Każdego roku przed rozpoczęciem Sylwestra w prywatnych rozmowach, na portalach społecznościowych oraz mediach rozgrzewa ta sama dyskusja. Czy można puszczać fajerwerki, które szkodzą zwierzętom? – zastanawiają się zatroskane głowy. Choć wydaje się to typowym problemem pierwszego świata, to wiąże się ze znacznie głębszym zjawiskiem. Bambinizmem.
Wielki Słownik Języka Polskiego definiuje bambinizm jako „wyidealizowane i naiwne postrzeganie świata przyrody, a zwłaszcza zwierząt, w sposób ukształtowany przez filmy rysunkowe dla dzieci i inne przekazy z dziedziny kultury masowej”. Bambiniści postrzegają więc zwierzęta jako łagodne, całkowicie niegroźne „słodziaki” – nawet jeśli są to dzikie drapieżniki. A w przypadku zwierząt udomowionych potrafią całkowicie stracić dla nich rozum.
Sylwestrowe bolączki bambinistów
Wesprzyj nas już teraz!
Dziś bambinizm obserwujemy na każdym kroku, a pewne jego przejawy są wręcz cykliczne. Obserwujemy je przed każdym sylwestrem. Na przykład „zoopsycholog, lingwistka, behawiorystka i trenerka psów” Daria Siemiot już w grudniu 2022 roku utyskiwała na złych ludzi szkodzących psom w sylwestrową noc. „Psy doskonale lokalizują źródła dźwięków, by ocenić je jako zagrożenie, obiekt neutralny lub przyjemność. W przypadku fajerwerków wybuchających nagle i z każdej strony pies czuje się jak w potrzasku i nie wie, co się dzieje. To tak, jakbyś siedział spokojnie w fotelu i oglądał Netflixa, a nagle obok twojego domu zaczęły spadać bomby. Nie wiedziałbyś, co się dzieje, dlaczego ktoś chce cię zabić i gdzie uciec. Podejrzewam, że to straszne uczucie” – pisała na łamach portalu Na Temat.
Jej miażdżącej krytyce zostały także poddane noworoczne toasty, jako że powodują stężenie kortyzolu i adrenaliny, które to „psi nos jest w stanie je wyczuć, co może spotęgować niepokój zwierzęcia”. Szkodliwe dla zwierząt są również głośna muzyka, a nawet dźwięki toastów utrudniające czworonogom zaśnięcie. Oczywiście podobny dyskomfort mogą odczuwać ludzie. To jednak już szanownej bambinistce nie przeszkadza.
Niekiedy krytyka oddziaływania fajerwerków na zwierzęta łączy się z ekologizmem. Na przykład Dominika Wantuch na łamach krakowskiej „Gazety Wyborczej” wznosi się na szczyty „wokizmu”, ubolewając, że „polskie miasta odnotowały w noc sylwestrową piki zanieczyszczeń powietrza. W niektórych miejscach trudno było oddychać, normy były przekroczone kilkukrotnie. Powód? Fajerwerki, które mimo apeli i próśb wciąż odpala wiele osób, szkodząc i zwierzętom, i sobie”.
Tego typu przejawy bambinizmu obserwujemy oczywiście nie tylko od święta. Wielu z nas spotkało się choćby z oburzeniem, jakie budzi przywiązywanie zwierząt przed sklepem. W mediach społecznościowych pojawiają się niekiedy zdjęcia takich przypadków, co nieodłącznie wiąże się z gargantuicznym hejtem na właścicieli czworonogów. W pamięć zapadł mi jeden przypadek, gdy na pewnym znanym lokalnym portalu społecznościowym opublikowano zdjęcia psa przywiązanego do słupka przed jednym z supermarketów. Autor fotografii i postu oburzał się na właściciela czworonoga, który musiał marznąć w zimie. Szukał złego homo sapiens po sklepie i zgłosił problem obsłudze placówki.
