Jose Manuel Barroso oświadczył, że jeśli w Unii Europejskiej zostanie wprowadzony podatek od transakcji finansowych, część przychodów z tego tytułu będzie można przekazać do budżetu UE, co wpłynie na obniżkę – rzekomo nawet o połowę – składek państw członkowskich.
Podatkiem od transakcji finansowych miałyby być objęte wszystkie transakcje, które za przedmiot swój mają instrumenty finansowe, przeprowadzane pomiędzy instytucjami finansowymi pod warunkiem, że przynajmniej jedna z nich znajduje się w UE. Stawka podatku to 0,1% w odniesieniu do obrotu akcjami i obligacjami. Obrót instrumentami pochodnymi obciążony zostałby stawką 0,01%.
Wesprzyj nas już teraz!
Timeo Danaos et dona ferentes – tak można by podsumować propozycję przewodniczącego Komisji Europejskiej. Każdy człowiek, który posługuje się zdrowym rozsądkiem w ocenie otaczających go zjawisk, momentalnie postuka się w czoło, słysząc ofertę takiego „interesu”.
W wyniku proponowanych przez niego zmian rzekomo więcej środków będzie pochodziło z rynków finansowych, a mniej od podatników. Pan Barroso jest już jednak dużym chłopcem i na pewno zdaje sobie sprawę, że rynki finansowe to system naczyń połączonych. Jak zauważa analityk serwisu Bankier.pl, przemilczane zostało to, że podatek od transakcji finansowych zapłacą nie żadne enigmatycznie brzmiące „rynki”, a zwykli ludzie: klienci banków, biur maklerskich, funduszy emerytalnych czy firm ubezpieczeniowych. Niewątpliwie inwestorzy wliczyliby koszty, jakie będą ponosili z tytułu nowego podatku w rentowność obligacji skarbowych. Odbije się to nawet na państwie, które pożyczając pieniądze od instytucji finansowych, również zapłaci więcej. A na kogo rząd przerzuci te koszty, jeśli nie na podatnika, np. w postaci podwyżki akcyzy?
Przestrzegałbym jednak przed zrzucaniem winy na unijnych urzędników i ich oderwanie od rzeczywistości gospodarczej. Pomysł podatku od transakcji finansowych nie jest absurdalny. Owszem, jest szkodliwy ekonomicznie, ale w Brukseli już na pewno dawno sobie obliczyli, kto na tym tak naprawdę zyska. Mimo wszystko, jest jednak nadzieja w postaci jednomyślności wymaganej w Unii w sprawach podatków. Wielka Brytania zaś od szeregu lat sprzeciwia się rozszerzaniu kompetencji UE w zakresie zobowiązań podatkowych.
Tomasz Tokarski