Według Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego tytuł najbardziej popularnego psychologa XX wieku przypada B. F. Skinnerowi – pod tym względem twórca behawioryzmu prześcignął więc i samego Zygmunta Freuda. Choć dla postronnego obserwatora nazwisko amerykańskiego badacza może zdawać się nieco bardziej enigmatyczne, niż wiedeńskiego prekursora psychoanalizy, to Skinneryzm również naznaczył współczesność swoim piętnem – prowadząc do istotnych zmian w psychologii i polityce. Skrajny redukcjonizm behawiorystów, odmawiający człowiekowi nie tylko racjonalności, ale również wolności, czy zdolności do namysłu, legł u podstaw programu „inżynierii społecznej” – hołubionego przez współczesne „elity”.
Intelekt – starożytny mit
Czas ekspansji nurtu behawiorystycznego w psychologii przypadł na epokę powojenną. W latach 50- tych znaczną uwagę środowiska naukowego przyciągnęły prace Burrhusa Fredericka Skinnera – ich sednem była zdecydowana krytyka dotychczasowego charakteru psychologii i propozycja radykalnych zmian. W publikacjach, które legły u podstaw nowego nurtu, pierwszy apologeta behawioryzmu domagał się oparcia badań i wniosków naukowych wyłącznie o „obserwowalne” zachowanie.
Wesprzyj nas już teraz!
W zamyśle Skinnera chodziło jednak o znacznie więcej niż zwrócenie uwagi na konieczność wiązania teorii naukowych z empirią. Tę logikę stosowano wszak w psychologii od dawna. Amerykański badacz domagał się po pierwsze ściślejszego rozumienia tej zasady, ale po drugie proponował sprowadzenie całego spektrum nauki wyłącznie do zdarzeń zewnętrznych – interakcji pomiędzy człowiekiem a środowiskiem.
Skinner poddawał bowiem w wątpliwość przypisywanie umysłowi wpływu na zachowanie. Najłagodniejsza interpretacja mówi, że prekursor behawioryzmu podważał naukowość poszukiwania źródeł działań w czynnikach wewnątrz człowieka. Jednak w trakcie lektury jego prac trudno oprzeć się wrażeniu, że autor był głęboko przekonany o braku dowodów na samo istnienie intelektu.
Emocje, myśli, wartości, osobowość – to co zdawało się dotychczas, i pozostaje do dziś, osnową psychologii – miało wedle Skinnera mieć wątpliwy charakter i nie objawiało swojego wpływu na rzeczywistość. Przyczynę powszechnego odwoływania się do „stanów umysłu” psycholog dostrzegał za to w swoistym obciążeniu – zakorzenieniu nauki w antycznym zestawie pojęć, zaczerpniętym z filozofii i pogańskich wierzeń.
Zdaniem prekursora radykalnego behawioryzmu, gdy starożytni spotykali się z niezrozumiałym postępowaniem ludzi, odnosili je do działania jakiegoś innego bytu, „mieszkającego” w człowieku. Mędrców uważano za natchnionych przez bóstwa; jeśli żołnierz wykazał się nadzwyczajnym męstwem w boju, sądzono, że sprzyjał mu Ares.
Słowem, według Skinnera w starożytności wyjaśnienia ludzkich zachowań odnosiły się do modelu „posesywnego” – wedle którego w człowieku musiała zamieszkiwać jakaś inna istota, wywierająca na niego swój wpływ. W swoich pracach myśliciel byt taki określał mianem „autonomicznego człowieka”. W ten sposób powstać miały wizje siły życiowej, czy duszy…
Ale nie tylko one. Jak przekonywał Skinner, dobrze znane kategorie cnót, emocji, poruszeń, motywacji i przekonań – wszystkie, wskazujące przyczynę zachowania w człowieku, a nie w środowisku, są pokłosiem tego dawnego – nienaukowego modelu wyjaśniania.
