Choć rola Jana III Sobieskiego w zwycięskiej odsieczy bywała i wciąż bywa umniejszana, pamięć o „Obrońcy Wiary” – taki tytuł polskiemu monarsze nadał papież Innocenty XI – dalej trwa, zwłaszcza wśród austriackich kręgów konserwatywnych. Sami Austriacy wspominając bitwę z roku 1683 coraz częściej myślą o… islamskiej imigracji.
Spośród wybitnych wodzów I Rzeczypospolitej tylko Jan III Sobieski zyskał międzynarodową sławę jako „sprośnego Turczyna pogromca”. Ostatni spośród wielkich sarmackich dowódców kojarzony jest zazwyczaj z wiktorią wiedeńską Anno Domini 1683, choć zdaniem wybitnego teoretyka wojskowości – pruskiego generała Carla von Clausewitza – najbardziej błyskotliwym zwycięstwem Sobieskiego była bitwa pod Chocimiem stoczona 11 listopada 1673 roku. W naszej historiografii zajmuje ona wysoką pozycję, choć niżej podpisany ma mu za złe, że „Lew Lechistanu”, jak nazywali Sobieskiego Turcy, nie dokonał zamachu stanu, który byłby bodaj ostatnią szansą na zawrócenie Rzeczypospolitej z równi pochyłej wiodącej do upadku.
Wesprzyj nas już teraz!
Jan III Sobieski bywa krytykowany za udzieloną monarchii habsburskiej pomoc, wobec której Wiedeń okazał specyficzną „wdzięczność” uczestnicząc w rozbiorach Polski. Wypada mi zatem wystąpić w roli advocatus Casa Austraiae i spróbować odpowiedzieć na pytanie: czy nad Dunajem zapomniano o roli króla Jana w zwycięstwie nad islamskim zagrożeniem? Zwycięstwo Osmanów oblegających Wiedeń mogło mieć nieprzewidziane konsekwencje dla Polski, jak i Europy. Równocześnie żywa była świadomość habsburskiego zaangażowania w odparcie szwedzkiego najeźdźcy. Sobieski decydując się na udział w odsieczy (zgodnie z zawartym poprzednio sojuszem) działał w dobrze rozumianym polskim interesie.
Wiktora wiedeńska zajmowała w austriackiej świadomości społecznej i historycznej poczesne miejsce, jednak towarzyszyło temu znaczne pomniejszanie polskiego wkładu w to zwycięstwo. Jana III przedstawiano jako bohaterskiego władcę walczącego z szablą w ręku (co zresztą było prawdą), pomijając przy tym, że to jego decyzje przyniosły tak świetne zwycięstwo. Warto przy tym pamiętać, że bitwa pod Wiedniem zapoczątkowała szereg zwycięskich dla Austrii kampanii przeciwko Turcji. U boku Jana Sobieskiego i księcia Karola Lotaryńskiego debiutował wówczas słynny książę Eugeniusz Sabaudzki. Jego tryumfy (np. pod Petrovaradeinem i Zentą) na dwa stulecia zepchnęły w cień odsiecz wiedeńską.
Pamięć o Janie III Sobieskim przywróciły dopiero obchody 200. rocznicy bitwy. Był to ukłon Domu Panującego w stronę galicyjskich poddanych, choć towarzyszyła mu subtelna deprecjacja polskiego wkładu w ten sukces, za wyjątkiem znaczenia „skrzydlatych jeźdźców” – jak nazywano husarię. Świadomość krzepła wraz z upływem czasu. Dwieście pięćdziesiątą rocznicę bitwy przywołano z myślą o wyraźnych celach politycznych. Niewielka republika austriacka, która wyłoniła się z rozpadu monarchii habsburskiej w 1918 roku, przeżywała głęboki kryzys polityczny i tożsamościowy. Prawicowi politycy chrześcijańscy z Engelbertem Dollfussem i Kurtem Schuschniggiem na czele starali się wcielać w życie nauczanie społeczne Kościoła, prowadząc równocześnie walkę na dwóch frontach: przeciwko lewicowemu i narodowosocjalistycznemu ekstremizmowi. W 1933 roku tryumf Sobieskiego przedstawiano więc jako zwycięstwo nad „pogańskim barbarzyństwem”, a samą Austrię jako twierdzę (Bollwerk) w walce z bezbożnictwem i bezprawiem. Austriaccy historycy i politolodzy, nawet ci najbardziej krytyczni wobec polityki Dolfussa, zgodnie podkreślają, że w ten sposób tworzył on podwaliny pod rozwój odrębnego narodu austriackiego. Warto wspomnieć w tym miejscu wicekanclerza Austrii tej doby księcia Ernsta Rüdigera von Starhemaberga – w prostej linii potomka i imiennika bohaterskiego obrońcy Wiednia w 1683 roku. Po Anschlussie jako jeden z nielicznych przedstawicieli austriackiej elity walczył z bronią w ręku przeciw III Rzeszy.
Obecnie pamięć o tryumfie Jana III Sobieskiego zajmuje niekwestionowane miejsce w austriackiej historiografii. Rolą polskiego wojska w oddaleniu osmańskiego zagrożenia przedstawiana jest obiektywnie w szkolnych podręcznikach, podobnie sytuacja rysuje się w przypadku monumentalnego 10-tomowego dzieła austriackich akademików o monarchii habsburskiej. Inaczej bywało w wieku XIX. Należy przypuszczać, że działo się tak przez wzgląd na pruskiego, a od 1871 niemieckiego sojusznika. Przodek XIX wiecznych monarchów pruskich, wielki elektor Fryderyk Wilhelm – złośliwie sportretowany na stronach „Potopu” Henryka Sienkiewicza – jako jedyny władca niemiecki odmówił w 1683 roku jakiejkolwiek pomocy zagrożonemu Wiedniowi. W przypadku bliższego opisu historycznego, prawdy tej nie dałoby się ominąć. Tablica upamiętniająca udział króla Jana III Sobieskiego i wojsk polskich w wiedeńskiej potrzebie została jednak odsłonięta już w roku 1883.
Dla kół chrześcijańsko-monarchistycznych odsiecz nabrała szczególnego znaczenia w kontekście kolejnego zagrożenia „potopem” islamskich imigrantów z Turcji i krajów Bliskiego Wschodu. Równocześnie historia roku 1683 uwiera austriacką lewicę, wbrew wszystkiemu hołdującą idei multikulturalizmu. Z tego powodu z frontonu Bazyliki Św. Szczepana usunięto napisy o „tureckich pogańskich psach”, oceniane jako „politycznie niepoprawne”. Inną postawę prezentują sami Austriacy, często postrzegający napływ wyznających tę samą wiarę imigrantów znad Wisły jako czynnik ograniczający znaczenie ludności napływającej z krajów islamskich. Niektórzy byliby skłonni dostrzegać w tym kolejną „odsiecz”, choć niektórzy Polacy, osobliwie ci utożsamiani z Mexico Platz, wizerunek ten nadszarpnęli.
Roman Kochnowski