Ekshumację doprowadzono według poprzednich uzgodnień do momentu odkrycia szczątków w układzie anatomicznym. Wtedy można było te szczątki powierzchownie zbadać, odkryć je i zbadać głębokość grobu. To zostało doprowadzone do tego momentu. Moim zdaniem to jest wystarczające – mówi w rozmowie z PCh24TV Marek Kamiński, autor książki „Zamiast ekshumacji”, lekarz przez wiele lat mieszkający w USA, który bada problematykę zbrodni w Jedwabnem i odrzuca wersję, zgodnie z którą mordu na Żydach mieliby dopuścić się Polacy, przedstawiciel Inicjatywy Obywatelskiej Jedwabne 41 (jedwabne41.org).
– W trakcie tego patronowania, zajmowania się cmentarzem [w Łomży-red.], kilkakrotnie spotkałem rabina Schudricha. To jest ten rabin, który uczestniczył, można powiedzieć nadzorował, tej częściowej ekshumacji w trakcie śledztwa IPN. Wspominam o tym dlatego, że zarzucano jemu i drugiemu rabinowi, że manipulują przepisami rabinicznymi, żeby tę ekshumację wstrzymać. Otóż jest to nieprawda. Ta ekshumacja – to wynika jasno z dokumentów, ze sprawozdania prof. Koli – została doprowadzona do momentu, który został uzgodniony. To jest niepełna ekshumacja, ale tak zostało uzgodnione – mówi w rozmowie z Romanem Motołą Marek Kamiński, autor książki „Zamiast ekshumacji”.
– Natomiast jeśli chodzi o stosunek rabiniczny do miejsca pochówku Żydów, to miałem się okazję przekonać w roku 2006. Dostaliśmy wtedy sporą donację pieniędzy z Chicago na uporządkowanie cmentarza [w Łomży-red.]. Chodziło o to, żeby go skopać, bo był bardzo nierówny (…). Już nie pamiętam do kogo się zwróciliśmy, ale na pewno miał z tym do czynienia rabin Schudrich i odpowiedź była: proszę bardzo, ale żadnego kopania – ziemi, w której leżą szczątki żydowskie się nie narusza. I jedyne na co dostaliśmy pozwolenie to na pokrycie tej olbrzymiej powierzchni 10 cm warstwą świeżo nawiezionej ziemi, co było abstrakcją, to było niemożliwe. Ale tak się składa, że w zarządzie naszej fundacji większość stanowią Żydzi nieortodoksyjni. Zdecydowali, że trudno, nie możemy sobie pozwolić, robimy to z szacunku do zmarłych i zrobiliśmy to bez nawożenia. Potem spotkałem rabina Schudricha, który mówi: wiem, było mi trudno, ja nie mogłem się zgodzić, bo to wbrew przepisom, ale zrobiliście to z dobrej woli i wybaczył. (…) I stąd, kiedy się rozpoczęły żądania ponownej ekshumacji wiedziałem, że z tego nic nie będzie. Bo to nie było jakieś okolicznościowe naginanie prawa, ale ze swego doświadczenia z 2006 roku wiedziałem, że oni to naprawdę traktują bardzo poważnie – zauważa rozmówca PCh24TV, który zaprasza także do odwiedzenia strony jedwabne41.org.
Wesprzyj nas już teraz!