Orędownik zmiany psychologicznego paradygmatu wierzył, że można z powodzeniem zrezygnować z powoływania się na podobne czynniki – a powody różnorodnych postaw sprowadzić do nawykowych reakcji, wyuczonych podczas interakcji ze środowiskiem. Negatywne konsekwencje konkretnych działań (kary) i pozytywne (nagrody) składać się miały razem „rozkład wzmocnień”, determinujący zachowanie w danej sytuacji.
Człowiek jako bodziec i reakcja
Znaczny wpływ na sformułowanie poglądów Skinnera miały badania nad fizjologią zwierząt, przede wszystkim te dotyczące warunkowania, czyli uczenia osobników odruchowych reakcji na „wtórne” bodźce. Słynnym przykładem takich eksperymentów są prace Iwana Pawłowa – który badał odruch ślinienia się psów na widok pokarmu. Rosyjski fizjolog spostrzegł, że gdy podawaniu karmy towarzyszyło dzwonienie dzwonkiem, psy zaczynały inicjować reakcje towarzyszące jedzeniu (wydzielać ślinę i soki trawienne) już na sam sygnał, nim jeszcze dostały pokarm. Zjawisko to w psychologii określa się mianem warunkowania klasycznego.
Dla amerykańskiego psychologa jeszcze istotniejszy był bardziej złożony proces – znany jako warunkowanie sprawcze. Polega ono nie na towarzyszeniu sobie dwóch bodźców, ale na ich przyczynowym związku – pewne działanie powoduje określonego rodzaju konsekwencje.
Uczenie zwierząt według tego schematu w swoich pracach opisywał m.in. Edward Thorndike. Naukowiec konstruował interaktywne klatki i obserwował, jak umieszczone w nich koty stopniowo opanowują umiejętność wydostawania się na wolność. Jednocześnie każda ucieczka wiązała się z dotarciem do nagrody w postaci pożywienia. Uwięzione osobniki z czasem doskonaliły się w opuszczaniu konstrukcji – skracając czas potrzebny im na wykonanie zadania, aż w końcu ucieczka z thorndike’owskich klatek wchodziła im na dobre w nawyk.
W opinii Skinnera umieszczone w „klatce problemowej” zwierzęta goniące za pożywieniem ukazują wzór uczenia się, za pomocą którego można równie dobrze wyjaśniać zachowania ludzi. W sytuacjach niepewności i nowości o charakterze reakcji miałoby decydować rozpoznane podobieństwo do innych okoliczności i zareagowanie według odpowiadającego im schematu.
Ta redukcjonistyczna antropologia obrazuje człowieka jako niewolnika nawykowych reakcji – dostrzegającego jedynie potrzebę wyzwolenia tej, czy innej odpowiedzi. Tym samym Skinner zrezygnował z podmiotowej wizji, twierdząc, że jesteśmy raczej przedmiotem… własnego postępowania.
Uproszczony język – do którego amerykański uczony chciał sprowadzić psychologię – miał wedle obietnicy prekursora behawioryzmu nieść szansę ogromnego postępu. Zdaniem Skinnera zastosowanie jego przekonań pozwoliłoby psychologii z chirurgiczną precyzją wyjaśniać przyczyny wszystkich zachowań, odkrywać stojące za nim schematy reagowania na bodźce, a wreszcie… bezbłędnie przewidywać wybory zarówno ludzi, jak i całych społeczeństw.
Dla kształtu współczesnej psychologii silny wpływ behawioryzmu rzeczywiście pozostał nie bez znaczenia. Pod jego naciskiem wyraźnie zaakcentowano skupienie dziedziny nie tylko na stanach umysłu, ale również na zachowaniu. Tendencja ta znalazła ostatecznie wyraz nawet w samej definicji przedmiotu nauki.
