Atak Andrzeja Hadacza na sztabowców PiS po debacie w TVP mógł zostać zlecony. Prowokator zaangażowany w „obronę krzyża” pod Pałacem Prezydenckim w 2010 roku miał za udział w prowokacji dostać mieszkanie komunalne w Warszawie.
Andrzej Hadacz aktywnie bronił krucyfiksu ustawionego przez Pałacem Prezydenckim w 2010 roku w związku z katastrofą smoleńską. Zwracał wówczas uwagę liberalnych mediów swoją postawą. Był przedstawiany jako „katolicki oszołom” i „typowy wyborca PiS”. Kilkanaście miesięcy później widziany był z Januszem Palikotem na… paradzie równości.
Wesprzyj nas już teraz!
Pod koniec maja CBA zatrzymało niejakiego Roberta G. Miał on obiecywać umorzenie spraw powołując się na znajomości w prokuraturach. W trakcie przeszukania jego mieszkania funkcjonariusze znaleźli materiały dowodzące bliskiej znajomości Roberta G. z Andrzejem Hadaczem. W toku postępowania miało się okazać, że Hadacz za udział w prowokacji otrzymał mieszkanie komunalne w Warszawie.
Po debacie w TVP1 Hadacz zaatakował sztabowców Andrzeja Dudy nazywając ich „pisowską wścieklizną” i krzycząc „Kaczyński mnie oszukał!”. Wedle relacji dziennikarza „Rzeczpospolitej”, który był świadkiem wydarzenia, Hadacz chciał spotkać Dudę przed debatą, jednak mu się to nie udało. Postanowił więc czekać na obecnego prezydenta-elekta, a kiedy i tym razem nie mógł „wyżalić” się politykowi z Krakowa zaczął przed kamerami w ostrych słowach atakować popierających Dudę aktywistów. Na wszelkie merytoryczne pytania odpowiadał agresywnie i wulgarnie.
Teraz prokuratura bada powiązania Roberta G. z politykami, próbując ustalić kto dokładnie zlecił atak na Andrzeja Dudę. Zatrzymany przez CBA – w opinii dziennikarzy Radia Zet – mógł być pośrednikiem między jedną z partii politycznych a Hadaczem.
Źródło: radiozet.pl / rp.pl
MWł