Współczesne rozumienie równości zagubiło swoje konotacje i prowadzi do błędów rozumowania. Ponieważ jest to obecnie główna osnowa wszystkich programów globalnych i rządowych, zwykle prowadzi do błędnych wniosków i fatalanych zazwyczaj decyzji politycznych. Ten brak zrozumienia wynika z kilku czynników: wygodne życie odrywa ludzi od rzeczywistości; nie ma powszechnej wiedzy filozoficznej; brak jest też powszechnej wiedzy historycznej. To są główne powody, dla których w warunkach liberalnej demokracji większość wybiera narzędzia marksizmu i nawet o tym nie wie.
Kluczowe znaczenie ma tu rozróżnienie między równością a sprawiedliwością. Bóg uczynił ludzi równymi w godności ludzkiej, ale nie w osiągnięciach życiowych, te bowiem zależą od własnej pracy. Równość każe każdemu przyznać tyle samo, niezależnie od jego własnego wkładu. Główny argument zwolenników równości głosi, że to świat jest niesprawiedliwy i wszystkie nierówności biorą się stąd, że grupy faworyzowane pilnują swoich przywilejów i blokują defaworyzowanych.
Obecnie wskazuje się tu białych, heteroseksualnych mężczyzn, zwykle chrześcijańskich, używających swej patriarchalnej władzy na dzieciach, kobietach, zwierzętach, klimacie i planecie. Ci wyzyskiwacze tworzą strukturę władzy, opartą na instytucjonalnej przemocy, wykluczającej z równego dostępu do większości dóbr wszystkie inne grupy. Są one płynne i wciąż wskazuje się nowe, najważniejsze z nich to: kobiety, dzieci, mniejszości seksualne, mniejszości płciowe, mniejszości etniczne (poza białymi), mniejszości religijne (poza chrześcijanami), niepełnosprawni, migranci, osoby z doświadczeniem migracji, osoby zmagające się z depresją, osoby przeżywające kryzys psychiczny z powodu kryzysu klimatycznego, inne osoby aktualnie wskazane przez propagandę globalnej władzy. Absurdalność tych wskazań nie ma znaczenia, dopóki wierzą w to ludzie i uznają rządy.
Wesprzyj nas już teraz!
Skoro zostają wskazane grupy uciskane i wyzyskiwacze, nastepuje wysuwanie roszczeń. Oczywiście w imię tych grup formułują je różne „osoby aktywistyczne”, pozostające na wynagrodzeniu i usługach globalnej władzy. Roszczenia te uzyskują rozgłos w mediach, należących do globalnej władzy, wsparcie w instytucjach ponadnarodowych, będących emanacją globalnej władzy, są wymuszane na rządach, zadłużonych u globalnej władzy, z inicjatywy ugrupowań politycznych, zwykle lewicowo – liberalnych, finansowanych przez globalną władzę.
Uzasadnieniem roszczeń zwykle jest jakaś niesprawiedliwość. Czasem jest ona całkowicie wymyślona i opiera się na literaturze lub działaniach performatywnych. Dobrym przykładem jest niedawny casus pani Joanny „od aborcji” lub nieco starszy „Margota”. Czasem jednak wskazywana nierówność jest odbiciem rzeczywistości. Zwykle jednak bazuje to na zapiskach historycznych, wywlekanych przez pseudonaukowców, będących w istocie doktrynerami.
Historycznie ludzkość wytworzyła wiele przypadków niesprawiedliwości. Zwykle wynikały i nadal wynikają z dwóch głównych przyczyn. Pierwsza to niedoskonałość materialno – techniczna, sprawiająca, że nierówny dostęp do jakiegoś dobra jest przeszkodą nie do przezwyciężenia na danym poziomie rozwoju cywilizacji.
