Polskę obiegły słowa Jarosława Kaczyńskiego, zgodnie z którymi wszyscy dobrzy ludzie poprą projekt ustawy określanej jako piątka dla zwierząt. W efekcie doszło do swego rodzaju dehumanizacji przeciwników politycznych Prezesa. Tymczasem pobieżne nawet spojrzenie na świat zachodniej etyki pokazuje, że trudno znaleźć system etyczny uzasadniający tego typu ustawy.
– Liczymy na poparcie ponadpartyjne. To nie jest kwestia polityczna, to jest kwestia związana z tym wszystkim, co określa się jako humanitaryzm i z tym wszystkim, co odnosi się do ludzkiej dobroci, ludzkiej uczciwości, do tego, żeby po prostu człowiek był dobry. To jest ustawa, którą poprą w Polsce wszyscy dobrzy ludzie – powiedział Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej prezentującej piątkę dla zwierząt.
Wesprzyj nas już teraz!
Pozostaje więc pytanie, co oznacza być dobrym człowiekiem? Nawet ograniczając się do myśli zachodniej – co innego na ten temat mówili zwolennicy etyki cnót (z Arystotelesem na czele), co innego zwolennicy etyki deontologicznej (Immanuel Kant), a co innego utylitaryści (jak Bentham czy J.S. Mill).
Według Arystotelesa cnota znajduje się pomiędzy wadami – nadmiaru i niedostatku. Na przykład męstwo jest odległe zarówno od tchórzostwa, jak i od brawury. Ten środek nie mieści się jednak dokładnie pomiędzy jedną a drugą wadą. Skoro na przykład łatwiej popaść w tchórzostwo niż w brawurę, to męstwo znajduje się bliżej tej drugiej. Arystotelesowski złoty środek nie oznacza też przeciętności. Przeciwnie – stanowi przejaw wzniesienia się ponad wady i osiągnięcia doskonałości.
Wśród cnót intelektualnych Arystoteles wymienił mądrość, roztropność i inteligencję. Z kolei w ramach cnót etycznych wyróżnił męstwo, umiarkowanie, hojność, skromność, wielkoduszność i cierpliwość. Cnota według Stagiryty wymaga praktyki, przyzwyczajenia. Dzięki niemu po pewnym czasie wchodzi człowiekowi w krew i właściwe postępowanie nie wymaga już wiele wysiłku. Co więcej, sprawia człowiekowi przyjemność.
Odmienną pespektywę w tej kwestii oferuje Immanuel Kant, twórca systemu określanego mianem deontologizmu. Zgodnie z przesławnym imperatywem kategorycznym wyłożonym w „Uzasadnieniu metafizyki moralności” „Postępuj tylko według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem”. Zarazem jednak królewiecki filozof wzywał, by postępować tak, „byś człowieczeństwa tak w twej osobie, jako też w osobie każdego innego używał zawsze zarazem jako celu, nigdy tylko jako środka”. Inaczej niż u Arystotelesa, Kant przeciwstawiał raczej cnotę dążeniu do przyjemności i własnego interesu.
Z kolei utylitaryzm – system etyczny stworzony przez Jeremy’ego Benthama zakłada postępowanie zgodnie z maksymą „największe dobro dla jak największej ilości ludzi”. W zmodyfikowanej przez Johna Stuarta Milla wersji zakłada uwzględnianie także podstawowych praw człowieka. Chodzi o to, by w imię pożytku wielu nie usprawiedliwiać choćby mordowania czy torturowania mniejszości.
Wobec rozmaitości systemów etycznych warto zapytać, czyje rozumienie „dobrego człowieka” mają na myśli Jarosław Kaczyński i inni obrońcy piątki dla zwierząt. Jak widzimy, nadawanie zwierzętom tak licznych praw kosztem ludzi, jest niemożliwe do uzasadnienia przez główne systemy etyczne Zachodu. „Dobry człowiek” w rozumieniu Jarosława Kaczyńskiego nie jest zatem dobrym człowiekiem Arystotelesa ani Kanta (imperatyw kategoryczny dotyczy ludzi), ani nawet pierwszych utylitarystów (koncentrujących się na pomnażaniu szczęścia u przedstawicieli homo sapiens).
Najprędzej tezę Kaczyńskiego w tej kwestii pogodzić można ze współczesnym utylitaryzmem Petera Singera, a więc z myślą podważaną przez filozofów i raczej obcą szerszemu gronu. Zresztą polityczne trzęsienie ziemi wywołane przez ustawę pokazuje, że zawarte w niej reguły są odległe od oczywistości. Burzy to zawartą domyślnie w wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego tezę, jakoby sprzeciw wobec piątki dla zwierząt był czymś dziwnym i nienormalnym.
Problem z zaprezentowaną przez Kaczyńskiego retoryką „dobroludzizmu” jest także stosowanie do walk frakcyjnych quasi-manichejskich kategorii podziału na Dobro i Zło. To zaś stanowi przejaw tendencji niebezpiecznych, bliskich totalitaryzmowi. Od wyłączenia przeciwników politycznych z samozwańczej wspólnoty ludzi dobrych wiedzie prosta droga do pozbawiania ich praw. Ludzi – nie zwierzątek – choć może te ostatnie są dla wyznawców bambinizmu ważniejsze.
Zresztą czy istotnie bycie dobrym człowiekiem jest możliwe? W absolutnym sensie – nie. Podkreślanie swej dobroci, wielkiego serducha to współczesny przejaw faryzeizmu. W tym kontekście warto wspomnieć słowa Pana Jezusa „Zapytał Go pewien zwierzchnik: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Jezus mu odpowiedział: Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” [Łk 18,18].
Marcin Jendrzejczak