Aferę w międzynarodowym tenisie wywołał Novak Djokovic, najlepszy zawodnik świata według rankingu ATP. Wyraził on swoje zastrzeżenia co do zasady równości w wynagrodzeniach dla kobiet i mężczyzn w turniejach Wielkiego Szlema. Jego zdaniem męscy zwycięscy tych rozgrywek powinni zarabiać więcej z prostego powodu – ich mecze przyciągają więcej widzów. Wcześniej podobne zdanie wyraził prezes kompleksu kortów tenisowych Indian Wells. Stwierdził, że kobiety osiągnęły swoje wynagrodzenia w tenisie korzystając z popularności gry mężczyzn.
Novak Djokovic przyznał, że WTA wykonała mrówczą pracę, aby uzyskać dla tenisistek to samo wynagrodzenie, co dla tenisistów. Wyraził swoje uznanie dla tej pracy i zrozumienie dla kobiet walczących o swoje prawa. Jednocześnie podkreślił, że mężczyźni zasługują na wyższe wynagrodzenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Przy okazji Djokovic wyraził swoje uznanie dla sukcesów współczesnych kobiet w sporcie. Stwierdził, że stoją one przed trudniejszym zadaniem, gdyż ich ciała różnią się od ciał mężczyzn. Aby odnieść sukces w sporcie muszą pokonać swoje „hormony”. Ten fragment wypowiedzi, wbrew pojednawczym intencjom, trudno uznać za satysfakcjonujący radykalne feministki.
W jeszcze ostrzejszej formie niepoprawne politycznie przekonania wyraził Raymond Moore. Ten były tenisista i prezes kompleksu kortów Indian Wells stwierdził, że stowarzyszenie kobiecego tenisa WTA osiągnęło swoją pozycję jedynie „na plecach mężczyzn”. Jego zdaniem tenisistki powinny paść na kolana i dziękować Stwórcy za ludzi, którzy do tego doprowadzili. W wyniku oburzenia wywołanego przez tę wypowiedź jej autor musiał przeprosić.
Do wypowiedzi More’a odniosła się słynna tenisistka Serena Williams. Skrytykowała twierdzenie jakoby kobiety powinny dziękować komukolwiek w sposób zaproponowany przez niego. Zauważyła, że gra tenisistek również wzbudza zainteresowanie. Dowodem na to jest ostatni finał US Open, gdy mecz pań przyciągnął większą liczbę kibiców, niż finał rozgrywek mężczyzn. Stało się tak po raz pierwszy w historii.
Najwyższa nagroda w turniejach Wielkiego Szlema jest obecnie taka sama dla kobiet i mężczyzn. Zasada ta została wprowadzona najpierw w US Open – już w 1973 r. Stanowiło to rewolucyjną zmianę, gdyż jeszcze w 1972 r. kobiety zarabiały 30 % tego, co mężczyźni. W Australian Open parytet ustanowiono w 2001 r. Jednak i bez tego już od połowy lat 80-tych panowała względna równość. Dwukrotnie – w 1988 r. i 1989 r. kobiety zarabiały nawet więcej. W Roland Garros parytet wprowadzono w 2006 r. a w Wimbledonie w 2007 r. Jednak i tam różnice nie były znaczące. Jak podaje „The Guardian”, od połowy lat 80-tych (Roland Garros) i 70-tych (Wimbledon) nie przekraczały 10 punktów procentowych.
W tym świetle parytety stanowią przejaw ideologicznego zacietrzewienia. Skoro tenisistki twierdzą, że ich mecze są równie interesujące dla kibiców, to nie ma powodu, dla którego nie pozostawić regulacji płac rynkowi. W pewnych przypadkach tenisistki mogłyby nawet zarobić więcej. Jednak przywiązanie do parytetów i z góry zadekretowanych kwot wydaje się silniejsze.
Źródła: mirror.co.uk / edition.cnn.com / theguardian.com
mjend