Jest też druga przyczyna, czyli formalna, polegająca na rzeczywistej dyskryminacji. Dane dobro jest technicznie dostępne, ale poprzez niesprawiedliwą organizację mechanizmów społecznych, pewne grupy mają dostęp utrudniony lub wzbroniony. Cała starożytność i większość nowożytności zmagała się z obydwoma przyczynami. Jednak w drugiej połwie XIX w. stało się jasne, że ludzkość jest w stanie osiągnąć taki poziom technologii, aby wyeliminować nierówności.
Pozostała jeszcze strona praktyczna, czyli wdrożenie do praktyki społecznej. Tutaj w sukurs ludzkości przyszło Objawienie, które dzięki nauce katolickiej pomogło ludziom sformułować zasady katolickiej nauki społecznej, będące remedium na bolączki świata i wtedy, i teraz. Po wojnach światowych, które powinny spowodować nawrócenie ludzkości, nastały warunki dla zaprowadzenia właściwej równości.
Właściwa równość musi być zgodna ze sprawiedliwością. Już antyczny Rzym znał zasadę Ulpiana: suum cuique tribuere – oddać każdemu, co mu się należy. Oznacza to, że każdy powinien otrzymać tyle, na ile zasłużył. Wymusza to na ludziach obowiązek starannego działania, a na władzy – obowiązek sprawiedliwego wynagradzania.
Matematyczne traktowanie równości jest więc sprzeczne z zasadą sprawiedliwości. Równość bowiem każe dawać każdemu po równo. Pozorna sprzeczność tych dwóch zasad została pogodzona na gruncie etyki chrześcijańskiej. Każdy człowiek jest równy jako stworzenie Boże i ma przyznaną równą godność osoby ludzkiej. Jednak będąc stworzeniem Bożym ma obowiązek starannego działania, aby osiągnąć godność dziecka Bożego. Obowiązek ten trwa całe życie i nie można spocząć na laurach.
Ponadto równa godność ludzka nie oznacza równości talentów. Każdy jest obdarzony w jakiś inny sposób i powinien je rozwijać i wykorzystywać w najlepszy możliwy sposób. Widzimy więc tu logiczną konstrukcję, znaną z prawa rzymskiego uprawnienia i skorelowanego z nim obowiązku, dotyczącą wewnętrznej konstytucji człowieka. Jest też druga para prawa i obowiązku, tycząca się relacji człowieka i świata. Jeśli człowiek, będąc istotą społeczną wykonuje swoją powinność, realizując swoje przyrodzone prawo, wchodzi w relacje z innymi ludźmi. Tam wykonując różne prace, powinien realizować swoje zadania najlepiej, jak potrafi, w sposób najbardziej zgodny ze sztuką, właściwą dla czynności danego rodzaju.
Temu obowiązkowi towarzyszy uprawnienie – człowiek ma prawo oczekiwać godziwego wynagrodzenia. Obowiązek dostarczenia takiej gratyfikacji obciąża tego, na kogo rzecz wykonana została praca człowieka. Władza ma obowiązek stworzyć takie warunki, aby wspierać sprawiedliwość, a utrudniać niepsrawiedliwość. Jeśli władza sama jest beneficjentem działań ludzi i korzysta z ich pracy, wówczas obowiązek obciąża ją bezpośrednio.
Władza jednak powinna działać subsydiarnie, czyli wtedy, gdy ludzie sami nie są w stanie uregulować swoich spraw. Do tego między innymi służy system prawny. Jeśli więc jedni ludzie wobec drugich postępują niesprawiedliwie, władza powinna dać narzędzia do przywrócenia sprawiedliwości. Powinna też działać zapobiegawczo, aby utrudnić sytuacje niesprawiedliwości.
I tu dochodzimy do punktu, w którym działania władzy powinny być szczególnie rostropne. Jest bowiem pokusa zaprowadzenia sprawiedliwości na zasadzie matematycznej równości.To jest bowiem proste i mierzalne. Prowadzi jednak zawsze do socjalizmu, a ten psuje ludzi i ułatwia globalnej władzy kuszenie komunizmem.
