28 marca 2023

„Apostoł” czy „Technokrata”? O generale Franco bez cenzury

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Ci, którzy się nie mogą pogodzić z takim a nie innym rezultatem wojny domowej w Hiszpanii usiłują ją jeszcze raz rozegrać. Quasi-paralelne zjawisko odbywa się aktualnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie ma miejsce swoista pośmiertna pomsta na zwolennikach nieistniejącej już Konfederacji i jej wodza naczelnego – generała Roberta Lee. Żeby było zabawniej, gen. Lee, piętnowany dziś jako herszt właścicieli niewolników, osobiście  był przeciwnikiem niewolnictwa. Różnica polega na tym, że Konfederacja w USA poniosła klęskę, natomiast zwolennicy gen. Franco w Hiszpanii zwyciężyli – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jakub Polit.

 

Lewica go nienawidzi, część prawicy wręcz ubóstwia. Na czym polega fenomen generała Franco?

Wesprzyj nas już teraz!

Fenomen generała Franco polega na tym, że jest on pewnego rodzaju symbolem, który ogniskuje na sobie rozmaite emocje. Mało kto myśli o rzeczywistych rządach tego człowieka w Hiszpanii w latach 1936-1975. Postać Franco jest pretekstem do dyskusji na temat  współczesności.

 

Co ma Pan na myśli?

Przede wszystkim to, że gen. Franco jest anachroniczny, że jest niezrozumiały. Że pod pewnymi względami jest bardziej znienawidzony wśród lewicy niż Hitler czy Mussolini. Ci dwaj zbrodniarze, szczerze zresztą nienawidzeni, są dla lewicy łatwiejsi do „wyjaśnienia”, ponieważ są „nowocześni”. Są XX-wieczni, spoglądający w przyszłość. Z kolei gen. Franco odwoływał się do symboli i wzorów dla większości współczesnych polityków niezrozumiałych.

Podam jeden przykład: kiedy gen. Franco zdobył ostatecznie władzę w 1939 r. to powinien był, jak uczyniłby dzisiaj każdy (wszystko jedno czy prawicowy, czy lewicowy) dyktator, odwołać się do referendów, jako powszechnie zrozumiałego gestu mającego usankcjonować prawowitość jego rządów. Co zaś uczynił Franco? Został pasowany na rycerza, uklęknął pod sztandarem Don Juana d’Austria spod Lepanto, poprosił ażeby przyniesiono mu relikwie świętej Teresy z Avila. Jednym słowem: Franco był człowiekiem, który żałował, jak to mówiono, każdej minuty, która minęła od hiszpańskiego złotego wieku, czyli wieku XVI.

 

Jest Pan promotorem pracy doktorskiej Pana Marcina Mleczaka, która ukazała się nakładem wydawnictwa ARCANA pt. „Apostołowie i technokraci. Elity polityczne Hiszpanii frankistowskiej”. Powiem szczerze – czekam aż zostanie Pan oskarżony o faszyzm, ponieważ we współczesnym świecie nie można liczyć na jakąkolwiek rzeczową dyskusję o generale Franco i Hiszpanii generała Franco…

Przyznam się, że nie znam języka hiszpańskiego, więc początkowo wahałem się czy mogę objąć opieką promotorską pracę Pana Marcina. Zdecydowałem się z prostego powodu: dotyczy ona elit frankistowskich. Oparta jest w znacznej mierze na archiwach hiszpańskich, ale również brytyjskich i amerykańskich. Mówi między innymi o tym jak owe elity, a przez elity Marcin Mleczak rozumiał przede wszystkim członków kolejnych rządów hiszpańskiego caudillo, były odbierane w świecie liberalno-demokratycznym. I tutaj rzeczywiście Brytyjczycy, którzy do roku 1945 byli w regionie pierwszą potęgą, aczkolwiek niekoniecznie przyjazną wobec Hiszpanii, a potem Amerykanie, którzy weszli w brytyjskie buty mieli niezmiernie dużo do powiedzenia.

