19 września 2019

Atak na saudyjskie rafinerie i ryzyko wojny – czy jednak sprawiedliwej?

(fot. Day Donaldson/Flickr.com/CC BY 2.0)

Sobotni atak dronów na saudyjskie rafinerie nie tylko doprowadził do zmniejszenia wydobycia ropy naftowej, lecz również do zwiększenia ryzyka wojny. Choć do uderzenia przyznali się rebelianci z Jemenu, to pojawiają się także oskarżenia pod adresem Iranu. Ewentualny zmasowany atak na ten kraj oznaczałby masowe ofiary i katastrofalne skutki ekonomiczne. Trudno go zatem pogodzić z zasadami wojny sprawiedliwej.

 

Atak dronów na rafinerie naftowe w mieście Bukajk w Arabii Saudyjskiej doprowadził do wybuchu pożaru i w efekcie wstrzymania przerobu aż 5,7 miliona baryłek ropy naftowej dziennie. To odpowiednik 5 proc. globalnej podaży tegoż surowca. Według „Wall Street Journal” uderzenie przeprowadzono za pośrednictwem rakiet typu cruise. Wystrzelono je z Iranu lub Jemenu. Atak doprowadził do zatrzymania rafinerii i gwałtownego wzrostu cen ropy. Jak podał Bloomberg, kontrakty na ropę w poniedziałek wzrosły o około 15 punktów procentowych. We wtorek rano, ich cena zatrzymała się w oczekiwaniu na informacje o możliwości Arabii Saudyjskiej dotyczące naprawy tej sytuacji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jak zauważa Krzysztof Kolany z portalu Bankier.pl mamy tu do czynienia z największym w powojennych dziejach szokiem naftowym. Największy nie musi jednak oznaczać najbardziej katastrofalnego – dziś świat jest bowiem bardziej przygotowany na niedobory niż w 1973 roku, gdy doszło do kryzysu naftowego. Na przykład Stany Zjednoczone dysponują rezerwami na niemal 645 milionów baryłek, a zapasy komercyjne Amerykanów obejmują zaś 416 milionów baryłek. Z kolei Arabia Saudyjska posiada 188 milionów baryłek. Do tego dochodzą wolne moce produkcyjne, jakimi dysponują zarówno Amerykanie, jak i państwa OPEC. To zaś powinno pozwolić uniknąć powtórki z sytuacji kryzysu naftowego z 1973 roku, (niedoborów paliwa i gigantyczne kolejek na stacjach benzynowych).

 

Sytuacja może jednak ulec znaczącej zmianie, jeśli dojdzie do wybuchu wojny. „Regularna wojna w roponośnej Zatoce Perskiej i ryzyko blokady cieśniny Ormuz to nocny koszmar nie tylko dla konsumentów, ale całej światowej gospodarki”. Wtedy ryzyko wzrostu ceny ropy do kwoty 200 USD za baryłkę przestaje być abstrakcyjne. A wraz z nim podąża wizja galopującej inflacji cenowej i głębokiej recesji gospodarczej, zauważa publicysta.

 

Kto winny ?

Trudno jednoznacznie ustalić sprawców ataku. Przyznali się do niego działający w Jemenie buntownicy z ruchu Huti. Jednak zdaniem przedstawicieli Arabii Saudyjskiej za atakami stoi Iran. Trudno to z góry wykluczyć. Wszak Iran (zresztą kraj islamski, gdzie sytuacja chrześcijan jest ciężka) wspiera jemeńskich rebeliantów z ruchu Huti; tymczasem Arabia Saudyjska popiera siły rządowe. Sam Teheran jednak zaprzecza, jakoby stał za atakiem. Kryzys wpisuje się w zawiłą geopolityczną mozaikę panującą na Bliskim Wschodzie. Wszak Arabia Saudyjska i Iran wspierają przeciwne strony konfliktu nie tylko w Jemenie, lecz również w Iraku i Syrii, gdzie także trwają walki wewnętrzne.

 

Wątpliwości odnośnie winowajcy ataków nie ma natomiast znany amerykański „jastrząb” –Sekretarz Stanu Mike Pompeo. „Wśród wezwań do deeskalacji Iran rozpoczął bezprecedensowy atak na światowe zasoby energii. Nie ma dowodów, że atak pochodzi z Jemenu” – napisał senator na Twitterze. „Wzywamy wszystkie narody, by publicznie i jednoznacznie potępiły irańskie ataki. Stany Zjednoczone będą pracować z naszymi partnerami i sojusznikami, by upewnić się, że rynki energetyczne pozostaną dobrze zaopatrzone a Iran zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za swą agresję” – dodał.

 

Postawa Pompeo spotkała się z krytyką senatora Chrisa Murphy’ego, który jego słowa uznał za „nieodpowiedzialne uproszczenie”. Stwierdził ponadto, że „tak właśnie wkraczamy w głupie wojny z wyboru. Saudyjczycy i Huti są w stanie wojny. Saudyjczycy atakują Huti, a ci kontratakują”. Senator Murphy zauważył również, że wprawdzie Iran popiera Huti, jednak nie można twierdzić jakoby „Huti=Iran” [politico.com].

 

Co zrobi Trump ?

Z drugiej strony stanowisko Donalda Trumpa w kwestii winy Iranu bądź jej braku nie jest do końca jasne. Wszak jak zauważa Stephen Collinson [edition.cnn.com] „w następstwie wyrafinowanego ataku na saudyjskie pole naftowe Trump jest rozdarty między dwoma cechami politycznymi i charakterologicznymi, zaczynającymi definiować jego politykę zagraniczną. Z jednej bowiem strony zamierza uniknąć bliskowschodniego impasu, a z drugiej nie może okazać słabości”.