Rola edukacji
Jednym z najważniejszych narzędzi, służących do prewencyjnego zaprowadzania sprawiedliwej równości jest edukacja. Publiczna szkoła powinna tak wpływać na ludzi, aby zapewniać im równy dostęp do dóbr, powszechnie dostępnych, a zarazem skłaniać ich do własnego starannego działania.
Dobrze urządzona szkoła daje więc możliwości dostępu do wiedzy, a poprzez konstrukcję systemu wymogów i ocen skłania uczniów do pracy nad sobą, aby tą wiedzę chcieli zdobyć.
Żadna szkoła bowiem nie nauczy tych uczniów, którzy uczyć się nie chcą, a w czasach powszechnej antyklultury takich jest sporo. Ludzie, których szkoła od dzieciństwa przyzwyczaja do tego, że „bez pracy nie ma kołaczy”, a na wysoką ocenę trzeba zasłużyć własną pracą, wychowuje ludzi, którzy będą bardziej odporni na socjalizm i zakusy globalnej władzy.
Jednak globalna władza też to wie i stara się ten prosty i skuteczny mechanizm popsuć. Używa swoich formalnych i nieformalnych wpływów na rządy, a także swojej piątej kolumny wewnątrz państw. Celem jest wprowadzenie do szkół socjalizmu. Polega to na tym, że oskarża się normalną szkołę dbającą o poziom nauczania o nierówności wobec dzieci. Propaganda głosi, że szkoła poprzez system wymogów i ocen dyskryminuje tych, którzy nie zasłużyli na wyższe oceny lub na promocję do wyższej klasy. Mało tego, patriarchalna szkoła skupia się na wiedzy i zaniedbuje psychikę dzieci, bo stresuje i nie wspiera w kryzysach psychicznych. To powoduje, że dzieciom pod wpływem stresu blokują się możliwości poznawcze, a rozwijają depresje, co powoduje wzrost problemów psychicznych i prób samobójczych.
Jest to oczywista propaganda marksistowska, skierowana wprost przeciwko edukacji publicznej. Celem jest doprowadzenie systemu do niewydolności, dzięki czemu narody będą niesamodzielne i zdane na globalną władzę. Najsilniejszą bronią przeciw szkole jest Edukacja Włączająca, o której była wielokrotnie mowa na tych łamach. Rząd w osobie pana ministra Przemysława Czarnka zapewnił solennie, że nie będzie jej wdrażał. Jednak globalna władza nie odpusza, realizowane sa więc inne projekty, wprowadzające z grubsza to samo, ale pod inna nazwą. Ich nazewnictwo operuje głównie pojęciami „szkoły dostępnej dla wszystkich”, „realizacji potrzeb uczniów”, „blisko każdego ucznia”. Są to bez wyjątku programy realizowane we współpracy z ONZ i UE, dotyczą więc wszystkich państw należących do tych struktur.
Wczytanie się w ich polskie edycje daje wrażenie, że w Polsce nie ma docelowo być osób pochodzenia polskiego, nie zmagających się z jakimiś problemami strukturalnymi. Skala wsparcia, miliony godzin szkoleń, miliardy złotych, 20 zaangażowanych uczelni, tysiące przeszkolonych pracowników, dziesiątki programów, wszystko oczywiście cyfrowe i docelowo online. Szkoła ma się zajmować dobrostanem Ukraińców, niepełnosprawnych, chorych, słabych psychicznie, wykluczonych, uczennic w ciąży. Szkoła ma zadbać o zdrowie fizyczne, stan psychiczny i włączenie do społeczeństwa wszystkich.
Czytając kolejne sążniste programy, pochłaniające kolejne ogromne fundusze, warto zastanowić się, czy taka szkoła będzie jeszcze miała czas i przestrzeń do nauczania, i do jakiego społeczeństwa chce nas włączyć globalna władza.
Bartosz Kopczyński
Towarzystwo Wiedzy Społecznej w Toruniu
Totalna rewolucja w polskiej szkole. Komu służy produkcja „homo debilis”?