A na pożądaną reakcję użytkowników portalu nie musiał długo czekać. Hordy bambinistów dołączyły się w egzaltowanym wyrażaniu zachwytu dla obywatelskiej postawy mężczyzny i jeszcze bardziej egzaltowanym potępieniu właściciela psa. Dopiero po pewnym czasie jeden z komentujących zauważył przytomnie, że wspomniany gatunek psa jest doskonale przystosowany do zimna i temperatura minus 3 stopni nie robi na nim wrażenia. Zresztą same zdjęcia świadczyły o tym, że czworonóg był w doskonałej kondycji i sam radośnie taplał się w śniegu.
Ale cóż – brak znajomości świata przyrody jest jedną z charakterystycznych cech bambinistów, rekrutujących się w lwiej części ze środowiska mieszczuchów. Stąd łatwo przychodzi im choćby potępianie myśliwych dbających o równowagę ekologiczną. Ci ostatni coraz częściej zresztą zwracają uwagę na problem tyleż ideologicznie zacietrzewionych, co niemających wiedzy o zwierzętach bambinistów.
Filozoficzne korzenie bambinizmu
Choć bambinizm znamy dobrze z życia codziennego, rzadko zastanawiamy się nad jego filozoficznymi korzeniami. Trudno je jednak tutaj wyczerpująco omówić. Warto wszak wspomnieć, że jednym ze źródeł bambinizmu jest filozofia Jeana-Jacquesa Rousseau. Odrzuciwszy racjonalizm, postęp cywilizacyjny i monarchię filozof z Genewy postulował powrót „dobrego dzikusa”. Chodziło o przekreślenie tysiącleci rozwoju ludzkości i cofnięcie się do pierwotnego stanu, gdy nie istniały własność prywatna, tradycja i hierarcha. Ta pochwała prymitywizmu prowadziła także do pogardy dla cywilizowanych ludzi, do uznania ich za gorszych nawet od okrutnych bestii występujących w naturze.
„Pantery i lwy, które nazywacie dzikimi zwierzętami” – pisał Rousseau w „Emilu” – „idą z musu za swym popędem i zabijają inne zwierzęta, żeby żyć. Ale wy, stokroć dziksi ód nich, przezwyciężacie popęd swój bez konieczności, ażeby oddawać się okrutnym swym rozkoszom. Zwierzęta, które zjadacie, to nie te, które żywią się innymi zwierzętami; nie zjadacie tych zwierząt mięsożernych, ale je naśladujecie; głodni jesteście tylko tych stworzeń niewinnych i łagodnych, które nie krzywdzą nikogo, które przywiązują się do was, służą wam i które zjadacie w nagrodę ich usług”.
Człowiek cywilizowany okazuje się więc gorszy od dzikich zwierząt, a jedna z jego przewin polega na spożywaniu pochodzącego z nich pokarmu. Rousseau można więc w pewnym sensie uznać za jako jednego z protoplastów dzisiejszego wegetarianizmu i bambinizmu. Wkład filozofa z Genewy w bambinizm polega także na upowszechnieniu kultu romantyzmu i sentymentalizmu.
Ekologia głęboka
O ile prozwierzęcy fanatyzm nie stanowił mimo wszystko rdzenia myśli Rousseau, o tyle u myślicieli XX i XXI wieku jest już inaczej. Widzimy to choćby w utylitaryzmie Petera Singera (ur. 1946), przyznającym cierpieniu zwierząt podobną wagę, co cierpieniom ludzi. Warto wspomnieć o tak zwanej ,,ekologii głębokiej”, propagowanej dziś między innymi na witrynie ,,Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot”.
Filozofowie Arne Naess (1912-2009) i George Sessions (1938-2016) przedstawili ją w następujących punktach:
1. „Pomyślność oraz rozwój ludzkiego i pozaludzkiego życia na Ziemi są wartościami same w sobie (wartościami immanentnymi, przyrodzonymi) niezależnie od użyteczności pozaludzkich form życia dla człowieka.
2. Bogactwo i różnorodność form życia przyczyniają się do urzeczywistnienia tych wartości i same w sobie są wartościami.
3. Ludzie nie mają prawa ograniczania tego bogactwa i różnorodności, chyba że chodzi o zaspokojenie ich żywotnych, istotnych potrzeb.
4. Rozwój pozaludzkich form życia wymaga zahamowania wzrostu liczebności populacji ludzkiej. Rozkwit życia i kultury człowieka daje się pogodzić z takim obniżeniem.
