Historia Kościoła uczy, że odnowa zawsze zaczynała się tam, gdzie wierzono rozumnie i kochano prawdziwie. A to oznacza, że dziś, bardziej niż kiedykolwiek, musimy odzyskać wiarę, która myśli — fides quaerens intellectum — i myślenie, które prowadzi do wiary. W tej jedności rozumu i serca kryje się nie tylko przyszłość katechezy, ale przyszłość cywilizacji – pisze Artur Górecki.
Przerwana tradycja, utracony język, osłabiona wiara: o katechezie w kontekście cywilizacyjnym
Lektura artykułu „Duchowy analfabetyzm młodych – jak mówić o wierze, gdy utraciliśmy jej język?” opublikowanego na portalu PCh24.pl jest dobrym punktem wyjścia, by uświadomić sobie, że kryzys katechezy i życia religijnego nie jest zjawiskiem wyizolowanym ani przypadkowym. Autorce artykułu trafnie udaje się uchwycić zanik języka wiary u młodego pokolenia; zanik ten niewątpliwie ma miejsce, lecz trzeba go widzieć w znacznie szerszym kontekście kulturowym i cywilizacyjnym. Od kilku dziesięcioleci żyjemy bowiem w świecie, w którym podważono fundamenty cywilizacji łacińskiej: jej antropologię, metafizykę, koncepcję prawdy, sensu i dobra wspólnego. Wraz z zanikiem tego dziedzictwa rozpada się również naturalny kontekst, w którym język wiary był rozumiany, przeżywany i przekazywany. Utrata języka jest więc wtórna wobec utraty samej treści lub jej rozmycia. A dzieje się tak dlatego, że życie religijne — w liturgii, katechezie i duszpasterstwie — bywa dziś rozumiane zbyt często w kategoriach użyteczności, emocjonalnego komfortu czy atrakcyjności, a zbyt rzadko w kategoriach prawdy, formacji i sakramentalnej rzeczywistości Kościoła.
Wesprzyj nas już teraz!
W ten obraz wpisuje się jeszcze jeden aspekt, o którym rzadko mówi się wprost: wiara wymaga pogłębienia rozumowego, nie tylko emocjonalnego przeżywania. Przez wieki Kościół rozumiał, że wiara jest aktem rozumu przyjmującego prawdę na podstawie autorytetu Boga objawiającego. To oznacza, że uczucia — choć ważne — nie mogą być fundamentem religijności. Fundamentem jest prawda. Uczucia mogą towarzyszyć wierze, ale jej nie zastąpią.
Św. Tomasz z Akwinu uczył, że fides quaerens intellectum — wiara szuka zrozumienia, a rozum naturalny, oświecony łaską, ma prawo i obowiązek pytać, analizować, zgłębiać. Wiara, która nie szuka zrozumienia, łatwo staje się podatna na emocjonalne zmienne, chwilowe nastroje i wpływy kulturowe. Tymczasem to właśnie rozum daje wierze stabilność, głębię i wewnętrzną spójność.
Współczesna szkoła — nastawiona bardziej na kompetencje praktyczne niż na poszukiwanie prawdy — nie sprzyja temu wymiarowi formacji. Jeśli uczeń na lekcjach religii słyszy jedynie moralne zachęty, powierzchowne hasła czy ogólnikowe refleksje zamiast rozumowego wykładu doktryny, nie ma jak odkryć, że chrześcijaństwo jest intelektualnie wymagające, spójne i prawdziwe. Dlatego właśnie brak treści intelektualnych w katechezie jest tak bolesnym zaniedbaniem: pozbawia młodych ludzi szansy na spotkanie z chrześcijaństwem jako z mądrością, a nie tylko z doświadczeniem.
Z tego powodu współczesne duszpasterstwo, zbyt często skoncentrowane na emocjach, przestaje być atrakcyjne właśnie dlatego, że nie wymaga. W młodych jest głód sensu, głód prawdy, głód rozumienia świata. Jeśli im tego nie damy, nie znajdą tego w Kościele — ale znajdą gdzie indziej, często w formach wypaczonych albo pozornie głębokich. Wtedy nie odrzucają wiary — odrzucają jedynie jej niedojrzałą, spłyconą wersję, którą im przedstawiono. Chrześcijaństwo sprowadzone do emocjonalnego przeżywania nie jest w stanie konkurować z atrakcyjnością świata, bo nie ma tej głębi, która jest jego istotą.