W związku z tym Franco nie musi być postacią sympatyczną. Wydaje się, że na skutek swoich ideałów dla większości dzisiejszych partii politycznych, także tych obecnych w polskim sejmie taką postacią nie jest. Co nie zmienia faktu, że mógłby być lepiej zrozumiany. A zrozumiany nie będzie z wymienionego już powodu: ponieważ był postacią reprezentującą ideały, tradycje polityczne, które są dzisiaj kompletnie nieobecne w świecie polityki.

Często zapominamy, że od czasów, kiedy Franco ukształtował się intelektualnie jako najmłodszy generał w armii hiszpańskiej minęło już sto lat. Czyli mniej więcej tyle, ile dzieliło polskich polityków doby przewrotu majowego od czasów Kościuszki i Napoleona. Niemniej nikt się raczej nie dziwił w polskim Sejmie A.D. 1926-1927, że Kościuszko, wielki demokrata i zwolennik sprawiedliwości społecznej ani przez moment nie pomyślał o prawie głosu dla kobiet. Zarzut taki byłby groteskowy, skoro 25 lat przed majem 1926 r. w wzorcowej dla wielu, brytyjskiej wielkiej demokracji nie było powszechnego prawa głosu nie tylko dla kobiet, ale i dla mężczyzn.

Ludzie sprzed stulecia, choć na oficjalnych rautach i balach w ambasadach ubierali się w sposób bliższy dzisiejszemu, niż stylowi empire, rozumowali często w sposób zupełnie odmienny niż my.

Franco był przykładem polityka zapatrzonego w przeszłość. Nie musi to być żadną przyganą. Czasy potęgi Hiszpanii, jej złotego stulecia, to były czasy porównywalne z dobą potęgi Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Mimo to próbujemy takie postacie jak Franco czy jego poprzednik Primo de Rivera mierzyć dzisiejszą miarką.

 

Dlaczego gen. Franco jest przedstawiany przez większość współczesnych mediów i historyków, jako „najwierniejszy sojusznik Hitlera”?

Sprawa jest dość prosta. Franco był zły, Hitler był zły, więc w związku z tym Franco i Hitler musieli mieć ze sobą bardzo wiele wspólnego. Oczywiście jest to rozumowanie dosyć prymitywne. Ostatecznie i Stalin był zły, ale jednocześnie był on też sojusznikiem Roosevelta, który był – jak przyjmuje tak zwany główny nurt historiografii – „dobry”. Można przytoczyć wiele tego typu przykładów.

Zresztą praca dr. Marcina Mleczaka, która jest przyczyną naszej rozmowy, nie jest jednoznaczna w swoich konkluzjach. Można wręcz stwierdzić, że jej główną myślą odnośnie gen. Franco, który zresztą  nie jest głównym bohaterem „Apostołów i technokratów” (jest nim pewien mechanizm rządów, którego jednym z elementów jest hiszpański przywódca) pozostaje stwierdzenie, że kierował się on interesem narodowym Hiszpanii, tak jak ten interes rozumiał.

Jeżeli w roku 1936, kiedy generał postanowił sięgnąć po władzę, Adolf Hitler, a w jeszcze większej mierze Benito Mussolini byli siłą, która mogła poprzeć sprawę reprezentowaną przez Franco, to ten ostatni bez wahania z niej skorzystał. Istnieje zresztą świadectwo historyczne – rozmowa caudillo z jego wnukiem w latach 60. XX wieku. Wnuk, wychowany w zupełnie innych okolicznościach, zagaduje dziadka – wodza i pyta, dlaczego skorzystał z pomocy tych dwóch dyktatorów. Odpowiedź Franco była krótka: „Nikt inny w owym czasie nie chciał nam pomagać”.

Była więc to decyzja stricte pragmatyczna, podobnie zresztą jak decyzje Franco w czasie II Wojny Światowej. Tutaj rzeczywiście doktor Mleczak uderza w dogmat powszechny wobec ślepych wielbicieli hiszpańskiego wodza, a głoszący jakoby nigdy, w żadnych okolicznościach nie zamierzał on przystąpić do wojny po stronie Niemiec. Otóż istnieją  miarodajne świadectwa, że tego rodzaju scenariusze również były w Hiszpanii rozważane.

Moim zdaniem nie są one kompromitujące dla gen. Franco. Ostatecznie decydenci w Madrycie musieli sobie zadać pytanie: „A co będzie jeśli Państwa Osi zwyciężą”. Na przełomie roku 1940 i 1941 mogło się wydawać rozwiązaniem nader prawdopodobnym. Ekipa Franco zamierzała w takim razie z podobnego obrotu sprawy wyciągnąć maksimum korzyści.

Jeżeli ktoś z kimś współpracuje, to nie znaczy, że bez reszty podziela jego przekonania. Dwa przykłady: po stronie Osi walczył rząd Finlandii, mimo że nie tylko nie podpisał Paktu Trzech, miał w swoim składzie socjaldemokratów, jak najdalszych od niemiecko-włoskiej opcji ustrojowej. Po drugiej stronie – po stronie aliantów – bił się nie tylko Związek Sowiecki, ale również cesarski rząd etiopski, którego model ustrojowy był, mówiąc najdelikatniej, bardzo odległy od demokratyczno-liberalnych ustrojów Wielkiej Brytanii oraz USA.

 

Książka Marcina Mleczaka to nie tylko opowieść o hiszpańskich „apostołach” i „technokratach”. To również próba odpowiedzi na pytanie: czym był frankizm? Obecnie utożsamia się go z faszyzmem. Czy to słuszne?

Jest to, mówiąc najdelikatniej, absurd. Absurd z punktu widzenia nawet czynników najbardziej wrogich ówczesnej Hiszpanii, czyli czynników lewicowych. Przypomnę, zresztą za Mleczakiem, że według Kominternu, który był najbardziej zajadłym przeciwnikiem frankizmu, faszyzm oznaczał zwyrodniałe zwieńczenie rozwiniętego kapitalizmu. Ci sami ideolodzy podkreślali, że Hiszpania jest krajem reakcyjnym, w którym kapitalizm nie został jeszcze w ogóle zbudowany. Można też się powołać na dwóch klasyków. Jednym z nich jest George Orwell, który był przekonanym do końca życia socjalistą i anty-frankistą, i który w przeciwieństwie do wielu krytyków Franco znał Hiszpanię z autopsji. Orwell pisał, że przecież celem przeciwników strony republikańskiej w hiszpańskiej wojnie domowej jest przywrócenie feudalizmu. Oczywiście był to epitet, ale pokazujący, że frankizm był jak najdalszy od faszyzmu – ustroju rewolucyjnego, ustroju „nowoczesnego”.

Drugi autorytet, który jeśli nie jest bezstronny, to na pewno świadomy ówczesnych realiów to Manuel Azaña, premier, potem prezydent II Republiki Hiszpańskiej. Oświadczył on: „Nasi przeciwnicy to nie jest faszyzm. To jest wojskowo-klerykalna dyktatura”. Dla samego Azañi nie ulegało żadnej wątpliwości, że faszyzm, czynnik rewolucyjny, nowoczesny, nie może być „reakcyjnym” reżimem klerykalnym.

 

Kim byli tytułowi „apostołowie”, a kim tytułowi „technokraci” doby gen. Franco?

Jest to tytuł drukowanej wersji rozprawy. Zazwyczaj prace doktorskie broni się pod suchymi, przydługimi tytułami, żeby nie można było oskarżyć autora o niezrozumiałą i niebezpieczną błyskotliwość. Pierwotny brzmiał po prostu „Elity polityczne Hiszpanii frankistowskiej”. Jeżeli dobrze odgaduję myśl autora, to „apostołowie” są ludźmi przekonanymi o swojej misji. Są  to ci członkowie reżimu hiszpańskiego, którzy byli ideologiami, na przykład falangiści. „Technokraci” to z kolei ludzie, którzy zamierzają jedynie – czy aż  – do przebudowy gospodarki hiszpańskiej tak, ażeby mogła ona rzucić wyzwanie innym państwom europejskim.