5. Oddziaływanie człowieka na inne formy życia jest obecnie zbyt duże, a sytuacja ta gwałtownie się pogarsza.
6. Wymaga to poważnych zmian, szczególnie ekonomicznych, technologicznych i ideologicznych. Nowa sytuacja będzie całkowicie odmienna od obecnej.
7. W sferze ideologicznej chodzi przede wszystkim o ograniczenie wzrostu materialnego standardu życia na rzecz jakości życia. Wytworzy się głęboka świadomość różnicy między tym, co ilościowo i jakościowo wielkie.
8. Ci, którzy zgadzają się z powyższymi założeniami, powinni czuć się zobowiązani do podjęcia pośrednich lub bezpośrednich działań na rzecz wprowadzenia w życie tych niezbędnych zmian”.
Widzimy więc tutaj odejście od traktowania zwierząt w sposób przedmiotowy. Przyznaje się im wartość samoistną, bez względu na dobrostan ludzi. Z tego pozornie niewinnego wniosku wypływają jednak bardzo już dla nas niebezpieczne postulaty. A są to wezwania do radykalnej transformacji społeczeństw, ograniczenia poziomu życia i depopulacji.
Na salonach
Wydawać by się mogło, że takie wezwania są jedynie domeną garstki radykałów, ale nic bardziej mylnego. Dziś bowiem stanowią część dominującej agendy politycznej. Promocja antykoncepcji i aborcji, postulowanie zerowego wzrostu gospodarczego, krytyka tradycyjnych źródeł energii, egalitaryzm i radykalny ekologizm to wszystko znajdziemy w programach Agendy 2030 (Cele Zrównoważonego Rozwoju), Światowego Forum Ekonomicznego, bądź Unii Europejskiej. Ekologia głęboka trafiła na salony i pod wieloma względami staje się dominującą ideologią współczesnego Zachodu. W jej sukurs idą filozofowie-celebryci, jak chociażby guru transhumanizmu, Juwal Noach Harari (ur. 1976), zrównujący człowieka ze zwierzęciem, a jednocześnie postulujący przekraczanie naturalnych barier.
Wszelkiej maści idee bambinistyczne czerpią z odrzucenia cywilizacji klasycznej oraz dziedzictwa biblijnego. Odrzucona zostaje znana z filozofii klasycznej prawda o człowieku jako istocie racjonalnej, zdolnej do rozwoju przewyższającego byty zwierzęce. Odrzucone jest także biblijne dążenie do „czynienia sobie ziemi poddanej”. Według bambinistycznej filozofii i praktyki człowiek jest zły i stanowi zagrożenie dla zwierząt. Co ciekawe, bambinizm odrzuca nawet oświeceniowe ideały postępu cywilizacyjnego jako nadmiernie antropocentryczne i potencjalnie szkodliwe dla ekologii.
Ponura idea
Co jednak proponuje w zamian? Wbrew pozorom niewiele. Choć bambinizm zwykłych ludzi nie wydaje się szczególnie groźny, to stojąca za nim ideologia już tak. Co ciekawe, mimo deklarowanej nowoczesności przypomina (podobnie jak i polityczna poprawność) zatęchły purytanizm. Niewykluczone więc, że purytanizm XXI wieku oparty zostanie na obronie zwierząt. To w walce o ich prawa fanatycy abstynencji, wegetarianizmu i ogólnej nudy forsować będą swoje moralnie wątpliwe ideały. W nowej rzeczywistości nie będzie już miejsca na tradycyjnie pojmowaną joie de vivre. Wszak głosi ona radość ducha i życia, koncentruje się na człowieku i jest ogólnie nieprzyjazna zwierzętom. Tymczasem ludzie powinni żyć przecież o wiele skromniej i ciszej.
Ideał lewicy to zatem wielki „klasztor”, w którym „nic nie masz i jesteś szczęśliwy”, pomimo tego, że nie korzystasz z przyjemności życia doczesnego i pociechy niesionej przez religię. Ten ponury „klasztor” bez Boga to idea tak niepociągająca, że aż trudno uwierzyć, by ktokolwiek ją dobrowolnie przyjął. Ale od czego są w końcu manipulacja, propaganda, przymus i kary?
Stanisław Bukłowicz