Pośród wielu zaawansowanych typów broni używanej przez współczesne siły zbrojne, jeden zaczął swą wojskową karierę ponad trzysta lat temu. Bagnet – bo o nim mowa – choć nie decyduje już o wynikach bitew, nigdy też nie był zbyt wyrafinowanym orężem, to również dziś nadal projektuje się jego nowe typy, a żołnierzy nadal szkoli w sprawnym użyciu.
Jego historia rozpoczęła się pod koniec siedemnastego wieku. W założeniu miał on zaradzić praktycznej bezbronności strzelców wobec szarżującej jazdy. Początkowo bagnet wyglądał po prostu jak sztylet, którego rękojeść można było zaklinować w wylocie lufy muszkietu. Z czasem pomyślano o takiej budowie bagnetu, by nie przeszkadzał w oddaniu strzału, a jednocześnie możliwe było sprawne jego nakładanie i zdejmowanie. W ten sposób doszło do upowszechnienia metody łatwego i sztywnego łączenia zwanego dziś połączeniem bagnetowym.
Wesprzyj nas już teraz!
Co ciekawe, w początkowym okresie poza wojskową odmianą bagnetu istniały też wersje myśliwskie. Umożliwiały one zatrzymanie szarżującego zwierzęcia, np. dzika w razie nieskutecznego strzału.
Ponieważ zasięg skutecznego ataku bagnetem nałożonym na karabin był znacząco większy niż szablą czy pałaszem, oręż ten z czasem został główną i ostatecznie jedyną bronią białą piechoty. Co więcej, spowodował on zasadniczy przełom w taktyce piechurów w okresie wojen rewolucyjnych. Z tego, mniej więcej, okresu pochodzi rosyjskie powiedzenie: „pula-dura, sztyk-mołodiec” (Kula głupia, bagnet zuch!). Skąd takie rozpowszechnienie się bagnetu? W wojskach masowych zaciąganych z poboru dużo łatwiej jest wyszkolić żołnierza, dla którego główną bronią jest de facto krótka pika z możliwością oddania strzału, a tym właśnie w armiach Francji, czy Rosji stał się karabin z nasadzonym bagnetem. Tylko Anglia oparła się temu trendowi i pozostała wierna głównie strzeleckiej metodzie walki. Było to o tyle łatwiejsze, że jej – stosunkowo nieliczna – armia lądowa formowana była z zawodowców, łatwiej więc było wyszkolić dobrego strzelca.
Pod wpływem taktyki napoleońskiej, prowadzony w zwartej kolumnie piechoty atak na bagnety pozostał kluczowym elementem wyszkolenia przez następne lata. Aż do początków I wojny światowej, pomimo wzrostu celności, szybkostrzelności i zasięgu karabinu piechoty, kolejni dowódcy oraz kolejne armie próbowały rozstrzygać wynik bitew atakując wpierw kolumnami, z czasem tyralierą, najeżoną błyszczącymi ostrzami bagnetów. Ataki te bez trudu koszone były ogniem karabinów maszynowych. W czasie tej wojny paradoksalnie wzrosło ponownie znaczenie walki wręcz, jednak nie w boju spotkaniowym pośród pól i łąk, a w ciasnocie okopów. W związku z tym dążenie poszczególnych mocarstw do wyposażania oddziałów w jak najdłuższe zestawy karabin-bagnet całkowicie uniemożliwiło sprawne posługiwanie się tą bronią pośród umocnień polowych. Ich miejsce w tych warunkach zajęły kastety, pałki i noże, a przede wszystkim ponownie wprowadzone na pole bitwy ręczne granaty. W okresie międzywojennym długość ostrza została zmniejszona, tak by nie uzyskiwać zasięgu kosztem poręczności użycia.
Po drugiej wojnie światowej funkcja bojowa powoli stała się drugorzędna, zaś bagnet uzyskał kształt i wygodę użycia uniwersalnego noża. W tej formie wydaje się, że utrzyma on swoją pozycję w wyposażeniu piechura jeszcze długo.
Typowy przebieg walki wręcz w wykonaniu piechoty odbiega jednak od powszechnych wyobrażeń. Bagnet założony na broń wskazywał na stopień determinacji atakujących. Jego używanie miało więc wydźwięk głownie moralny i takież oddziaływanie. Rzadko dochodziło do rzeczywistego starcia, najczęściej jedna ze stron nie wytrzymywała presji i oddawała pole przeciwnikowi.
Ostatni, jak na razie, atak na bagnety (wyjątkowo skuteczny!) miał miejsce w południowym Iraku w 2004 roku. Szkocka piechota w liczbie około 30 żołnierzy z powodzeniem uderzyła wówczas na trzy razy liczniejsze siły milicji irackiej, bagnetami eliminując z walki około dwudziestu z nich, przy stracie zaledwie trzech rannych.
Jacek Hoga