 

Do której grupy zaliczał się gen. Franco?

Do żadnej! Franco był, cokolwiek by o nim mówić, autentycznym suwerenem, który naprawdę, a nie jedynie formalnie rządził Hiszpanią. Do tego rządzenia Franco używał rozmaitych dźwigni i pokazanie ich jest chyba najmocniejszą stroną pracy Marcina Mleczaka. Zazwyczaj wskazuje się, że caudillo opierał się na trzech siłach. Jedną była oczywiście armia, drugą Kościół katolicki, trzecią jedyna w Hiszpanii funkcjonująca i dozwolona partia, czyli Falanga, której nazwę zresztą zmieniono potem na Ruch Narodowy.

Nie ulega wątpliwości, że Kościół jako taki nie był podległy gen. Franco. Co zaś się tyczy armii – owszem była ona jak najbardziej posłuszna wodzowi naczelnemu i szefowi państwa. Z drugiej jednak strony armia była w pewnym sensie apolityczna, to znaczy – rozmaite siły polityczne były w jej strukturach obecne. I tutaj Marcin Mleczak odwołuje się do koncepcji tzw. familii politycznych, czyli do koncepcji, która wskazuje, że Hiszpania frankistowska jako państwo autorytarne dopuszczała ograniczony pluralizm na szczytach władzy.

W ramach tego pluralizmu były obecne właśnie owe familie. Wśród nich Mleczak po pierwsze wyróżnia falangistów, czyli formację faszyzującą – nie ulega najmniejszej wątpliwości, że komponent faszystowski był obecny w Falandze. Niemniej Falanga jako taka bynajmniej nie rządziła Hiszpanią w takim sensie, jak na przykład PZPR Polską. Dalej szli karliści, zwolennicy katolickiej monarchii tradycyjnej; byli to, jak sami z dumą podkreślali, reakcjoniści, a nie rewolucjoniści, którymi byli członkowie Falangi. Potem coraz mocniej obecni stawali się technokraci, którzy w pewnym momencie byli kojarzeni ze znanym ugrupowaniem katolickim Opus Dei. No i wreszcie pogrobowcy nie istniejącej już wtedy, natomiast funkcjonującej w ramach II Republiki partii katolickiej CEDA.

Franco stał niejako ponad tymi siłami. Wykorzystywał te rozmaite dźwignie, ale ani Falanga, ani karliści, ani technokraci nie rządzili Hiszpanią. Hiszpanią, Falangą, karlistami, technokratami rządził generał Franco.

 

W Hiszpanii trwa aktualnie akcja usuwania wszystkiego, co jest związane z gen. Franco i jego rządami. Co jakiś czas pojawiają się nagrania, na których widzimy jak władze kolejnych miast niszczą np. krzyże postawione w czasach gen. Franco. Skąd to szaleństwo? Skąd ta potrzeba, żeby zniszczyć wszystko tylko dlatego, że powstało w czasach gen. Franco?

Powody tego rodzaju akcji są zrozumiałe w tym sensie, że można intelektualnie wskazać ich przyczyny. Ci, którzy się nie mogą pogodzić z takim a nie innym rezultatem wojny domowej w Hiszpanii usiłują ją jeszcze raz rozegrać. Quasi-paralelne zjawisko odbywa się aktualnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie ma miejsce swoista pośmiertna pomsta na zwolennikach nieistniejącej już Konfederacji i jej wodza naczelnego – generała Roberta Lee. Żeby było zabawniej, gen. Lee, piętnowany dziś jako herszt właścicieli niewolników, osobiście był przeciwnikiem niewolnictwa.

Różnica polega na tym, że Konfederacja w USA poniosła klęskę, natomiast zwolennicy gen. Franco w Hiszpanii zwyciężyli. Z dzisiejszej perspektywy zabawny jest natomiast fakt, iż pod koniec lat 80. w Polsce Adam Michnik i jego środowisko wskazywało właśnie „hiszpańskie przejście” (transición), czyli pokojowe oddanie władzy przez frankistów, jako modelowy pokaz tego, jak należy traktować pokonanych przeciwników politycznych. A więc bez nienawiści, bez rozliczeń etc. Teraz chyba Adam Michnik już by tego nie powiedział… Ostatecznie u nas zwłoki Bolesława Bieruta i jego towarzyszy partyjnych ciągle znajdują się w eksponowanych miejscach na Powązkach i wielu kolegów Michnika broni ich jak niepodległości. Co innego, jeśli chodzi o grób prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu…

Natomiast samo porównanie między sytuacją Polski, a sytuacją Hiszpanii jest o tyle całkowicie nieuprawnione, że strony walczące w Hiszpanii były całkowicie swojskie, hiszpańskie. Niezależnie od tego,  czy je lubimy, czy też nie. Hiszpańska wojna domowa była modelową wojną bratobójczą, to znaczy taką, której przyczyny tkwiły w wewnętrznych problemach tego kraju. Jakkolwiek potężny był wpływ czynników z zewnątrz na przebieg walk – zarówno po stronie Republiki jak i po stronie rebeliantów – to jednak bez nich wojna domowa wybuchłaby i tak. Natomiast w Polsce po II wojnie światowej żadnej wojny domowej nie było, bo gdyby nie istniał czynnik sowiecki, to nie miałyby miejsca żadne walki wewnętrzne.

Pastwienie się nad symbolami, z jakim mamy do czynienia w Hiszpanii, zaczyna przypominać próbę uczynienia tego, czego nigdy nie uczynił nawet Pan Bóg. Mianowicie chodzi o próbę zmiany przeszłości, a przynajmniej jej obrazu w umysłach żyjącego jeszcze pokolenia.

Jest to wszystko godne pożałowania. Do zwalczanych symboli, pojęć kojarzonych z (anty)bohaterami wojny domowej usiłuje się zaliczyć Kościół Katolicki, który jest według obecnie rządzącej Hiszpanią formacji politycznej czymś negatywnym, złym.

 

W roku 2018 hiszpański rząd wydał dekret o ekshumacji i przeniesieniu zwłok generała Francisco Franco z mauzoleum wojny domowej Valle de los Caidos. W Polsce, o czym już Pan mówił, Bierut nadal leży na Powązkach Wojskowych w Warszawie…

Jest to swoista logika polegająca na tym, że co moje, to moje, a co wasze do dyskusji.

Można przywołać jeszcze jednego świadka, mianowicie Aleksandra Sołżenicyna, który wbrew temu, co wielu głosi, nigdy się z Franco nie spotkał. Przybył on do Hiszpanii już po śmierci dyktatora i obserwując sytuację w tym ciągle jeszcze autorytarnym kraju uznał, iż rzekoma porównywalność obu dyktatur to stwierdzenie groteskowe. Wskazał, że w mauzoleum w Dolinie Poległych, z którego ekshumowano gen. Franco znajdują się także poległych republikanów, podczas gdy w ZSRS zwłoki przeciwników politycznych wrzucało się do przerębli, żeby spłynęły, przepadły i zostały zapomniane…

Ale to już czasy po śmierci caudillo. O mechanizmach władzy w Hiszpanii w czasach generała  Franco dowiedzieć się możemy z książki Marcina Mleczaka „Apostołowie i technokraci”, do przeczytania której serdecznie Państwa zapraszam.

 

Ja również! Bóg zapłać za rozmowę, Panie profesorze.

Tomasz D. Kolanek

 

Czy generał Franco naprawdę uratował Hiszpanię przed socjalizmem? [Opinia]

Prof. Jacek Bartyzel o właściwej ocenie rządów gen. Franco

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(10)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie