Jak podaje portal Interia.pl, niemieccy eksperci z firmy Berylls Strategy Advisors wyliczyli, że rezygnacja z samochodów napędzanych silnikiem Diesla wcale nie przysłuży się środowisku. Auta elektryczne bowiem nie są aż tak ekologiczne jak nam do tej pory przedstawiano.
Firma Berylls Strategy Advisors od lat specjalizuje się w kwestiach konsultingowych, prowadząc swoją działalność na trzech kontynentach. Tym razem, ich analitycy obrali za cel zbadanie tzw. śladu węglowego, który pozostawiają obecne na rynku samochody elektryczne. „W ich opinii, w obecnej sytuacji, rezygnacja z wykorzystywania do napędu samochodów osobowych silników Diesla raczej nie przysłuży się środowisku…” – pisze Paweł Rygas na łamach Interia.pl
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem ekspertów, największym problemem dotyczącym samochodów elektrycznych jest sposób produkcji zasilających je silników litowo-jonowych. I nie chodzi tu nawet o wykorzystywanie do ich produkcji metali ciężkich pozyskiwanych w sposób przyczyniający się do degradacji środowiska, ale o emisję tzw. śladu węglowego, który jest efektem produkcji tychże silników. Okazuje się, że „w zależności od tego, gdzie wytwarzane są samochody elektryczne, energia potrzebna do wyprodukowania ich akumulatorów powoduje wysoki ślad węglowy. W przypadku Niemiec przeciętny samochód elektryczny musiałby pozostawać w eksploatacji przez co najmniej 10 lat, by zrównoważyć emisję konkurencyjnego samochodu z silnikiem spalinowym” – czytamy na łamach portalu.
Rygas zaznacza, że problematyczny jest też stosunkowo krótki okres eksploatacji baterii, po którym musi zostać ona wymieniona. Generuje to kolejne zanieczyszczenia będące skutkiem produkcji nowych akumulatorów. W raporcie analityków Berylls Strategy Advisors czytamy, że: „zbudowanie akumulatora samochodowego o masie 500 kilogramów lub większego (…) w fabryce zasilanej paliwami kopalnymi spowodowałoby do 74 proc. więcej emisji dwutlenku węgla niż stworzenie wydajnego tradycyjnego pojazdu!”
Źródło: interia.pl
PR