W świadomości wielu osób ateizm jawi się jako propozycja atrakcyjna intelektualnie i nie tylko. Chrześcijaństwu zaś przypisuje się związek z pewną nudą i sztampą. Jest to zasługą licznych chrześcijan, ale i chrześcijańskich autorów. Grzeszą intelektualną miałkością lub uderzają w przesadnie patetyczne tony (skazując się na drwiny w przypadku niedoskonałości własnego życia).
„Ateista, którego nie było albo straszne konsekwencje złych argumentów” chrześcijańskiego filozofa Andy’ego Bannistera to wyrzut sumienia dla nich wszystkich. Tak błyskotliwej, dowcipnej a jednocześnie głębokiej filozoficznie pozycji nie czytałem od dawna. Gdyby łączenie filozoficznej głębi z lekką formą było odrębną dyscypliną, to Bannister otrzymałby tytuł arcymistrza.
W 11 rozdziałach autor rozprawia się z mitami szerzonymi przez ruch tak zwanych nowych ateistów, którego twarzą jest Richard Dawkins. Przekonuje, że mimo pozornej chwytliwości jego argumentacja roi się od logicznych i nie tylko błędów. Co więcej, podkreśla, że ateizm – wbrew deklaracjom jego zwolenników – sam jest wiarą. Nawet słynny autobus krążący po Londynie z napisem „Boga prawdopodobnie nie ma. Dlatego przestań się martwić i ciesz się życiem” stanowi swego rodzaju wyznanie wiary. Nie tylko w nieistnienie Boga, lecz również w radość jako kluczową wartość. Tymczasem choć radość jest istotna, to życie nie ogranicza się do niej. Ludzkie uczucia stanowią znacznie bogatszą paletę, a nowy ateizm zdaje się tego nie dostrzegać.
Wesprzyj nas już teraz!
Chrześcijański filozof Andy Bannister przekonuje, że zarówno chrześcijaństwo jak i ateizm to nie tylko światopoglądy o charakterze teoretycznym. Podkreśla, że wiążą się z nimi konkretne, praktyczne konsekwencje. Jednocześnie czyni to w wyjątkowo dowcipnym stylu. A oto jego próbka.
„Etyka, normy współżycia i prawa człowieka opierają się na przeświadczeniu, że nikt z nas nie jest przypadkowym zbiorem atomów, lecz osobą odznaczającą się własną godnością i wartością. Skąd bierze się ten pogląd? Pochodzi z Biblii, która mówi, że człowiek został stworzony na obraz Boga. Możecie odrzucić Boga ale proszę bardzo […] ale wówczas musicie zacząć wszystko na nowo od samych fundamentów i wyjaśnić dlaczego jeden konkretny byt wypluty przez ślepe siły czasu i przypadku kotłujące się przez miliardy lat w zupie pierwotnej ma mieć jakieś niezbywalne prawa, których odmawia się amebom, karaluchom i bakłażanom”. Nie każdy ateista to zbrodniarz. Jednak ateizm pozbawiając ludzką godność fundamentów otwiera drogę do zbrodni.
Bannister rozprawia się także z kultem nauki popularnym wśród nowych ateistów i nie tylko. Bezpardonowo rozprawia się z modą na dopisywanie przymiotnika „naukowy” do każdego niemal aspektu działalności ludzkiej. Zauważa, że nauka (zwłaszcza nauki przyrodnicze-ang. science) może wyjaśnić skład chemiczny Mona Lisy, ale nie odpowie na pytanie o sens tego malowidła ani cel jego powstania. Wyjaśni skład wszechświata, lecz nie odpowie na pytanie o to jak powstał – to już domena filozofii czy teologii. I musi się z tym zgodzić każdy bez względu na światopogląd.
„Nauka to narzędzie przeznaczone do zajmowania się materią. Nie nadaje się do tego, by wyjaśnić, skąd w ogóle wzięła się materia – i nie ma w tym przypadku znaczenia to, czy jest się ateistą, agnostykiem czy osobą wierzącą. Młotek to doskonałe narzędzie do wbijania gwoździ, ale beznadziejne, gdy trzeba odpowiedzieć na pytanie, dlaczego istnieją gwoździe”.
Autor rozprawia się także twierdzeniem ateistów, jakoby wiara (rozumiana tu jako uwierzenie komuś) stanowiła przeciwieństwo rozumu. Podkreśla, że bez tak rozumianej wiary niemożliwe jest codzienne życie. „Pytanie, które należy zadać, nie brzmi <czy masz wiarę?>. Każdy ją ma, ateista i teista, sceptyk i poszukujący, wątpiący i uczeń. Brzmi ono: <czy to, w czym pokładasz wiarę, jest dostatecznie mocne? Czy jest wiary-godne?”.
Recenzja: Marcin Jendrzejczak
Anny Bannister „Ateista, którego nie było albo straszne konsekwencje złych argumentów”, Fundacja Prodoteo, Warszawa 2005, stron 205, oprawa miękka. Książka dostępna jest TUTAJ