Na podstawie behawiorystycznych przekonań zbudowano zręby terapii behawioralnej. Zadaniem psychologa pojmuje ona jako pomoc pacjentom w wytworzeniu alternatywnych wzorców zachowania. Mają one zastępować te „schematy”, na które klienci skarżą się jako uciążliwe i dysfunkcyjne. Terapeuta behawiorystyczny zadaje ćwiczenia i pracuje wraz z klientem ze środowiskiem. Psycholog analizuje oddziaływanie otoczenia i zaleca jego zmianę, jeśli to konieczne. Na sesjach uczestnicy terapii mierzą się przykładowo z trudnymi sytuacji w ramach tzw. ekspozycji – i uczą się zastępować negatywną odpowiedź bardziej konstruktywną. W wyniku rozwoju założeń tej szkoły powstało wiele kluczowych współcześnie nurtów terapii – przede wszystkim behawioralno – poznawczy.
Inżyniera społeczna – redukcjonizm prorokiem totalizmu
I choć w rozwoju nurtów terapeutycznych szkoła behawioralna odegrała znaczącą rolę, a w psychologii wywołała sporą kontrowersję, to jego zwolennikom, a Skinnerowi szczególnie, zależało na oddziaływaniu poza dziedziną – w sferach polityki i stosunków społecznych. Prekursor behawioryzmu był pełen mesjanistycznego entuzjazmu – prorokując znakomite skutki, jakie rozwój zapoczątkowanego przez niego nurtu miał przynieść społeczeństwom. Nie bez powodu najbardziej znaną książką Skinnera jest pozycja metapolityczna „Poza wolnością i godnością”, wydana tuż na początku lat 70- tych. W pracy tej twórca behawioryzmu odkrywa już wszystkie karty – dając się poznać jako orędownika utopii.
Zdaniem Skinnera nauki polityczne mogą zyskać poziom ścisłości i obiektywizmu odpowiadający fizyce, biologii, czy medycynie – pozwalając z chirurgiczną precyzją przewidywać i w konsekwencji zarządzać decyzjami społeczeństwa. Warunkiem osiągnięcia tego potencjału ma być odrzucenie odwoływania się do „autonomicznego człowieka” i przyjęcie behawiorystycznej perspektywy, dostrzegającej powody działań wyłącznie w środowisku. Ich zgłębienie według Skinnera pozwoli opracować „technologię zachowania”.
Ten rodzaj dogłębnie przemodelowanej psychologii ma stać się narzędziem rozwiązywania znacznej części problemów politycznych. Wszystko dzięki zaawansowanej inżynierii społecznej, prowadzonej przez biegłych behawiorystów. Ich zadaniem miało być gromadzenie eksperckiej wiedzy dotyczącej działań koniecznych, by uwarunkować w populacjach powielanie zachowań pożądanych przez władze. Jak obiecuje Skinner, działalność takich naukowców umożliwi ograniczenie działań zbrojnych, przestępczości, i „nadmiernego” przyrostu naturalnego (twórca behawioryzmu wpisuje się w nurt myślicieli przestraszonych wizją zamieszkania świata przez zbyt wielu ludzi) dzięki umiejętnej ingerencji w środowisko…
W tej utopijnej wizji programowania społeczeństw Skinner nie zauważa zagrożenia dla wolności. Jest bowiem przekonany, że klasyczna wizja libertas, odnosząca się do podmiotowego decydowania człowieka o własnym losie, jest z gruntu fałszywa. Wybory każdego z nas są już bowiem tak czy inaczej uwarunkowane przez rozkład wzmocnień – manipulowanie nim przez ekspertów nie spowoduje więc żadnej fundamentalnej zmiany…
Autor „Poza wolnością i godnością” przedstawił zresztą zrewolucjonizowany pogląd dotyczący natury wolności i powodu zabiegania o nią. Zdaniem psychologa powodem przewijających się przez historię walk wyzwoleńczych nie była uzurpacja władzy, ale awersyjny sposób sprawowania kontroli. Według Skinnera to nie omnipotencja rządzących jest groźna, ale podporządkowywanie sobie populacji przy pomocy kar i obostrzeń – wywołujące reakcję buntu. Spektrum dziedzin poddanych wpływowi można więc swobodnie poszerzać, tyle że wymuszanie posłuszeństwa oprzeć trzeba na pozytywnych wzmocnieniach – a zatem przede wszystkim na nagradzaniu potulnych.
Propozycja myśliciela wpisuje się w kategorię „inżynierii społecznej”, postulując wprowadzanie zmian w oderwaniu od potrzeb i oczekiwań obywateli. W jej myśl władza stanowić ma oderwanym od reszty wspólnoty byt, budujący akceptację dla wcześniej już przyjętego planu działań. Z uczestników systemu politycznego społeczeństwo ma zostać przekształcone w… budulec, któremu wyposażeni w doradztwo technologów zachowania rządzący nadadzą funkcje i miejsce.
Wprowadzanie „technologicznego” modelu władzy w życie to – jak pokazuje praxis współczesności – prawdziwa gratka dla liberalnych rządów. Tendencję tą doskonale ilustruje zażarta „krucjata”, jaką świat lewicowy wypowiada tzw. populizmowi. Władze przedstawiające się w demokratycznych barwach stopniowo ograniczają spektrum swobód obywatelskich, zacieśniają przestrzeń wolności słowa i realizują ponadnarodowe projekty bez żadnego mandatu – za głównego wroga uważając popularów, dostosowujących się do oczekiwań narodów. Wedle klasycznej definicji jasnym jest, że gdybyśmy już chcieli określać „demokratyzm” konkretnych stanowisk politycznych – to eurokraci i globaliści ochoczo przybierają rolę tyrana…
Ale gorzkie konsekwencje Skinnerowskiej antropologii są zauważalne nie tylko w debacie publicznej. Eko-fanatycy i współpracujące z nimi administracje uczą nas zmniejszania własnego „śladu węglowego” – tymczasem osobiste działania (gdyby nawet przyjąć narrację o spowodowanym działalnością człowieka kryzysie klimatycznym) nie mają szans realnie uszczuplić problemu.
Nacisk na „zielone rytuały” ma zgoła inną funkcję – przyzwyczaja nas do klimatycznych niedogodności w ramach tzw. „ekonomii szturchania” – jednej z technik manipulowania wyborami populacji, o której obszernie pisała na łamach PCh24.pl Agnieszka Stelmach. Na realne ograniczenia przyjdzie pora, gdy nauczymy się, że zgoda na „ekologiczne” spowolnienie gospodarki jest nagradzana…
Wizja człowieka przedstawiona przez behawiorystów, nawet bez konsekwencji w wykładni prawnej, na dobre zrywa z oświeceniowym liberalizmem – opartym na „optymizmie antropologicznym” – zakładającym racjonalność i naturalne usposobienie człowieka do dobrego. Polityka, która pozostaje pochodną kulturowych tendencji panujących w społeczeństwie, w oczywisty sposób staje się coraz bardziej „inżynieryjna” w miarę umocnienia się redukcjonizmu…
Skinnerowska propozycja moralnego ulepszenia ludzkości za pomocą zewnętrznych oddziaływań zasadza się na fundamentalnej pomyłce. Jedyny postęp w tej materii opierać się może na skierowaniu wysiłków do ludzkiego wnętrza. Deterministyczne scedowanie odpowiedzialności za nasze czyny na środowisko sprzyja konformizmowi moralnemu, skłonnemu do akceptacji najgorszego zła, jeśli tylko opór grozi nadmiernymi konsekwencjami.
Przeciwdziałanie złu w realiach społecznych wymaga z jednej strony odrzucenia liberalnych baśni o przyrodzonym dobru człowieka, a z drugiej docenienia jego zdolności do wyboru tego co słuszne, niezależnie od okoliczności… Słowem: rehabilitacji katolickiej antropologii. Prawda o człowieku podatnym na podszepty złego przez zranienie natury, ale posiadającego zdolność wyboru dobra daje początek trzeźwej wizji wolności – zdolności do postępowania według wskazań rozumu nakierowanego na Boże Objawienie.
