Film Pawła Chochlewa „Tajemnica Westerplatte” to jeden z najbardziej propolskich filmów jakie wydało na świat nasze rodzime kino. Uproszczenie? Być może, ale gdy jedni mówią „czarne”, zarzucając w ten sposób Chochlewowi antypolskość, trzeba odpowiedzieć „białe”, a później dopiero pisać o filmie w szerszej palecie barw.
Nie ma sensu ukrywać – gdy siadałem w kinowym fotelu miałem mnóstwo obaw. Po pierwsze, kilka lat temu prasa prawicowa pisała o scenariuszu filmu „Tajemnica Westerplatte” jako skandalizującym. Polscy żołnierze w wizji twórców mieli być alkoholikami, awanturnikami i tchórzami. Podobno od tamtego czasu Chochlew miał wprowadzić do scenariusza sporo zmian, ale czy aby na pewno…? Po drugie, zanim udałem się na seans, słyszałem mnóstwo sprzecznych recenzji na temat filmu. Od pozytywnych do skrajnie negatywnych. I co począć? Trzeba zobaczyć.
Wesprzyj nas już teraz!
Dwa pytania
Dosłownie na kilka minut przed seansem zadałem sobie dwa pytania. Czy film sprawi, że poczuję niechęć do niemieckiego agresora, czy też – zgodnie ze współczesnymi trendami – będzie obłudnie pacyfistyczny? I – najważniejsze – czy Chochlew sprawi, że widz będzie dumny z bohaterskiej walki liczącej ponad 200 żołnierzy załogi Westerplatte przeciwko znacznie potężniejszym siłom niemieckiego agresora?
Okazało się, że „Tajemnica Westerplatte” nie jest ani pacyfistyczna, ani nie brnie zbyt głęboko w psychologizm i naturalizm. „Tymi złymi” w filmie Chochlewa są Niemcy, a polscy żołnierze bez wątpienia dają przykład wielkiego heroizmu i bohaterstwa.
Film jednak nie jest kolejną ,po „Katyniu” i „Bitwie Warszawskiej”, wyciągniętą z podręcznika opowieścią o polskiej historii. Scenariusz napisany jest z pasją, tak by wciągnąć widza w wydarzenia sprzed ponad 70 lat.
Polskie postawy
Rysowana przez Chochlewa historia to przede wszystkim opowieść o dwóch postawach. Po jednej stronie mamy majora Henryka Sucharskiego, twardo stąpającego po ziemi żołnierza, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, do czego może doprowadzić starcie niezbyt licznej załogi Westerplatte z silną, dobrze zorganizowaną armią niemiecką. W dodatku w przeddzień rozpoczęcia działań wojennych dostaje on informację, że jego wojsko nie otrzyma żadnej pomocy.
Po drugiej stronie mamy zaś kapitana Franciszka Dąbrowskiego – wojskowego przesiąkniętego propagandą sukcesu copyright by marszałek Rydz i sanacyjna spółka. Dąbrowski wręcz z radością wita rozpoczęcie wojny, przekonany, że Niemcy właśnie wpadają w lwią paszczę polsko-byrytyjsko-francuskiego sojuszu. Na marginesie warto przypomnieć, że ci, którzy zaszczepili w polskim wojsku pewność o zwycięstwie nad niemiecką armią, w kilkanaście dni po wybuchu wojny zwiali do Rumunii przez Zaleszczyki.
Pokazany przez Chochlewa spór między realistą Sucharskim, a idealistą Dąbrowskim to jeden z najbardziej polskich akcentów tego filmu. Wszak podobne spory toczyły się w Polsce od dziesiątek lat i toczą do dzisiaj, gdy przychodzi dyskutować chociażby o naszej tradycji insurekcyjnej.
Najbardziej bodaj kontrowersyjnym wątkiem filmu jest to, że mjr Sucharski w pewnym momencie załamuje się, a dowództwo obejmuje Dąbrowski. Fikcja to, czy fakt historyczny? Wielu historyków młodszego pokolenia utrzymuje, że jest to fakt. Wskazują na to liczne dokumenty i relacje. Prawdą jest na przykład, że w drugim dniu walk załoga Westerplatte wywiesiła białą flagę. Kto wydał taki rozkaz? Nie wiadomo. Chochlew nie bez podstawnie założył, że polecenie takie wydał Sucharski, który właśnie owego feralnego drugiego dnia bitwy rozkazał spalić szyfry (!).
Pojawia się jednak opinia, że lansowanie postaci Dąbrowskiego to pokłosie komunistycznej propagandy, która promowała kapitana jako żołnierza LWP i członka PZPR. Taka hipoteza wydaje się jednak nieprawdziwa . Po pierwsze, Dąbrowski nigdy nie był eksponowaną postacią w komunistycznej partii, po drugie, dość szybko popadł w niełaskę i został zwykłym sklepikarzem na krakowskich plantach, po trzecie zaś, to mjr Sucharski był znacznie lepszym kandydatem na ludowego bohatera. Dąbrowski był bowiem synem szlachcica, zaś Sucharski pochodził z rodziny robotniczej.
I w końcu to komunistyczny MON zlecił w drugiej połowie lat 50., by napisać publikację, w której Sucharski byłby przedstawiony jako dowódca załogi Westerplatte od początku do końca walk. Publikacja ta powstawała już najpewniej po rehabilitacji Dąbrowskiego.
Sam fakt załamania się Sucharskiego nic jednak nie ujmuje polskiemu żołnierzowi. Kpt. Dąbrowski w roli dowódcy spisywał się znakomicie, a załoga Westerplatte walczyła z wielkim poświęceniem, świadoma wielkiej odpowiedzialności. Nie obyło się oczywiście bez momentów kryzysowych. Ale pamiętajmy, że drugiego dnia obrony Niemcy przypuścili nalot na Westerplatte, co mogło skutkować chwilowym załamaniem morale polskiego żołnierza.
Dał przykład Chochlew
Innym kontrowersyjnym momentem filmu jest scena, gdy pijany żołnierz oddaje mocz na plakat „Silni, zwarci i gotowi”. Proszę pamiętać jednak o kontekście. Ten sam żołnierz stał wcześniej na czele plutonu egzekucyjnego, który rozstrzelał dezerterów. Notabene egzekucja ta jest faktem historycznym. Uczciwie też powiedzmy, że scenę z pijanym żołnierzem Chochlew przedstawił na chłodno, nie opowiadając się po żadnej ze stron.
Czy można więc spokojnie powiedzieć, że w końcu odczekaliśmy się kina na wysokim poziomie? Absolutnie nie. Scenariusz jest rzeczywiście ciekawy i poruszający. Zwłaszcza końcowe sekwencje, gdy żołnierze ze łzami w oczach i wściekłością przyjmują wiadomość o kapitulacji, a stojąc na odprawie intonują „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy…”. Reżyser podejmuje grę z widzem i zabieg ten udaje mu się całkiem nieźle, bo wciąga w swoją opowieść , intryguje. Postępuje więc zupełnie inaczej niż twórcy naszych ostatnich „superprodukcji” – Wajda i Hoffman.
Kulała jednak gra aktorska. Zmanierowany Michał Żebrowski w roli Sucharskiego i beznadziejny Robert Żołędziewski jako Dąbrowski. Tak krótko można podsumować aktorskie popisy, bo ci, którzy prezentowali się poprawnie lub naprawdę dobrze, byli postaciami drugoplanowymi. Według pierwotnego zamysłu rolę Sucharskiego miał odegrać Bogusław Linda, co byłoby nie lada smaczkiem dla kinomanów – twardziel w mundurze, przeżywa rozterki i kryzys psychiczny.
Można by jeszcze trochę ponarzekać na nie zawsze dopracowane sceny batalistyczne, niezbyt imponujące efekty specjalne, ale nie od razu Kraków zbudowano. „Tajemnica Westerplatte” może być nowym otwarciem dla polskiego kina historycznego. Podobną jaskółką był film Antoniego Krauze „Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł”.
Niechaj więc twórcy, zamiast liczyć na szkolne spędy uczniów, którzy nie chcąc czytać podręcznika wolą oglądnąć film o historii, śladem Chochlewa trochę poszperają i odkryją kilka fascynujących opowieści, jakimi można by zafascynować widza, nie stroniąc przy tym od patriotycznej nuty. Historia w kinie powinna być wciągająca i śączyć w nas poczucie dumy z naszej przeszłości. Chochlew dał przykład, że można. Czy pójdzie tym tropem dalej? Czy pójdą za nim inni?
Krzysztof Gędłek
Tajemnica Westerplatte, scen. i reż. Paweł Chochlew; w rolach gł. Michał Żebrowski, Robert Żołędziewski, Mirosław Zbrojewicz, Mirosław Baka, Jakub Wesołowski. Borys Szyc, Piotr Adamczyk; Polska 2013, 118 min.
Dyskusja na PCh24.pl na temat Tajemnicy Westerplatte! Tekst Jerzego Wolaka „Tajemnica Westerplatte”: bida, histeria i łgarstwo czytaj tutaj