20 sierpnia 2021

Belgijskie rewelacje: Dni Dziedzictwa mają konotację seksistowską i nie są „inkluzywne”

(Europejskie Dni Dziedzictwa, zdjęcie ilustracyjne / Źródło: europeanheritagedays.com)

Europejskie Dni Dziedzictwa to inicjatywa Rady Europy i Unii Europejskiej, której zadaniem jest promocja materialnej spuścizny wieków. W projekcie uczestniczą wszystkie państwa członkowskie Rady Europy. Jednak w Belgii tegorocznemu wydarzeniu („Journées du Patrimoine”) zmieniono nazwę, ponieważ dotychczasową uznano za seksistowską i zbyt mało „inkluzywny”, czyli nie obejmujący wszystkich grup społecznych. Jakby tego było mało, postępowe władze uznały, że taka zmiana to „istotny symbol odnowy społeczeństwa”.

Pascal Smet, sekretarz stanu, odpowiedzialny za planowanie przestrzenne i dziedzictwo, w komunikacie prasowym z lipca tego roku i zacytowanym 18 sierpnia przez belgijskie media („La Libre” i portal „Bruzz”), dokonał zamiany nazwy wydarzenia, które jest zaplanowane na 18 i 19 września. Nie będzie już „Journées du Patrimoine”, ale w użycie wchodzi nazwa angielska – „Heritage Days”.

Ucieczka przed patriarchatem…

Wesprzyj nas już teraz!

Obecne w oryginale „patrymonium” to również dziedzictwo, ale w członie tego słowa zawarta jest historyczna sukcesja po ojcu, jako spadek-ojcowizna. Termin ten w powszechnym użyciu odnoszony jest szerzej do dziedzictwa kultury i tożsamości. Heritage to także spadek, ale ma po francusku znaczenie bardziej „neutralne” i wąskie, niż w języku angielskim. To po prostu „scheda”. O ile po angielsku Komitet Światowego Dziedzictwa to World Heritage Committee, to po francusku jest to Comité du Patrimoine Mondial. Nic dziwnego, że opozycja mówi tu o „anglicyzacji” francuskiego języka. Cel zmiany jest jednak czysto ideologiczny.

Coraz bardziej poprawny politycznie rząd Belgii dostrzegł bowiem w nazwie „patrimoine” źródłosłów oparty na systemie „patriarchatu”. Dlatego flamandzki socjalista (a do tego aktywista homoseksualny) Pascal Smet uznał to za „niesprawiedliwe” i zbyt mało „inkluzywne”. Jego zdaniem nawiązanie do historycznego dziedziczenia po ojcu „odnosi się do czasów, kiedy kobiety były wyłączone z jakiegokolwiek dziedziczenia majątku i były całkowicie zależne finansowo od mężczyzn”. To kolejny przykład nakładania współczesnych „poprawnych politycznie” kalek na historię, co owocuje ideologicznymi idiotyzmami.

Pascal Smet uznał, że „nowa nazwa nada [dniom dziedzictwa] nową dynamikę i będzie bardziej inkluzywna i odpowiednia”. Na tym się chyba jednak nie skończy. Pascal Smet i jego koledzy szukają nowych i jeszcze bardziej „postępowych pomysłów”. „Musimy iść dalej, aby wzmacniać różnorodność, a także integrować społeczność LGBT i inne osoby z mniejszości” – dopowiada Apolline Vranken. Jest ona koordynatorką „konkurencyjnych” Dni „Żeńskiego Dziedzictwa” (Journées du Matrimoine), które zaplanowano po raz trzeci w Brukseli tydzień później, w dniach 24 do 26 września. Słowo „matrimoine” to rzecz jasna „postępowy” neologizm.

Ojcowizna na cenzurowanym

Vranken jest architektem i jeszcze w czasie studiów zajmowała się feministycznym spojrzeniem na „psychopatyczną architekturę” domów belgijskich średniowiecznych wspólnot religijnych Beginek.
W październiku 2018 roku rozpoczęła realizację projektu dotyczącego „kobiet w przestrzeni publicznej”, który ma przyczynić się do zwiększania równości płci w architekturze miasta. Tak powstały w 2019 roku wspomniane, konkurencyjne wobec dni ojcowizny, dni… matczyzny? „Postępowcy”, jak widać, postanowili teraz położyć pomost pomiędzy obydwoma projektami.

Zresztą dobrze, że Dni Dziedzictwa w ogóle nie zlikwidują. Inicjatywa Rady Europy i Unii Europejskiej ma przecież poprawne politycznie uzasadnienie, że głównym celem wydarzenia jest „szeroko pojęta edukacja historyczna i kulturalna, promowanie różnorodności regionalnego dziedzictwa kulturowego, podkreślenie wspólnych korzeni kultury europejskiej oraz propagowanie dialogu międzykulturowego”. Okazuje się to niewystarczające, więc starają się w sumie sympatyczną inicjatywę zideologizować i wykorzystać do swoich celów. Na razie są to „poprawki” feministyczne, ale przecież „podkreślanie wspólnych korzeni kultury europejskiej” można np. uznać także za „wykluczanie” tych, którzy przybyli tu z innych kontynentów. Tylko czekać, aż z tortu narodowego dziedzictwa zaczną kroić także kawałki dla migrantów czy LGBT. Zresztą, może lepiej nie podpowiadać…

Bogdan Dobosz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij