„Times of Israel” zauważa ewolucję polityki Izraela wobec UE. Kraj ten pod kierownictwem MSZ Jaira Lapida dokonuje resetu stosunków z Unią. Jerozolima rezygnuje ze współpracy z Wyszehradem na rzecz nowego otwarcia ze „starą Unią”. Nie przeszkadza jej wzrost antysemityzmu w Niemczech, czy Francji. Wręcz odwrotnie, to dodatkowa karta przetargowa, która pozwala na stawianie dodatkowych postulatów.
MSZ Izraela stara się z kilku względów przeorientować na „starą Unię” kosztem współpracy z krajami Grupy Wyszehradzkiej, na co bardzo mocno stawiał Netanjahu. W tle jest zmiana polityki Stanów Zjednoczonych, pod wodzą demokraty Joe Bidena. Sporo będzie tu zależało od planowanego wkrótce spotkania premiera Bennetta z prezydentem Bidenem. Przesiadka w Europie na nowego konia tłumaczy też, dlaczego Jair Lapid pozwala sobie w sporze o nowelizację kpa na jawny konflikt i antypolonizm.
Dziennik „Times of Israel” zauważa, że Lapid odchodzi od doktryny Netanjahu, który „zbliżył się do bloku wyszehradzkiego”, a przyjaźń np. z Orbanem pozwalała mu blokować wszystkie antyizraelskie rezolucje w Unii. Lapid wybrał restart z Brukselą zamiast współpracy z konserwatywnymi krajami Europy. Minister spraw zagranicznych stwierdził wprost, że Izrael dzieli interesy z UE w sprawie „najważniejszych wartości”. Wymienił tu prawa człowieka, prawa społeczności LGBTQ +, przywiązanie do podstawowych zasad demokracji – wolnej prasy, systemu niezależnego sądownictwa, silnego społeczeństwa obywatelskiego… Właśnie za rzekome łamanie takich „wartości”, Bruksela prowadzi wojnę podjazdową z Węgrami, czy Polską.
Wesprzyj nas już teraz!
Lapid dodał: „jesteśmy zdeterminowani, aby wspólnie walczyć z kryzysem klimatycznym (konik Macrona, z którym podobno ma bardzo dobre relacje), z międzynarodowym terroryzmem, z rasizmem i ekstremizmem”. „Times” pisze, że to zerwanie z polityką poprzedniego rządu. Premier Benjamin Netanjahu sprzymierzył się bowiem „z blokiem nazwanym przez Donalda Rumsfelda „nową Europą”, blokiem składającym się z krajów centralnej i wschodniej części UE”.
Gazeta dodaje, że przedstawiciele „starej Europy” byli „zirytowani polityką Netanjahu”. Ta „opierała się na Grupie Wyszehradzkiej w blokowaniu decyzji Rady Europy w sprawie Izraela” – twierdzi np. Emmanuel Navon z Jerozolimskiego Instytutu Strategii i Bezpieczeństwa. Chodziło zwłaszcza o pewne wsparcie przez Brukselę Palestyńczyków. Choćby ze względu na dużą liczbę wyznawców islamu w swoich krajach, „stara Unia” musiała się z ich postulatami liczyć. Lapid nawiązał relacje dyplomatyczne z kilkoma krajami islamskimi i osłabił ich jedność wobec sprawy Palestyńczyków. Dostrzega to np. Paryż, który nagle oznajmił, że także zbojkotuje, ze względu na „antysemickie wypowiedzi”, np. konferencję pod egidą ONZ w Nowym Jorku z okazji rocznicy deklaracji z Durbanu o walce z rasizmem, ksenofobią i nietolerancją. Kraje arabskie wykorzystywały to forum do krytyki Izraela, ale Francja była do niedawna jej pilnym uczniem.
Donalda Trumpa już w polityce nie ma, a dominującą rolę w UE ponownie odgrywa „stara Unia”, w tym tandem francusko-niemiecki. Lapid wydaje się wiedzieć co robi. Nie boi się w tym kontekście np. konfliktu dyplomatycznego z Polską i reorientuje politykę Izraela na Brukselę, w której w takich rozgrywkach ma przecież sprzymierzeńca. Swoje znaczenie ma tu także biznes. Unia Europejska jest najważniejszym partnerem handlowym państwa żydowskiego, ale główni partnerzy to gospodarki dużych krajów. W Jerozolimie doszli do wniosku, że taki geszeft im się po prostu opłaci… Będzie to problem m.in. dla Orbana, który też korzystał na przyjaźni z Netanjahu. Dla Polski problem pojawił się sam.
Bogdan Dobosz