– Ekshumację doprowadzono według poprzednich uzgodnień do momentu odkrycia szczątków w układzie anatomicznym. Wtedy można było te szczątki powierzchownie zbadać, odkryć je i zbadać głębokość grobu. To zostało doprowadzone do tego momentu. Moim zdaniem to jest wystarczające. Proszę pamiętać, że to nie były jedyne prace archeologiczne na tym terenie. Działalność archeologiczna obejmowała relikt stodoły i jeszcze spory kawał terenu obok. Tam przeprowadzono badania, prowadziła je wykrywaczami metalu bodajże saperska jednostka z Orzysza i tam znajdowano wiele artefaktów, między innymi i łuski. Niemniej jednak podstawowym i najważniejszym, moim zdaniem, odkryciem archeologicznym było stwierdzenie, że – tu muszę wrócić do samego wtedy przyjętego przebiegu zbrodni – miało wyglądać to tak, że Polacy ogarnięci jakimś zbrodniczym szałem zgromadzili żydowskich mieszkańców Jedwabnego, swoich sąsiadów, w takim zupełnie dosłownym i serdecznym tego słowa znaczeniu, bo w Jedwabnym nie było getta, mieszkali przez miedzę, przez granicę, znali się od urodzenia, może nie jadali przy tym samym stole, ale wielokrotnie pili wodę z tej samej studni. Tam nie było konfliktu. I raptem rzekomo miał ich opanować jakiś morderczy szał, zgromadzili tych wszystkich jedwabińskich Żydów – to jest ta wersja obecnie przyjęta, zupełnie nieprawdziwa – zgromadzili sami, z własnej inicjatywy dla dania ujścia swoim morderczym rządzom i potem, że z tej grupy Żydów wyselekcjonowali około 40 najsilniejszych i z fragmentami rozbitego pomnika Lenina na plecach rzekomo zapędzili ich na żydowski cmentarz, gdzie ręcznie mieli tych Żydów zamordować. Jest nawet dramatyczny opis tego aktu. Co się okazało? To było najcenniejsze, moim zdaniem, stwierdzenie archeologiczne, że na cmentarzu żadnego grobu nie ma. Natomiast znaleziono ten grób w stodole. To był rów o rozmiarach 6 metrów na 1 metr, dość wąski, gdzie w układzie anatomicznym znaleziono zwłoki między 40 a 50 mężczyzn. Najbardziej zaskakujący jest fakt, że wcale w Jedwabnem nikt tego nie wiedział. Że to zostało zrobione zawodowo, w całkowitej tajemnicy. Wszyscy byli przekonani, że oni zostali zamordowani na cmentarzu. A zatem jeżeli było 40 młodych, sprawnych fizycznie, służących w Wojsku Polskim Żydów, ilu trzeba młodych Polaków, żeby ich ręcznie na cmentarzu zamordować? Co najmniej drugie tyle, 80 albo 100. Przecież rozbiegliby się natychmiast. To nie byli jacyś inwalidzi. Przeciwnie. No i skoro w całym Jedwabnym nikt nie wiedział gdzie i w jaki sposób ich zamordowano, to znaczy, że nie mogli tego zrobić Polacy. To jest wykluczone – zauważa badacz zagadnienia zbrodni w Jedwabnem.
– Co najciekawsze, w procesie z 1949 roku było 22 oskarżonych – 12 skazanych, 10 uniewinnionych. I w tym procesie, który trwał 2 dni, około 18 godzin, policzyłem, że było około 10 minut na świadka. W podsumowaniu tego procesu, w tak zwanym postanowieniu, sędzia Małecki trzykrotnie, po przesłuchaniu wszystkich świadków, na świeżo, stwierdził jednoznacznie referując okoliczności tejże tragedii, co musiał słyszeć od świadków, że ci Żydzi zostali rozstrzelani na cmentarzu. Rozstrzelani. Co do tego, że zostali rozstrzelani nie było wątpliwości, tylko była kwestia: gdzie. Okazało się, że nikt z Polaków ani tego nie widział ani nie brał udziału. Przypuszczali, że to siedziało na cmentarzu. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Do czasu, do 10 lipca, do spalenia w stodole tychże ludzi, kierunek, tamta ulica, kojarzyła się wyłącznie z cmentarzem żydowskim, bo był na końcu tej drogi. A potem było pole. Ta stodoła się nikomu z niczym nie kojarzyła, ludzie tego nie zauważali, więc byli przekonani, że zbrodnia musiała być dokonana na cmentarzu, bo gdzie indziej? Tam ich zaprowadzono, nikt nie myślał wtedy o stodole. Dopiero ta ekshumacja, badania archeologiczne wykazały, że to jest nieprawda – dodaje Marek Kamiński z Inicjatywy Jedwabne 41 (jedwabne41.org)
Źródło: PCh24
MWł
Polecamy całą rozmowę: