W okolicy Święta Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, niezawodny Onet.pl postanowił zaspokoić gusta spragnionej antychrześcijańskich igrzysk gawiedzi. Piórem publicysty Newsweeka, Krzysztofa Vargi, wspomina zmarłego „badacza szaleństw polskiego katolicyzmu” prof. Zbigniewa Mikołejkę. Jednak zaprezentowana mitologia pełna półprawd i przekłamań, mówi więcej o fobiach polskiego antyklerykalizmu, niż o świętych polskiego Kościoła.
Varga wspomina zmarłego niedawno prof. Mikołejkę przez pryzmat jego „Żywotów świętych poprawionych ponownie” z 2017 r. Filozof, ku radości publicysty Newsweeka, roztacza w niej obraz polskiego katolicyzmu jako ludycznego neopogaństwa, przejawiającego chorobliwe nabożeństwo do wariatów i chorych psychicznie.
„Powiem w skrócie: historia polskich świętych jest w wielkiej mierze historią szaleństwa, a badaniem ich żywotów powinni zająć się na poważnie psychiatrzy. To, że mieliśmy w naszych dziejach sporo przypadków klinicznego obłędu, który skutkował wyniesieniem zaburzonego nieszczęśnika na ołtarze, to rzecz oczywista” – konstatuje publicysta.
Wesprzyj nas już teraz!
I tak z interpretacji Vargi możemy się dowiedzieć, że św. Jadwiga Śląska „zyskała świętość dzięki radykalnemu odcięciu się od wszelkich zabiegów higienicznych”, a św. Kinga „żyła w cnocie z mężem Bolesławem Wstydliwym, za to obcałowywała namiętnie trędowatych”. Z kolei Pustelnik św. Andrzej Świerad żeby nie zasnąć otoczył głowę szpikulcami, a także przepasał się łańcuchem, który z czasem wrósł w ciało i psuł mu wnętrzności. Źródłem tych podań są oczywiście dzieła z epoki, słynące zarówno z tęsknoty do cudowności jak i skłonności do przesady.
Niestety, krytyczna analiza źródła historycznego (zwłaszcza hagiograficznego), tłumaczona studentom już na I roku, zdaje się nie obchodzić „religioznawcy” oraz podążającego za nim Krzysztofa Vargi. Przecież inaczej nie byłoby się z czego pośmiać. A tak – jak mawia młodzież – beka na całego! Na tej zasadzie można zapytać, czy panowie czytali „Pieśń o Rolandzie” jak reportaż wojenny? Wszak sam frankijski hrabia był przecież postacią historyczną! Dlaczego odpieranie w pojedynkę setek Saracenów, kiedy „mózg wylewa się z uszu” mamy uznać za fikcję literacką?
Nie mniejsze rozbawienie wywołuje podejście do kwestii sporu św. Stanisława z Bolesławem II. Otóż w jednoznacznej opinii prof. Mikołejki (a za nim Vargi), św. Stanisław był „zdrajcą, który spiskował z zagranicznymi mocodawcami”. „I to z kim spiskował – z Niemcami!” – dodaje publicysta i przekonuje, że fakt iż krakowski biskup jest patronem Polski stanowi „tęgi ubaw”.
Pomijając fakt, że w średniowieczu możemy mówić co najwyżej o poddanych Cesarza, a w przeszłości zwolennicy króla-biskupobójcy zarzucali św. Stanisławowi sprzeciwianie się silnej władzy królewskiej czy obronę „dezerterów” z wyprawy na Ruś, to żadnemu mediewiście do głowy nie przyjdzie, by doszukiwać się w tej historii spiskowania z „Niemcami”. Cały spór sprowadzał się w gruncie rzeczy do kwestii prymatu Prawa Bożego nad prawem ludzkim, a hipotezy o „zdradzie” pochodzą od użytego przez Galla słowa traditor, które oznacza przede wszystkim odstąpienie od lojalności feudalnej, w momencie, gdy w państwie Piastów nie rozumiano jeszcze pozycji władzy kościelnej wobec świeckiej.
Publicysta Newsweeka błyskawicznie przelatuje nad dziewięcioma wiekami historii polskiego Kościoła, by zatrzymać się na na postaci św. Faustyny Kowalskiej, przedstawianej jako klasyczny przykład „zabobonnej, przesiąkniętej strachem i nienawiścią” polskiej religijności. Tropicielowi „szaleństw polskiego katolicyzmu” widocznie umknęło, że ta półpiśmienna, „schorowana dziewczyna” bynajmniej nie jest regionalnym fenomenem. Św. Faustyna została przetłumaczona na więcej języków niż Stanisław Lem czy Ryszard Kapuściński, a dokładnego nakładu „Dzienniczka” nie sposób zliczyć. Podobnie jak pielgrzymów, przybywających do Łagiewnik z całego świata.
Natomiast pochylając się nad postacią ks. Piotra Skargi, pan Varga jako dziennikarz sam wystawia sobie kiepską ocenę. Publicysta prosi o wytłumaczenie, czy jezuita „w istocie obudził się w trumnie, walił rękami w jej wieko i w chwili rozpaczy mógł bluźnić Bogu”. Tymczasem wystarczą 2 minuty wyszukiwania w Google, by dowiedzieć się, że popularyzator czarnej legendy mistrza polskiej kontrreformacji, prof. Janusz Tazbir dwukrotnie uderzył się w pierś, przyznając się, że dał wiarę pogłoskom.
Pozostając w temacie polskiego duchownego, Varga stwierdza: „Jak już dorobiliśmy się duchownego umiejącego składać litery i używać rozumu, to i tak okazał się on bezmyślnym betonem katolickim”. Można odwrócić tę złośliwość; być może dlatego okazał się „betonem katolickim”, bo ponadprzeciętnie z tego daru skorzystał. W odróżnieniu od wielu zajadłych antyklerykałów.
Piotr Relich