Tak rozumiana libertas ma kluczowy wpływ na pomyślność społeczeństw. Jej zakres zależy z kolei od ilości trwałych dyspozycji do dobrych uczynków, jakie w sobie wyrobimy, czyli cnót. Im więcej tych duchowych sprawności we wspólnocie, tym mniej potrzeba – zawsze zawodnych – prób „centralnego planowania” ludzkich zachowań…
Pożegnanie ze Skinnerem
Ale nie tylko społeczna perspektywa Skinnera zasługuje na krytykę. Jego wizja człowieka i poglądy psychologiczne zostały poważnie zakwestionowane na gruncie eksperymentalnym. Mimo silnego odziaływania na psychologię XX wieku behawioryzm zdystansowała psychologia poznawcza – wiążąca zachowanie właśnie z funkcjonowaniem intelektu.
Wybitne znaczenie dla odparcia ponurej antropologii behawioryzmu miał eksperyment Edwarda Tolmana. Uczony ten w serii badań na zwierzętach udowodnił, że opis relacji pomiędzy środowiskiem a podmiotem zachowaniem według modelu bodziec – reakcja jest błędny.
Wraz ze współpracownikami Tolman uczył szczury odnajdywania pożywienia w labiryncie. Pokarm miał swoje ustalone, stałe położenie. Z kolejnymi podejściami gryzonie docierały do niego coraz szybciej i popełniały przy tym mniej błędów. Prędzej czy później dochodziło do automatyzacji czynności, a badane zwierzęta znały drogę „na pamięć”. Wtedy autorzy eksperymentu umieszczali szczury po przeciwnej stronie instalacji. Według opinii Skinnera powinny one pójść wyuczoną trasą – popełniając błąd. Tymczasem, wbrew tym oczekiwaniom, zwierzęta rozpoznały, że układ przestrzeni został zmieniony i wybierały od samego początku poprawną drogę.
Tolman dowiódł w ten sposób, że pomiędzy bodźcem a reakcją jakiś ośrodek pośredniczący musiał wpłynąć na zachowanie zwierzęcia. W oparciu o to przekonanie skonstruował on nową odmianę behawioryzmu – w której podkreślił rolę ośrodków poznawczych.
To nie jedyna krytyka, która spowodowała zdystansowanie się znacznej części psychologów od Skinnera. W 1971 r. ceniony naukowiec, Noam Chomsky, opublikował znakomitą pracę zatytułowaną „Rozprawa przeciwko B.F. Skinnerowi” (ang. The case against B.F. Skinner). Dowodził w niej, że założenia behawioryzmu są niespójne, a za pomocą promowanych przez niego kategorii nie podobna mówić rzeczowo chociażby o posługiwaniu się mową i nauce języków.
Jak zauważał Chomsky, Skinner formułując swoje przekonania nie bazował w żaden sposób na osiągnięciach psychologii – zamiast tego przekonywał, że nauka z pewnością dojdzie do konkluzji, których sam był pewien. Behawiorystyczne spojrzenie przedstawiał jako paradygmat, który trzeba zaakceptować, naśladując schemat rozwoju nauk przyrodniczych…
Problem w tym, zauważał Chomsky, że odgórne wyznaczanie nauce wniosków, do jakich powinna dotrzeć, nie jest żadnym argumentem w akademickiej dyskusji. Co więcej – jest działaniem z gruntu okaleczającym naukę. Apel o programowe skupienie się wyłącznie na zachowaniu wymagałby dowodu błędności odwołań do wewnętrznej sfery człowieka – W czasach Skinnera takie nie istniały, a współczesny stan wiedzy potwierdza, że twórca behawioryzmu mylił się zupełnie. Tym samym psychologia podważyła redukcjonistyczną filozofię, którą prekursor behawioryzmu przyjął za swoje credo i usilnie próbował jej narzucić.
Próba narzucania własnych przekonań jako norm w naukach społecznych nie jest jedynie grzechem Skinnera – ma miejsce nieustannie. W konsekwencji liczni badacze konstruują pseudo-naukowe teorie, stanowiące w zasadzie narzędzia do udowadniania ich światopoglądu. Kto ma tego świadomość powinien na dobre otrząsnąć się z „naiwnego scjentyzmu”, do jakiego próbuje się nas przyzwyczaić – przy okazji chcąc „naukowcom” nadać rolę społecznych inżynierów…
Filip Adamus