11 marca 2023

Bartosz Kopczyński: Ukraińcy w szkołach i lewacka słabość

(pixabay.com)

Jednym ze skutków wojny na Ukrainie jest obecność w Polsce milionów bieżeńców, wygnanych z domowych siedzib przez rosyjskie pociski i sołdatów. Doprowadziło to do bezprecedensowej sytuacji, w której w naszych szkołach, w jednych klasach odbiera nauki młodzież z Ukrainy wraz z naszą. Cała ta sytuacja jest niewątpliwie wyzwaniem i obciążeniem dla systemu edukacji, który, osłabiony wcześniej przez strajk nauczycieli oraz przymusową naukę zdalną dwoi się i troi, by nie doszło do zapaści. Wielu też ludzi w Polsce niepokoi się, upatrując zagrożenia pod szyldem ukrainizacji Polski i utraty przez nasz naród tożsamości. Czy należy się tego bać?

Odpowiedź dam zaskakującą. Jeśli nasza kultura z powodu nagłej obecności tych kobiet i dzieci miałaby upaść, znaczyłoby to, że jest tak słaba, że niegodna przetrwania. Nie mamy się tu czego obawiać, nasza kultura jest  mocna, bogata i atrakcyjna, tak, że nie tylko potrafi oprzeć się wpływom zewnętrznym, ale również te wpływy do siebie przyciągnąć i wchłonąć. Jeśli więc nasza kultura upadnie, to nie z powodu Ukraińców. Kwestię osłabiania kultury wezmę teraz w nawias i powrócę doń później. Teraz skupię się na szansach, wynikających z tej sytuacji.

Malkontenci nie chcą dostrzec, że mamy naraz niepowtarzalną okazję wpłynąć na przekonania i opinie pokaźnej część populacji sąsiedniego kraju, i to części rozwojowej, bo dopiero wchodzącej w życie. Gościmy u nas ludzi, nad którymi mamy szansę roztoczyć nasz rząd dusz, wpływając w przyszłości na politykę ich państwa, w dodatku dobrowolnie i za ich zgodą. Bylibyśmy ostatnimi głupcami, gdybyśmy nie chcieli i nie potrafili wykorzystać tej niebywałej okazji. I nie chodzi tu o narzucaną polonizację, lecz o zdobycie przychylności serc i umysłów naszych sąsiadów.

Wesprzyj nas już teraz!

Jak wygląda w praktyce zdobywanie tego wpływu – oczywiście różnie. Generalnie można stwierdzić, że zdajemy egzamin jako naród i państwo, ale można zrobić dużo więcej i dużo lepiej, i to tanim kosztem. Proszę sobie przypomnieć scenę z „Syzyfowych prac” Żeromskiego, jak recytacja „Reduty Ordona” Mickiewicza przez Bernarda Zygiera wpłynęła na pozostałych uczniów, jak wstrząsnęło nimi to wydarzenie, jak zmieniło ich życie. Spróbujcie powtórzyć to doświadczenie  z dzisiejszymi ludźmi, z synami i córkami ukrainnych wojenników, odpierających kolejne fale Moskali.

Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,

Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże:

Warszawa jedna twojéj mocy się urąga,

Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,

Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojéj głowy,

Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!

Wyobraźcie sobie te wiersze, przełożone na ukraiński, recytowane z przejęciem i ogniem. Wyobraźcie sobie, jak piorunujące wrażenie musiałoby zrobić to na słuchaczach, których ojcowie i bracia dziś stoją na swoich redutach swoich Ordonów. Tym większe, że poezja naszego wieszcza tak bardzo przypomina dzień dzisiejszy. Wyjdźmy z wyobraźnią dalej, wiele szukać nie trzeba. Oto pomnijcie wiersz Józefa Szczepańskiego „Czerwona zaraza”, i wyobraźcie sobie reakcję synów obrońców Mariupola, Charkowa i Bachmutu:

Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły

Nowa się Polska — zwycięska — narodzi

i po tej ziemi ty nie będziesz chodzić,

czerwony władco rozbestwionej siły.

