5 września 2021

Połajanka, jaką zgromadzona na Campusie Polska młodzież zafundowała autorowi „terapii szokowej” za naruszenie klimatycznych dogmatów pokazuje, jak wielką rolę w umysłach „młodych, wykształconych, z wielkich ośrodków” odgrywa rozumiany na nowy sposób scjentyzm. Kiedyś oznaczał on absolutyzację nauki jako pierwszej i ostatniej przyczyny wszechświata. Dzisiaj wystarczy już cokolwiek, byle tylko nosiło choćby pozory naukowości.

 

Dla niejednego czytelnika tego portalu może wydać się dziwne stawanie w obronie Leszka Balcerowicza; koncesjonowanego przez komunistów „wolnorynkowca”, członka PZPR i współautora kontrowersyjnej reformy gospodarczej. Natomiast z perspektywy omawianego problemu trudno o bardziej jaskrawy przykład na opisanie rzeczywistości, w której „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28), najczęściej zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.

Wesprzyj nas już teraz!

Podczas wykładu na imprezie Campus Polska – będącej nota bene jednym wielkim festiwalem nienawiści, anty-PiSu i antyklerykalizmu – profesor ekonomii ośmielił się podważyć jeden z koronnych dogmatów klimatystów o „antropogenicznej genezie zmian klimatycznych”.

Co ciekawe, prof. Balcerowicz nie podawał w wątpliwość wpływu człowieka na zmiany klimatu, ani nawet nie podważał samych zmian klimatycznych. Jedyną „zbrodnią” dawnego wicepremiera i ministra finansów było wezwanie do poszanowania zdania innych, często wybitnych naukowców polemizujących z oficjalną narracją raportów Międzyrządowego Raportu ds. Zmian Klimatu. Odmienne opinie dotyczyły nawet nie samej genezy zjawiska, ale przewidywań co do jego skutków oraz skuteczności proponowanych strategii.

Ale dla akolitów klimatycznej apokalipsy to i tak za wiele. – Denializm klimatyczny do udokumentowane zjawisko porównywalne z byciem płaskoziemcem lub negowaniem holokaustu – zabłysnął jeden z nich, wywołując salwę śmiechu i burzę oklasków. – Jest Pan gotów bronić prawa [do wypowiedzi – red.] osób, które negują wpływ człowieka na zmiany klimatu, które aktywnie dążą do tego, abyśmy jako gatunek wyginęli – hamletyzował z kolei Krzysztof z Warszawy.

Wszystko odbywało się w atmosferze radosnego „toczenia beki” z boomera negującego – a jakże! – NAUKOWE podstawy zmian klimatycznych (Jaki żal XD). Zgromadzona na panelu młodzież, niczym widownia w cyrku wytykała palcami Balcerowicza w taki sposób, jak niegdyś reagowano na przysłowiową babę z brodą lub człowieka z siedmioma palcami. Od czasu do czasu, pozbawieni dostępu do mikrofonu śmieszkowie złośliwie komentowali całkiem zdroworozsądkowe tłumaczenia prelegenta, czym wzbudzali wesołość publiczności. Cytując słynne internetowe powiedzenie – śmiechom nie było końca! 

Oglądając relację z konferencji miałem wrażenie, że już gdzieś widziałem podobne postawy. Przed oczami stanęły mi obrazki ze studiów; zapatrzone jak w obrazek maślane oczka, spijające z ust wykładowców każde wypowiedziane słowo. Zaczarowani inteligencką formą i kwiecistymi sformułowaniami, bezrefleksyjne wchłaniali wszystko jak leci, nawet największe dyrdymały.

Ci ludzie skoczyliby za swoimi autorytetami w ogień, nie pytając po co i dlaczego. Z drugiej strony, do ostatniej kropli krwi walczyliby nawet z najmniejszym przejawem wątpliwości wobec wtłoczonych im do głowy niepodważalnych „prawd”. Ale – co ciekawe – nie za pomocą logicznych argumentów, tylko inwektyw, wyśmiania czy ostracyzmu; metod przynależnych raczej emocjom niż rozumowi.

Miałem wrażenie, że znalazłem się w osobliwym kościele, gdzie rolę kapłanów zajęli profesorowie, wykłady stanowiły rodzaj homilii, a dekalog – badania oparte na „solidnej bazie źródłowej”. Nawróceni na „religię naukowości” neofici odrzucali lub kwestionowali wszystko, czego nie można było dotknąć, zważyć lub zmierzyć.

Wtedy myślałem, że mam do czynienia z czymś w rodzaju instytucjonalnego ateizmu. Dzisiaj wiem, że te osoby, podobnie jak dzisiejsza młodzież uważająca, że za pomocą redukcji CO2 można regulować temperaturę planety niczym w termostacie, byli wyznawcami scjentyzmu.

 

Wypaczona nauka na piedestale

Wywodzące się z XIX wieku pojęcie opisuje zbiór poglądów filozoficznych przekonujących, że prawdziwą i w pełni uzasadnioną wiedzę o rzeczywistości dostarczają jedynie nauki przyrodnicze. Idea scjentyzmu jako postawy myślowej wyraża się w haśle: „Nauka zamiast religii”. Jak przekonuje filozof nauki Tom Sorell, „to przekonanie, że nauka, a zwłaszcza nauki przyrodnicze, stanowi (…) najbardziej wartościową część ludzkiego poznania (…) ponieważ jest ona najbardziej (sic!) autorytatywna, poważna lub pożyteczna”. Zatem dziedziny humanistyczne takie jak filozofia – a już w ogóle teologia (sic!) – muszą ustąpić przed „lepszymi” narzędziami do poznania otaczającej nas rzeczywistości. Religia natomiast zostaje przeniesiona w sferę prywatnych i osobistych doświadczeń, bez prawa do manifestacji w przestrzeni publicznej.

Idea wyglądająca z pozoru na bardzo racjonalną, służącą poznaniu i ludzkiemu rozwojowi, w swojej istocie – zdaniem chemika, teologa i filozofa Jamesa P. Morelanda, autora książki „Scjentyzm i sekularyzm”  – prowadzi do zniekształcenia prawdziwej nauki (poprzez przejście do jej ślepego uwielbienia). Owładnięci scjentyzmem są gotowi uwierzyć w największe farmazony, byle były one podane w atrakcyjnej otoczce, na jaką składa się „materiał źródłowy”, język zawierający podręcznikowe terminy i błogosławieństwo jak największej ilości autorytetów, np. w postaci „konsensusu naukowego”. Nawet uderzająca swoją namacalnością rzeczywistość nie będzie w stanie „zdjąć bielma z ich oczu”, czego najlepszym przykładem są gender studies.

Wiara w niezachwianą potęgę ludzkiego rozumu często idzie w parze z niesamowitą pychą. W połączeniu z destrukcją etyki i moralności, uderza w same podstawy idei uniwersytetu – otwartej debaty, wymiany myśli i poglądów. Nowe technologie nieraz wzmacniały pokusę realizacji fantazji utopistów (np. dzisiejsza idea Wielkiego Resetu), włącznie z koniecznością usunięcia „szkodników” stojących na drodze świetlanej przyszłości. 

Nie dziwią zatem cenzorskie zapędy „oświeconych” technokratów, nierzadko doskonale wykształconych w swoich dziedzinach ekspertów, odbierających prawo do wypowiedzi sprzecznych z ich światopoglądem (Facebook, Twitter, YouTube). Nie dziwi buta rządowych ekspertów ds. pandemii, sprawiających wrażenie jakby posiedli „wszelką wiedzę i wszelką mądrość”, odżegnujących innych – nie mniej, albo nawet lepiej wykształconych – naukowców od kołtunów, nieuków i ignorantów.

Rozważaniom klimatystów niezwykle rzadko towarzyszy refleksja pt. „co, jeśli się mylimy?”. Co, jeżeli zarżniemy gospodarki, doprowadzimy do masowego zubożenia i uzależnienia od aparatów państwowych, a strategia zaciskania pasa na nic się nie zda? Co, jeżeli przewidujące straszliwą przyszłość modele matematyczne otrzymały niewłaściwe dane wejściowe?

Odrobinę się zastanówcie, jaką generalną zasadę chcielibyście stosować wobec swoich oponentów. Jak się coś nie podoba to wyłącznie potępiamy twórców? – odpowiadał najwyraźniej zmieszany zachowaniem młodzieży Balcerowicz. – To jest generalna zasada? Jeżeli wam się to podoba, to zastanówcie się, jakie to przyniesie skutki, kiedy zastosujemy ją generalnie. Wtedy mamy cały łańcuch potępień; czasem słusznych, ale czasem nie, ponieważ w nauce nigdy nie ma gwarancji stuprocentowej wiedzy – dodawał.

Balcerowicza widocznie zaskoczyła gremialna chęć wykluczania osób o „nieprawomyślnych” poglądach. No cóż, drodzy liberałowie. Wykształcona w duchu „tolerancji” i „otwartości” młodzież, was pierwszych wywiezie na taczkach, a swoich oponentów pozamyka w miejscach odosobnienia. Niech żyje postęp!

 

Piotr Relich

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(41)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie