Koniec pierwszej kadencji Emmanuela Macrona tradycyjnie oznaczał także koniec misji obecnego rządu. Poród nowej ekipy trwał dość długo. Jeszcze w piątek 13 maja na stronach Pałacu Elizejskiego pojawiło się niespodziewane ogłoszenie o dymisji premiera Jeana Castexa. Chyba jednak uznano, że to zła data, bo komunikat szybko wycofano i poinformowano, że był to „czysto techniczny błąd”.
Francuzi na dymisję Jeana Castexa musieli poczekać do poniedziałku 16 maja. Szybko też okazało się, że dawnego polityka centroprawicy, który dołączył do obozu Macrona, zastąpi polityk centrolewicy, dawna socjalistka Elisabeth Borne. To ona została mianowana premierem przez Emmanuela Macrona i nie jest to specjalna niespodzianka, bo jej nazwisko pojawiało się od początku na politycznej giełdzie kandydatów.
Ma wszystkie cechy polityka, które wyznaczył Macron do nowego rozdania na początek swojej drugiej kadencji (zapewne do wyborów parlamentarnych w czerwcu). Jest kobietą, zajmowała się ekologią i ma być „bardziej wrażliwa społecznie”, co ma zatrzeć opinię o Macronie jako „prezydencie ludzi bogatych”. Jest też technokratą, która może zaakceptować ciąg dalszy tego typu podejścia do ekonomii przez nowo-starego prezydenta.
Wesprzyj nas już teraz!
Elisabeth Borne to dotychczasowa minister pracy, ale wcześniej odpowiadała także za ekologię. Likwidowała francuską energetykę jądrową, wprowadzała „eko-podatki”. Ma 61 lat i urodziła się w Paryżu. Jej ojciec był Żydem pochodzenia rosyjskiego, który z rodziną w 1939 r. schronił się we Francji. Był deportowany w 1942 r., a obywatelstwo francuskie otrzymał już po wojnie, w 1950 r. Ona sama jest inżynierem mostowym, rozwódką.
Jest drugim premierem-kobietą w historii Francji. Na taki wybór trzeba było, po niesławnym epizodzie pani Edith Cresson (premier w latach 1991- 992), czekać dość długo. Cresson zapisała się fatalnie, w dodatku kończyła żywot polityka jako komisarz UE i obiekt żartów, ale też dochodzeń korupcyjnych. Do legend przeszło np. opłacanie „raportów” z pieniędzy unijnych jej… dentysty. Teraz Cresson ostrzegła nową premier, że spotka się z falą „machyzmu”.
W najbliższych dniach zostanie podany skład nowego rządu. Jednak Elisabeth Borne w czasie spotkania z odchodzącym Castexem w Matignon mówiła, że „nic nie powinno spowolnić walki o prawa kobiet w naszym społeczeństwie”, a dalej zapowiedziała, że chce działać „mocniej i szybciej” w obliczu „wyzwania klimatycznego i ekologicznego”. O „ekologicznym” premierze mówił też wcześniej prezydent Macron, więc te deklaracje nie dziwią.
Born była zawsze blisko Partii Socjalistycznej, chociaż nie była jej członkiem. Współpracowała m.in. z socjalistami Lionelem Jospinem, Betrandem Delanoe, Jackiem Langiem czy Ségolène Royal. W swojej karierze zawodowej pracowała w kolejach francuskich – SNCF i firmie transportu publicznego jako szef RATP w latach 2015-2017. Wstąpiła do prezydenckiej partii LREM w 2017 r. i od tego czasu piastowała funkcję ministra transportu w latach 2017-2019, ministra ds. transformacji ekologicznej w latach 2019-2020, a następnie ministra pracy.
Do końca nie wiadomo, czy będzie „technicznym” i „przejściowym” premierem do wyborów w czerwcu, czy też na tym stanowisku pozostanie na dłużej, co będzie zależało m.in. od wyniku wyników. Wybór socjalistki można by odebrać jako chęć przyciągnięcia do obozu prezydenckiego przynajmniej części wyborców zjednoczonej obecnie i mocno radykalnej lewicy. Szef Unii Lewicy i Zbuntowanej Francji Jean-Luc Mélenchon z góry stwierdził, że będzie to premier tymczasowy i dodał, że nikt specjalnie do tej funkcji się nie palił. Dodał, że Francuzi mogą w wyborach „zdymisjonować Madame Borne i dokonać innego wyboru”. Komunista Fabien Roussel poszedł jeszcze dalej i stwierdził, że „obawia się, że prezydent republiki jest uparty i znalazł w Madame Borne swoją… Madame Thatcher, co jest złą wiadomością dla pracowników i świata pracy”. Miał tu zapewne na myśli oprotestowaną przez związki zawodowe restrukturyzację SNCF i reformy Kodeksu Pracy.
Technokratyczne zacięcie nowej premier krytykowała także Marine Le Pen. Mówiła, że Emmanuel Macron jest niezdolny do zjednoczenia Francuzów i prowadzi dalej politykę „pogardy, destrukcji państwa i społeczeństwa, haraczy podatkowych, laksyzmu prawnego.”. Inny polityk prawicy, Éric Zemmour przypomniał, że „Macron powołuje lewicowego premiera w czasie, gdy Mélenchon jednoczy lewicę”.
Centrowa Valérie Pécresse, przegrana kandydatka na prezydenta z Partii Republikanie pochwaliła natomiast „kierunek zaangażowania”, czyli wybór na premiera po raz drugi w historii kobiety. Mniej oględny był jej partyjny kolega Éric Ciotti, który mówił, że „Macron właśnie wybrał socjalistycznego technokratę na premiera i wrócił do punktu wyjścia – zaczynał na lewicy i na lewicy kończy”. Jego zdaniem skończyły się złudzenia, że prezydent zamierza prowadzić politykę centroprawicową.
Wydaje się, że nowa premier będzie rzeczywiście przejściowym szefem rządu, która z hasłami ekologizmu i socjalistycznymi koneksjami ma zapewnić lepszy wynik wyborczy obozu Macrona. Wskazuje się też na to, że nie ma swojego zaplecza politycznego. Trochę więcej o nowym rządzie i np. polityce zagranicznej, można będzie powiedzieć po ujawnieniu składu jej gabinetu.
Bogdan Dobosz