Chcecie zdobyć wierność tych ludzi, ich narodu, przekonanie, że w przyszłość można iść tylko z Polakami – zacznijcie od poezji. Tylko najpierw należy to przeczytać młodzieży naszej, po polsku, bo żeby kogokolwiek innego przekonać do nas i naszej siły, samemu trzeba być do niej przekonanym. Nikt, żaden naród nie będzie poważał słabych i niepewnych, tylko silnych i zdecydowanych, i Ukraińcy nie są tu wyjątkiem. Teraz przejdę do kwestii, jakiej siły brakuje w naszych szkołach.

Pierwsze, co się nasuwa, to oczywiście luki merytoryczne. Nie chodzi tu o programy nauczania, te są wcale niezłe, lecz o ich realizację. Brak jest nauczycieli przedmiotów ścisłych i zawodowych, a ogólny stan kwalifikacji psychicznych naszego ludu nauczycielskiego pozostawia bardzo wiele do życzenia, co wykazują wszelkie prowadzone badania. Niewiele tu poprawią podwyżki, gdyż poziom wynagrodzeń nie jest jedynym czynnikiem kryzysowym, choć istotnym. Jednak samo dosypanie pieniędzy niewiele poprawi sytuację. Trzeba zmian głębokich i strukturalnych.

Od początku lat 90-tych zostaliśmy zbombardowani pedagogiką wstydu. Wszystko, co kojarzy się z naszą kulturą, tradycją, historią, dorobkiem, wszystko, z czego mamy powody być dumnymi zostało po wielekroć obsmarowane, oczernione, przekłamane, przemilczane, za to wyciągnięte na świecznik wszystkie wady, porażki i szubrawcy, jako norma, którą sami mieliśmy przyjąć. Za to pod niebiosa wychwaleni zostali wszyscy nasi wrogowie, oprawcy, zaborcy i okupanci. Mieliśmy uwierzyć i przyjąć jako normę wszelkiego działania, że sami nic zrobić nie potrafimy, bo zawsze będzie porażka, lepiej więc oddać inicjatywę komuś z zewnątrz, kto nas pociągnie. Ta pedagogika wstydu trwa do dziś, tyle, że normalni ludzie w Polsce przestali już wierzyć tym kłamcom i oszczercom. Wyszło na jaw, czyje srebrniki stoją za tymi głosicielami postprawdy. Pedagogika wstydu była i jest nadal konstytucją duchowo – intelektualną ludzi proweniencji lewicowo – liberalnej oraz ulubionych przez nich zagranicznych mediów polskojęzycznych.

Szczególny wpływ ta fatalna pedagogika wywarła na ludzi, zdobywających wykształcenie w III RP, i wielką negatywną rolę odegrały tu środowiska nauczycielskie i uczelniane. Ci ludzie, sami sfrustrowani z różnych przyczyn, przenieśli swoje osobiste problemy na cały naród, chłonąc pedagogikę wstydu jak gąbka i napełniając tym wstydem pro domo sua kolejne roczniki uczniów i studentów. Wielką rolę odegrały tu tzw. „autorytety” naukowe i artystyczne, kreowane i promowane przez zagraniczne polskojęzyczne media. Na szczęście dla narodu ta grupka zaliczyła kompletny blamaż, wykazując się intelektualno – moralnym dnem, angażując się w porykiwania tzw. „strajku kobiet” i wydzierając spod lady cudowny eliksir. 

Ten wpływ jednakże został już dostrzeżony przez zdrową część narodu, i chociaż usuwanie jego skutków potrwa długo, praca ta została już podjęta. Jest jednak także drugi, nieznany wpływ,  kwitnący w najlepsze. Należy dopiero nadać mu nazwę: oto więc „pedagogika słabości”, źródło większości naszych problemów społecznych. Oznacza to model wychowania i nauczania dzieci i młodzieży, obowiązujący jako jedna z nieformalnych religii w świecie białego człowieka. Ma on swą konkretyzację w koncepcjach „wychowania skoncentrowanego na dziecku” i „szkole skupionej na uczniu”. Dokonano tu postawienia spraw na głowie i zamieniono pedagogikę w antypedagogikę.

