W tym roku zamiast tradycyjną trasą na Ukrainę – uczestnicy Rajdu Katyńskiego jadą aż na Syberię. Po raz pierwszy w piętnastoletniej historii. Będą spotykać się m.in. z potomkami Polaków, zesłanych tam podczas II wojny światowej.
Wyruszyli w sobotę, 22 sierpnia. Przed siedemdziesięcioma uczestnikami – trzy tygodnie na motorach i dziesięć tysięcy kilometrów trasy do pokonania.
Wesprzyj nas już teraz!
– Początkowo planowaliśmy, tradycyjnie, przejazd przez Białoruś, Litwę, Rosję i Ukrainę – mówi Wiktor Węgrzyn, pomysłodawca i główny komandor Rajdu. – Gdy nie wpuszczono na Ukrainę polskich motocyklistów uczestniczących w Rajdzie Pileckiego, zaczęliśmy szukać nowych rozwiązań.
Pomysł podpowiedział zaprzyjaźniony ksiądz proboszcz z Tobolska, z kościoła p.w. Trójcy Świętej, który wybudowali polscy zesłańcy z dziewiętnastowiecznych powstań.
– Będziemy też tradycyjnie w Smoleńsku, Katyniu, odwiedzimy polskie i niepolskie sierocińce, a w powrotnej drodze przejedziemy przez Łotwę, odwiedzając m.in. Polaków mieszkających w przez Dyneburgu – dodaje komandor.
Potęga przeszłości
Mieczysław Struś, pułkownik i doktor hab. nauk technicznych jedzie z Rajdem po raz trzeci. Szczególnie ważna dla niego są odwiedziny Kłuszyna, gdzie w 1610 r. Polacy stoczyli bitwę z siedmiokrotnie przewyższającym ich liczebnie wojskami rosyjsko-szwedzkimi i dzięki przemyślanej strategii zwyciężyli.
– To największe zwycięstwo w polskiej historii – podsumowuje z dumą w głosie. – Bycie tu to dla mnie spełnienie zobowiązań wobec przodków, którzy najpierw tworzyli cywilizację w tamtej części Europu, a później ją obronili. To oddanie hołdu mojemu przodkowi – płk. Mikołajowi Strusiowi, staroście chmielnickiemu, który podczas zwycięskiej bitwy dowodził pułkiem husarskim, a po niej – polską załogą na Kremlu. Jego umiejętnościom żołnierskim, cechom charakteru i dyplomacji.
Polskość
– W tym roku – szczególnie ważne jest to, że jedziemy do Tobolska, szlakiem polskich zesłańców i że „dotkniemy” tych ludzi, którzy z pokolenia na pokolenie ochronili polskość. Niekiedy od ponad stu lat – mówi Katarzyna Wróblewska, pierwsza kobieta, która przejechała na ciężkim motocyklu rajd; w tym roku jedzie po raz dziewiąty. – Spodziewam się sporej dawki nauki patriotyzmu, rozmów, podczas których powiemy spotkanym tam daleko Polakom, że warto jest trwać tak daleko od ojczyzny i zachować swoją narodową tożsamość.
– Jadę z myślą o jednym z zeszłorocznych wyjątkowych spotkań – dodaje Andrzej Niedźwiecki, fotograf, na rajdzie po raz drugi. – Z osiemdziesięcioletnią córką żołnierza KOP-u, przedwojennego obrońcy polskich granic. Jedną z niewielu Polek zamieszkujących małą miejscowość na Ukrainie. Po wojnie była ścigana, zaszczuta przez NKWD, pozbawiona szacunku. I do tej babci przyjeżdża prawie stu mężczyzn na motorach, całują w ręce, a potem idą na cmentarz, oddać hołd pomordowanym tu Polakom. Ze sztandarem, wieńcem, w ubraniach – niczym mundury, z hymnem polski lub „Bogurodzicą” na ustach.
– To sprawia, że ludzie z miejscowości zaczynają patrzeć na kobietę z szacunkiem: doświadczają namacalnie, że pochodzi z narodu, który o niej pamięta i który w tak symboliczny sposób się o nią upomniał. Myślę, że to zachęcanie do trwania w polskości tutejszych ludzi to najważniejsza zasługa Rajdu.
Rajd Katyński od piętnastu lat pomaga Polakom, którzy pozostali na Wschodzie i upamiętnianie polskiej historii. W taki sposób, by nie rwać więzi z naszymi sąsiadami lecz by na historycznej prawdzie budować dobre relacje dziś.
Dorota Niedźwiecka