Kościół od samego początku rozwijał się dzięki harmonii rozumu i wiary. Największe dzieła teologiczne, od Ojców Kościoła przez św. Tomasza po czasy nowożytne, powstawały jako odpowiedź na potrzebę rozumnego zgłębiania misterium. Gdy Kościół zaniedbuje ten wymiar, jego język staje się powierzchowny, a słowa tracą swoją moc nośną. Dlatego właśnie katecheza szkolna — jeśli ma spełniać swoją funkcję — musi wrócić do form, które angażują rozum: do katechizmu, do wykładu Credo, do historii Kościoła, do apologetyki, do właściwej egzegezy Pisma Świętego.
Młody człowiek, który na lekcji religii nie usłyszy intelektualnego wyjaśnienia prawd wiary, nie ma szansy odkryć, że chrześcijaństwo jest przede wszystkim prawdziwe. Tymczasem Kościół nigdy nie bał się prawdy — przeciwnie, szukał jej i bronił, przekonany, że prawda nie może być sprzeczna sama z sobą, a rozum nie stoi w opozycji do wiary. Paradoksalnie więc, im bardziej katecheza unika treści intelektualnych, tym bardziej naraża młodych na odrzucenie wiary jako czegoś irracjonalnego, między bajką a moralizatorstwem.
Dlatego niepokojące jest to, że w wielu miejscach katecheza sprowadzana jest do zajęć lekkich, emocjonalnych, czasem wręcz rozrywkowych. To nie tylko błąd metodyczny — to błąd antropologiczny. Człowiek jest istotą rozumną, jego serce potrzebuje prawdy, a nie tylko wrażeń. Uczucia, które nie są ukierunkowane na prawdę. są nietrwałe. W chrześcijaństwie obie te sfery muszą pozostawać w jedności, ale pierwszeństwo ma prawda.
Tę prawdę odsłania język wiary — i dlatego utrata języka jest tak groźna. Język nie tworzy rzeczywistości, ale ją opisuje. Słowa takie jak „grzech”, „łaska”, „odkupienie”, „zbawienie”, „Eucharystia”, „Kościół” nie są poetyckimi symbolami, lecz precyzyjnymi określeniami rzeczywistości duchowej. Bez języka prawdy nie ma rozumnego aktu wiary; pozostają tylko emocje, a te nie mogą unieść ciężaru życia duchowego.
Dlatego katecheza musi wrócić do intelektualnych fundamentów chrześcijaństwa. Nie po to, by była „trudniejsza”, ale po to, by była prawdziwsza. Młodych nie odstrasza trud — odstrasza pustka. Nie zniechęca wymóg wysiłku — zniechęca brak treści. Nie smuci konieczność myślenia — smuci brak sensu. Dając im głębię, dajemy im szansę.
Religia w szkole, nawet jeśli niedoskonała, wciąż pozostaje jednym z nielicznych miejsc, w których młody człowiek może zetknąć się z wymagającą, ale i wyzwalającą mądrością chrześcijaństwa. Być może w tym właśnie jej największa dziś wartość: że przypomina, iż wiara nie jest kwestią nastroju, lecz odpowiedzią rozumnego człowieka na prawdę objawioną. A kiedy prawda ta zostanie na nowo podjęta i wypowiedziana właściwym językiem, może stać się zalążkiem odnowy — nie tylko katechezy, ale całej kultury.
Historia Kościoła uczy bowiem, że odnowa zawsze zaczynała się tam, gdzie wierzono rozumnie i kochano prawdziwie. A to oznacza, że dziś, bardziej niż kiedykolwiek, musimy odzyskać wiarę, która myśli — fides quaerens intellectum — i myślenie, które prowadzi do wiary. W tej jedności rozumu i serca kryje się nie tylko przyszłość katechezy, ale przyszłość cywilizacji.
Artur Górecki
Duchowy analfabetyzm młodych – jak mówić o wierze, gdy utraciliśmy jej język?