego. Święci Pańscy, duchowni w sutannach, różańce i karabiny, a do tego… słowa pełne „agresywnej homofobii” – to zestaw wrażeń, który zdecydowanie przekracza skalę tolerancji pana Pannetona.
Narzekając na „ultrakonserwatywny katolicyzm” Amerykanów i ich „skrajnie prawicową kulturę”, publicysta używa języka zarezerwowanego wyłącznie dla wielkiego uderzenia. Normalnie w „The Atlantic” ukazują się teksty odpowiednio wysmuklone intelektualnie, tak że przeciętny amerykański leming może poczuć, że przynależy do jakiejś wyższej, bardziej wysublimowanej kasty. Ale od czasu do czasu trzeba przywalić tak, by cały kredyt zaufania uzyskany u czytelników spożytkować do ataku na najświętsze wartości. Tym razem działa zostały wymierzone w Różaniec, co w sumie nie dziwi, a nawet… cieszy.
Efekt jest bowiem podobny do tego, który miał miejsce, gdy aborcjoniści wzięli na cel katolickie świątynie po obaleniu przez Sąd Najwyższy rzekomego „prawa” do zabijania dzieci nienarodzonych. Szumne hasła bojowe wznoszone w mediach społecznościowych zaowocowały wprawdzie kilkoma atakami na kościoły, a nawet aktem profanacji, ale ostatecznie więcej szumu było… po drugiej stronie barykady.
Wszystkie protestanckie portale pro-life rozpisywały się na temat antykatolickich zamieszek, a z newsów wyłaniało się wyraźne utożsamienie Kościoła ze sprzeciwem wobec aborcji i poszanowaniem wartości ludzkiego życia. Jeszcze wcześniej te same media – prowadzone przez ludzi niewierzących w realną obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie – bombardowały eter doniesieniami o Joe Bidenie, który nie powinien otrzymywać tegoż Pana Jezusa w Komunii Świętej.
A teraz – śledząc aferę różańcową – włączmy Fox News. Widzimy jak katolicki dziennikarz, który „ma Różaniec na biurku” razem z latynoską komentatorką o przyjemnej aparycji i czarująco zachrypniętym głosie – która ma „różaniec albo i dwa w swojej torebce” – nabijają się w najlepsze z głupoty przeintelektualizowanych lewaków z „The Atlantic”, a w materiał klikają setki tysięcy widzów. W sumie miliony, jeżeli zliczymy wszystkie programy i artykuły na ten temat.
Oto amerykański protestant – którego napędza konserwatywny sprzeciw wobec lewactwa – widzi na ekranie tysiąc różnych ujęć różańca i słyszy, że w tych katolickich paciorkach zawiera się wszystko, czego najbardziej nienawidzą jego neomarksistowscy wrogowie. Nic, tylko podziękować lewakom!
Ale… Różaniec naprawdę jest bronią!
Lewacy czują, że coś jest na rzeczy i dlatego tak się boją. Dlatego taka kaczka jest wypuszczona na medialne wody. Z odmętów antykatolickiego bełkotu cytowanego wyżej Daniela Pannetona wyłania się istotne spostrzeżenie: Ci uzbrojeni radykalni tradycjonaliści przyjęli duchowe przekonanie, że różaniec może być bronią w walce ze złem i przekształcili go w coś dosłownie niebezpiecznego.
Tak, dosłownie. Różaniec jest bowiem bronią, którą podała nam do rąk sama Pogromicielka szatana, Ta, która zmiażdżyła jego głowę i której dzieci – według niezawodnej obietnicy – mają lub będą miały udział w Jej wiekuistym tryumfie nad siłami zła. Kto odmawia Różaniec, rozważa najświętsze tajemnice wiary i łączy się z duchem katolickiej ortodoksji, w świetle której upadają wszystkie ponętne ideologie głoszone z zapałem godnym lepszej sprawy przez tuby Rewolucji.
Jak mówi wspomniana wyżej latynoska, osobowość telewizyjna Rachel Campos-Duffy: Musimy z tym walczyć, nie możemy tylko śmiać się z tych niedorzeczności, ale musimy zrozumieć, że w naszym kraju i na świecie chrześcijaństwo i wiara w ogóle są atakowane, dlatego musimy bronić naszych praw religijnych i odpierać tego typu bigoterię wymierzoną w chrześcijan. I potwierdza obawy pana Pannetona, zauważając, że wszyscy marksistowscy totalitaryści boją siły katolickiej modlitwy. Na koniec Rachel zachęca do zmawiania Różańca, bo „rodzina, która modli się razem, pozostaje razem”.
Dziwnym trafem jej słowa o antychrześcijańskich nastrojach okazały się nieprzesadzone, gdyż po artykule w „The Atlantic” doszło do serii aktów wandalizmu, którym uległy katolickie pomniki z symboliką różańcową – takie jak figura św. Antoniego Padewskiego przy szkole w Waszyngtonie, której patronuje tenże święty.
Oby wszyscy stali się Różańcowymi Ekstremistami – życzy sobie katolicki pisarz i podcaster dr Taylor Marshall, odpowiadając na artykuł Daniela Pannetona. Jeżeli nową zbrodnią jest wiara w Boga, to bądźmy wszyscy zbrodniarzami – sugeruje jedna z użytkowniczek Twittera, cytując abp Fultona Sheena. Jestem dumny z bycia różańcowym ekstremistą. Nasza Pani od Najświętszego Różańca, módl się za nami! – pisze popularny duchowny udzielający się na blogu i w mediach społecznościowych jako Ksiądz V. I dodaje: P.S. dla The Atlantic – Różaniec to sakramentalium, a nie sakrament.
No właśnie – bo pan Panneton nie zadał sobie trudu, by rozróżnić te dwie rzeczy. Podobnie jak nie zadał sobie trudu, by zapoznać się z nauką o Kościele Wojującym na ziemi, Cierpiącym w czyśćcu i Tryumfującym w niebie. A wisienką na torcie serwowanych przez niego głodnych kawałków jest powołanie się na… Franciszka. Dla liberalnego publicysty nawet otwarcie neomarksistowski papież może być chłopcem do bicia, tylko dlatego, że powiedział kiedyś: Nie ma drogi do świętości bez duchowej walki.
Ale nawet gdyby tekst w „The Atlantic” nie był aż tak niemerytoryczny i od cepa napastliwy, to i tak autor wylałby sporo wody na młyny wszystkich katolików i konserwatystów w USA. Tak samo jak aborcjoniści i inni gwałciciele prawa Bożego, którzy ślepną z nienawiści do tego stopnia, iż nie widzą nawet tego, że swoimi wybrykami promują wiarę i wartości – przyczyniając się do coraz wyrazistszej i skuteczniejszej reakcji po stronie Kontrrewolucji.
Filip Obara