 

W efekcie jego słowa w Biurze Owalnym były trudne do pogodzenia ze sobą i świadczyły o wewnętrznej walce toczonej przez prezydenta. CNN przypomina również o słowach Donalda Trumpa z 2014 roku, gdy powiedział, że „Arabia Saudyjska musi sama toczyć własne wojny”. Obecnie takie uwagi nie przechodzą mu przez gardło, a jednocześnie nie może zawieść amerykańskiego sojusznika. Prezydent musi więc lawirować. 

 

Warto też pamiętać, że wojna z Iranem może doprowadzić do globalnego kryzysu ekonomicznego, a to z kolei zaszkodzi Donaldowi Trumpowi przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. W jego interesie jest ekonomiczny rozkwit, przynajmniej na krótką metę. Z tego też powodu prezydent USA postulował obniżenie stóp procentowych przez FED (amerykański odpowiednik banku centralnego). Nie dziwi więc, że po buńczucznych zapowiedziach na Twitterze, Donald Trump stwierdził, że wolałby uniknąć wojny [oilprice.com].

 

Warto przypomnieć, że jeszcze dzień przed 14 września wydawało się, że sprawy potoczą się raczej w odwrotnym kierunku. Czołowy jastrząb John Bolton stracił posadę doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego USA. Donald Trump zapowiedział, że wprawdzie nie pozwoli Iranowi na wejście w posiadanie broni nuklearnej, jednak jeśli Teheran zrezygnuje z dążeń do wzbogacania uranu, to usiądą do negocjacyjnego stołu. Wydawało się, że Iran mimo buńczucznych zapowiedzi Hasana Rouhaniego przystanie koniec końców na tę propozycję. Amerykańskie sankcje doprowadziły bowiem do poważnych problemów ekonomicznych w tym kraju.

 

Sobotnie ataki doprowadziły jednak do gwałtownego napięcia na linii Iran-USA. Trudno się dziwić, że islamski kraj surowo protestuje przeciwko działaniom Stanów Zjednoczonych. Najwyższy irański przywódca Ali Chamenei określił to mianem polityki wywierania maksymalnej presji [tvn24.pl]. Religijny i polityczny przywódca Iranu stwierdził jednocześnie, że polityka  ta poniesie klęskę, a żadnych rozmów iracko-irańskich nie będzie – o ile Amerykanie nie powrócą do porozumienia nuklearnego z 2015 roku. Podobne stanowisko wyrażał wcześniej irański prezydent Hasan Rouhani.

 

Celem zawartej w lipcu 2015 roku umowy między sześcioma mocarstwami (USA, Francja, Wielka Brytania, Chiny, Rosja i Niemcy) a Iranem było ograniczenie irańskiego programu nuklearnego w zamian za stopniowe znoszenie sankcji. Jednak Donald Trump w 2018 roku zdecydował się wycofać się z porozumienia.

 

Wojna niesprawiedliwa?

Ustalenie faktów w sprawie dokonanego ataku jest istotne, także z etycznego punktu widzenia. Aby jednak uznać winę irańską, należy mieć dowody ponad wszelką rozsądną wątpliwość. Sam fakt poparcia Huti przez Iran to stanowczo zbyt mało. Załóżmy jednak, że wina Iranu zostanie udowodniona. Czy to oznacza, że zgodnie z klasyczną teorią wojny sprawiedliwej Arabia Saudyjska (i ewentualnie jej amerykańscy sojusznicy) będą miały prawo przystąpić do wojny? Miejmy nadzieję, że to tylko teoretyzowanie, ale zapytajmy – czy będą miały prawo dokonać na przykład inwazji na Iran, czy czegoś zbliżonego do niej w ramach odpowiedzi na pojedynczy mimo wszystko atak?

 

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z jednej bowiem strony zgodnie ze (znajdującą poparcie w tradycyjnej nauce Kościoła) teorią, wojna sprawiedliwa nie musi mieć charakteru obronnego sensu stricto. Odpowiedź na niesprawiedliwy czyn ze strony wroga również stanowi odpowiedni powód do wojny. Jednak niezbędne są również inne warunki: wypowiedzenie wojny przez prawowitą władzę, wyczerpanie wszelkich innych możliwości i działania proporcjonalne do doznanych szkód. To ostatnie wyklucza raczej możliwość uzasadnienia inwazji na Iran i wkroczenia tam wojsk okupacyjnych.

 

Pomijając już klasyczną i katolicką teorię wojny sprawiedliwej trudno znaleźć szanowaną teorię etyczną, z której dałoby się wyprowadzić dokonanie ataku na Iran. Etyka deontologiczna, utożsamiana głównie z kantowskim nakazem traktowania człowieka jako celu, a nie środka nie uzasadnia zmasowanego ataku i związanych z tym masowych ofiar u przypadkowych osób, w tym cywili w imię reakcji na ekonomiczne przede wszystkim szkody.

 

Także zwolennik utylitaryzmu raczej nie powinien popierać uderzenia na Iran, jeśli oznaczać to będzie regularną wojnę. Wiązać się ona będzie bowiem z niewypowiedzianym cierpieniem wielu osób, które może przedłużyć się w czasie. Również konsekwencje ekonomiczne dla większości osób okażą się ponure – wzrost cen paliwa, recesja. Wprawdzie pewne grupy mogą skorzystać – na przykład Arabia Saudyjska, producenci ropy, jednak ich zysk nie przeważy straty większości.

 

Jeśli zatem dojdzie do zmasowanego ataku na Iran, to prawdopodobnie jedynym etycznym jego uzasadnieniem będą poglądy Trazymacha wyrażone w platońskim „Państwie”. Wynika z nich zaś, że sprawiedliwość jest tym, co służy silniejszemu.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij