Po raz pierwszy od wielu lat prezydia obu izb parlamentu nie przyznały sobie nagród. To efekt fali zmasowanej krytyki, która spadła na polityków po zeszłorocznych premiach dla marszałków i wicemarszałków Sejmu i Senatu.
Rok temu marszałek Sejmu Ewa Kopacz przyznała pięciu wicemarszałkom po blisko 30 tys. zł netto nagród. Sama dostała 32,5 tys. zł.
Jeszcze ciekawszym przykładem jest marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. W ciągu pięciu lat przyznał sobie 260 tys. zł netto nagród. Od 2002 do 2012 r. marszałkowie i wicemarszałkowie Senatu wzięli ok. 1,8 mln zł nagród.
Wesprzyj nas już teraz!
Z powodu nieprzejrzystości przepisów podstawa prawna przyznawania nagród prezydium Sejmu budzi wątpliwości, ale nikt od lat nie próbuje doprecyzować przepisów. Aby członkowie prezydium Sejmu i Senatu mogli otrzymać nagrodę, muszą wykazać się „szczególnymi osiągnięciami” w pracy, a przyznanie premii powinno być uzasadnione – czytamy w „Rzeczpospolitej”. To – jak widać – bardzo nieprecyzyjne zasady.
Premie „za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej” przyznawano sobie kilka razy w roku. Otrzymywali je nawet marszałkowie po kilku tygodniach pracy w 2007 r. – jak Bronisław Komorowski (od listopada 2007 do lipca 2010 r. jako marszałek Sejmu otrzymał 110 tys. zł nagród) czy Stefan Niesiołowski, który w w latach 2007–2010 dostał aż 130 tys. zł.
Źródło: rp.pl
kra