Wśród źródeł tych pomysłów możemy znaleźć heglizm, marksizm, postmodernizm, masonerię, satanizm, i nie wyczerpuje to ciekawych źródeł. W skrócie: chodzi nie o to, aby dziecko się nauczyło, by zostało dobrym dorosłym, ale dobry dorosły będzie wtedy, gdy wcześniej był zadowolonym dzieckiem. Dlatego też usuwa się z wychowania i edukacji wszelką niedogodność, stres, dyskomfort poznawczy, autorytet, wymóg, wiedzę.

Skrajną postacią tego wynaturzenia jest „Edukacja Włączająca”, wdrażana u białych ludzi, w Polsce także, oraz jej metodyka, czyli „ocenianie kształtujące”.  Szkoła rezygnuje z nauczania, za to przejmuje główną rolę wychowawczą, wchodząc w rolę rodziców i Kościoła. Najważniejszym wpływem szkoły na uczniów staje się psychoterapia. Taki model zarządzania społeczeństwem stworzył radykalny behawiorysta, Burrhus Frederic Skinner, nazywając go „technologią zachowania”. Służy on masowej tresurze społecznej, a testowany był na zwierzętach w klatkach. W Europie jest on narzucany przez Komisję Europejską. Polska pomału wprowadza to od początku lat 90-tych, a obecnie proces dokończenia „Edukacji Włączającej” w Polsce wszedł w fazę realizacji, napędzany przez ogromne środki z Komisji Europejskiej. To zaangażowanie łatwo zrozumieć – nowy model szkolnictwa został przewidziany przez Niemcy jako narzędzie do budowy Europy federalnej, równie ważne, jak rosyjski gaz i „zielone” strategie. Zachodząca przemiana edukacji i wychowania jest głęboką zmianą kulturową, która nieuchronnie doprowadzi narody Zachodu do cywilizacyjnego upadku. Na Zachodzie proces ten jest już nieodwracalny, w Polsce możemy jeszcze tego uniknąć, i zależy to wyłącznie od decyzji politycznych, których jednak póki co władza nie zamierza podejmować.

Koniecznym podłożem tego upadku jest stosunek dorosłych do dzieci i młodzieży. W normalnych społeczeństwach stosuje się wskazania psychologii rozwojowej, wiadomo więc, w jakim wieku jak należy pracować z uczniami. Celem jest przyjęcie do szkoły dzieci i wypuszczenie dorosłych, gotowych do podjęcia dorosłego życia w pracy, społeczeństwie i rodzinie. Podjęcie tych ról wymaga, by człowiek taki posiadł wiedzę, umiejętności, nawyki kulturowe oraz etos pracy. Dzieci tego nie mają,  muszą więc podjąć szereg wyzwań i wysiłków.

Ponieważ jednak człowiek, tak, jak każdy żywy organizm unika wysiłku, dzieci te muszą zostać przeprowadzone przez drogę do dorosłości przez wykształconych i wychowanych dorosłych. Jest to droga od dzieciństwa do dojrzałości, na której młody człowiek  wielekroć zostaje zmuszany do wysiłku dla swojego własnego dobra.

Nowy model wychowania i edukacji odwraca ten trend. Człowiek dorosły ma pozostać dzieckiem na całe życie aż do eutanazyjnej śmierci w kapsule. Twórcy tego systemu, właściciele globalnych kapitałów, zwani globalistami mają nadzieję dzięki temu kierować życiem i aktywnością miliardów ludzi, działając poprzez podstawionych opiekunów. Dzięki takiemu kierowaniu rozwojem jednostek całe społeczeństwa będą całe życie pracować dla swych panów, żyjąc jak dzieci pod opieką systemu jako wszechogarniającego rodzica. Tacy dorośli – dzieci nigdy nie mają dojrzeć, zrozumieć swego stanu, wydobyć się na wolność. Działania te są niezwykle perfidne, gdyż posługują się właśnie retoryką, że przygotują dzieci do życia dorosłego. Wielu ludzi łapie się na to, nie mając świadomości, że ma to być życie dorosłych dzieci, hodowlanych niewolników.

Bramą nowego niewolnictwa jest pajdocentryzm – pozorne traktowanie dzieci jako partnerów, i faktyczne traktowanie dorosłych jak dzieci. Wielką i  złowrogą rolę odgrywa tu armia nowego wzoru, rzucona przeciw narodom – przemysł pedagogiczno – psychologiczny, rzesza mentorów, coachów, doradców, edukatorów, wyznających antypedagogikę i pajdocentryzm. Armię tę zwę psychopedą. Oni to jednocześnie wygłaszają peany na cześć dzieci i fascynacje nauką, pojmowaną jako kreacja nowej rzeczywistości i nowego siebie, co wiąże się zawsze z odrzuceniem wszystkiego, co było wcześniej. Usta ich pełne są frazesów o samorealizacji, budowie potencjału, kreatywności, innowacyjności, krytycznym myśleniu, komunikacji, kooperacji, inkluzji.

Wszyscy oni powtarzają zaklęcia zrównoważonego rozwoju, włożone im do głów przez globalnych magów nowego, wspaniałego świata. W tej armii nowej ery noahickiej oficerami są osoby z tytułami naukowymi, osadzone na uczelniach, szkolące studentów i nauczycieli. Nie należy ich mylić z prawdziwymi naukowcami, ci bowiem dążą do odkrycia prawdy obiektywnej. Natomiast owi oficerowie psychopedy chcą dowolnie stwarzać nową prawdę i nowych ludzi. Zwykle z przekonania są komunistami, z warsztatu postmodernistami, z działań postnaukowcami postprawdy. Aby odróżnić ich od naukowców prawdziwych, zwę ich osobami „profderhab, od tytułów przed nazwiskami. Ludzie ci opanowali uczelnie, także w Polsce, i wyznaczają kształt zmian w edukacji od ponad 30 lat. Tu stara komuna, nieusunięta w czas, wykształciła nową komunę, aby dokonać tego, co nie udało się jej samej, to jest przejąć umysły i dusze polskich dzieci.

Profderhaby z psychopedy uczą swe akolitki niższego szczebla, jak ogłupiać. Te nawiedzają wszystkie szkoły jako demony, ukryte za uśmiechami, empatią i współczuciem. Oto, co psychopeda uznała za zło wobec dzieci: dyscyplinę, wymogi, oceny, prace klasowe, wypracowania, zadania domowe. Ich wpływ na społeczeństwo jest tak silny, że wielu zwykłych ludzi w to uwierzyło i powtarza wciąż, że szkoła jest zła, bo wymaga zbędnych rzeczy, zamiast uczyć tylko tego, co komu w życiu będzie potrzeba. Zdanie to fałszywe jest, bowiem to właśnie normalna, tradycyjna edukacja uczyła takich rzeczy, dzięki którym dzieci stawały się dorosłymi.

Odejście od wiedzy i nauczania jakoś trzeba było uzasadnić, Zrobiono to, grając na emocjach kobiet. Wpierw stara komuna doprowadziła do skrajnej feminizacji nauczycielstwa, a potem nowa komuna oszukała te kobiety, że przez ich wymogi dzieci płaczą i mają stresy. Empatyczne, matczyne serca, chcąc dzieciom nieba przychylić, folgują im, przestają wymagać, pozwalają na wszystko, byle tylko dzieciaczki były radosne. Chcąc przedłużyć im czas beztroski, pozwalają dorastającej młodzieży na zdziecinnienie, zamiast w dorosłość wprowadzić, dzięki czemu mamy ogólny infantylizm życia publicznego. Trzeba też czymś oszukać rodziców, żeby myśleli, iż w postępowych szkołach wciąż jest nauka. Do tego służą metody tzw. „kreatywne”, „aktywizacyjne”, „alternatywne”, ocenianie kształtujące.

Angażuje się uczniów do prac plastycznych i zajęć ruchowych, niezależnie od przedmiotu i wieku. Zamiast więc sprawdzania wiedzy robi się plakat lub grę planszową, zamiast klasówki grupowe zajęcia integracyjne, zamiast wypracowań zajęcia odprężająco – relaksacyjne, zamiast zadań domowych – gromadzenie kreatywnych gadżetów do zabawy na lekcji. Ocen nie stawia się wcale lub daje wszystkim piąteczki za obecność. Zwalnia się z obowiązków pod lada jakim pretekstem, coraz częściej po linii depresji i problemów psychicznych, jako niemożliwych do weryfikacji. Leniwi uczniowie ze swymi leniwymi rodzicami mają teraz łatwiej, bo starczy im, że udadzą się do poradni, z której dostają bez trudu opinię lub zaświadczenie, dzięki czemu zwalniają swoje dzieci z części obowiązków szkolnych. To jest główny konglomerat powodów, dla których obniża się  ogólny poziom wiedzy.

To zdziecinnienie jest właśnie pedagogiką słabości, pożądaną przez globalistów. Zdziecinniali dorośli nie nadają się do walki, rodziny, samodzielnej pracy. Boją się życia, świata, katastrofy klimatycznej, drobnoustroju, piekła kobiet, dorosłości – tak, jak dzieci boją się duchów w ciemnym korytarzu, można ich więc zastraszyć czymkolwiek.  Pedagogika słabości łączy się płynnie z pedagogiką wstydu, uprawianą przez tych samych profderhabów i tą samą psychopedę. Spojrzeć tylko na najmodniejszych nauczycieli – są tam lewackie aktywistki edukacyjne i postępowi nauczyciele – gejowie, kreatorzy postępu promowani przez zagraniczne polskojęzyczne media.

Tacy, co zamiast wiedzy rzetelnej wolą plotki o panach i paniach, co lubią łamać obyczajowe tabu i stereotypy myślenia, co każą kreatywnie odrzucać wszystko, co jest bazą, fundamentem i dorobkiem, by zbudować nową, płynno – tęczową tożsamość. Ich niechęć do stabilnej, dorosłej osobowości oraz do tożsamości narodowej i chrześcijaństwa jest tym samym lewackim poglądem, promowanym przez globalistów. Ci ludzie, tak liczni w naszych szkołach nie wykształcą silnego narodu, ani też nie zjednają ukraińskiej młodzi dla naszej, polskiej sprawy.

Czy jesteśmy więc bezsilni? Bynajmniej. Dopóki istnieją: narodowa edukacja, obowiązkowe programy nauczania, oceny, wymogi edukacyjne, dopóty lewacja nie przejmie do końca naszych dzieci. Tu największym zagrożeniem jest Edukacja Włączająca, która docelowo znosi to wszystko. Muszą ruszyć się zwykli ludzie, rodzice, a szczególnie ojcowie, dotąd w szkole mało obecni. Czas wreszcie zażądać od polityków i urzędników, by wygnać ze szkół zdziecinnienie i psychologizm, a przywrócić powagę i naukę. Od nauczycielstwa czas zażądać, by zaprzestali pedagogiki wstydu i słabości, lecz kształcili ludzi dzielnych i dojrzałych, dumnych ze swej tradycji, kultury i narodu. My jesteśmy tej ziemi gospodarze, i nie damy, by szargano dobre imię przodków naszych. A wszystkim, co chcą nas ogłupiać warto zacytować wiersz Zbigniewa Jasińskiego „Żądamy amunicji”:

Halo! Tu serce Polski! Tu mówi Warszawa!
Niech pogrzebowe śpiewy wyrzucą z audycji!
Nam ducha starczy dla nas i starczy go dla Was!
Oklasków nie trzeba! Żądamy amunicji!

 Bartosz Kopczyński

Bartosz Kopczyński: Lewacy, Unia i polska szkoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij