W Berkeley, mieście które stało się centrum rewolty 1968, duch marksistowsko-goszystowkich pomysłów wciąż nawiedza i straszy. Tamtejsza rada miasta jednogłośnie i bez przeprowadzenia debaty, jak na lewicowe standardy wolości słowa przystało, ogłosiła najbliższą niedzielę… dniem biseksualistów.
W 1968 r. tamtejszym uniwersytetem wstrząsnęły gwałtowne zamieszki i rozruchy. Ich inspiracje były skrajnie lewackie. Metody działania wprost proporcjonalne do radykalnych haseł ocierały się o terroryzm. Teraz byli uczestnicy rozruchów mają okazję wprowadzić rewolucyjne hasła metodami demokratycznymi.
Wesprzyj nas już teraz!
Miasto Berkeley od lat 70’ znajduje się w trójce najbardziej liberalnych miast Ameryki. Uniwersytet nadal jest bezpieczną przystanią i kuźnią lewicowych kadr. Zatem tego typu „uroczystości” na stałe zagościły w przestrzeni publicznej miasta.
Nie obyło się bez lewicowego słowa klucza – dyskryminacja. Otóż zdaniem radnych biseksualiści są szczególnie na nią narażeni. Prześladują ich bowiem nie tylko heteroseksualiści, ale też i homoseksualiści. Ta zwielokrotniona „opresja” sprawia, że walka o prawa dla biseksualistów jest obdarzona szczególną estymą przez spadkobierców rewolucji 1968, którzy wciąż pragną wznieść wyżej sztandary rewolucji – zarówno czerwony jak i ten w kolorach tęczy.
Źródło: „Rzeczpospolita”
luk