W lutym 2019 r. fiński rząd zakończył dwuletnie testy z bezwarunkowym dochodem podstawowym (BDP). Władze uznały, że nie popierają tego „socjalistycznego eksperymentu” – jak stwierdził ówczesny minister finansów Petteri Orpo. Doświadczenie po prostu się nie powiodło. Na świecie, również na terenie UE, podejmowane są starania, aby wprowadzić powszechne i bezwarunkowe, ale stosunkowo niskie wypłaty dla mieszkańców. Powodów jest wiele, podobnie jak i motywacji.
Jednym z głównych celów fińskiego eksperymentu było sprawdzenie, czy osoby bezrobotne będą bardziej zachęcane do poszukiwania pracy mając do dyspozycji bezwarunkowy dochód podstawowy, czyli otrzymując co miesiąc bez żadnych warunków pewną sumę pieniędzy, która miałaby wystarczyć na zapewnienie podstawowych potrzeb. Jak można było przypuszczać, wyniki były odwrotne od spodziewanych. Pobieranie dochodu, nawet niskiego (560 euro), nie motywowało ludzi do zawodowej aktywności.
Minister Orpo przyznał, że osobiście nigdy nie był zwolennikiem BDP, jednak przeprowadzenie doświadczenia było bardzo ważne dla partii tworzących rząd. Pierwsze wyniki pokazały, iż zatrudnienie nie wzrosło, a jedynie poprawiło się samopoczucie uczestników. – Dla mnie to nie było zaskakujące, ponieważ każdego miesiąca potrzeba było coraz mniej biurokracji, aby otrzymać pieniądze. Po wynikach wszystkie główne partie, czyli socjaldemokraci, partia premiera oraz moja są przeciwko bezwarunkowemu dochodowi podstawowemu. Chcemy warunkowości systemów zabezpieczenia społecznego. Dlatego uważam, że sprawa jest w Finlandii zamknięta – podsumował.
Wesprzyj nas już teraz!
W ocenie fińskiego ekonomisty i polityka, tego typu rozwiązanie nie powinno być stosowane także w innych krajach. Orpo zasugerował, by w obliczu cyfryzacji i automatyzacji, które mają pozbawić zatrudnienia około połowy Europejczyków, zreformowany został system zabezpieczenia społecznego. Chodzi o to, by mimo wszystko zachęcać ludzi do podejmowania nawet gorzej płatnej pracy, bo od tego zależy ich dobrobyt i prosperity całego kraju.
Eksperyment przeprowadzono w związku z zaleceniami Komisji Europejskiej, która zleciła sprawdzenie, czy właściwym byłoby wprowadzenie BDP w całej UE. Fiński minister przekonywał, że to zły pomysł.
Zwolennicy bezwarunkowego dochodu uważają, że w przypadku Finlandii doświadczenie nie powiodło się, ponieważ nie zlikwidowano istniejącego systemu zabezpieczenia społecznego, a jedynie dodano nową płatność. BDP miałby zastąpić systemy socjalne, którym grozi bankructwo.
Jak poradzić sobie z zadłużeniem państw, ubóstwem i utratą pracy z powodu automatyzacji?
Zgodnie z Agendą 2030 na rzecz Zrównoważonego Rozwoju, planowano uporać się z zadłużeniem państw poprzez wypłatę wszystkim takiej samej, minimalnej pensji – niezależnie od liczby przepracowanych lat. Kwota miałaby zaspokajać jedynie minimalne potrzeby, by zmobilizować starzejące się społeczeństwo do jak najdłuższej aktywności zawodowej. Neoliberalni zwolennicy tego rozwiązania postulują, by BDP zastąpił wszystkie inne świadczenia socjalne.
W analizie wyników fińskiego eksperymentu wskazano, że miał on pozytywny wpływ jedynie na samopoczucie osób go otrzymujących. Rozładowywał napięcie, złość i inne uczucia, które sprzyjały „populizmowi”. I to właśnie jeden z powodów, dla którego zarówno globaliści, jak i lewica chcieliby go wykorzystać w charakterze „narzędzia stabilizującego” życie polityczne i zapobiegającego gwałtownym konfliktom społecznym w związku z kumulującymi się negatywnymi skutkami globalizmu oraz Czwartej Rewolucji Przemysłowej (4IR).
Bezwarunkowy dochód podstawowy (Unconditional Basic Income) miałby z założenia służyć walce z ubóstwem i nierównościami, ograniczyć biurokrację i przyczynić się do oszczędzania środków budżetowych.
Finowie jednak uznali, że wolą brytyjskie rozwiązanie: uniwersalny system kredytowy, który polega na wypłacaniu – w skrajnych przypadkach – w sytuacji osób bezrobotnych jednego, niższego zasiłku socjalnego, zamiast kilku innych.
2 sierpnia 2022 r. włoski producent popularnego wina musującego Prosecco żalił się, że nie może znaleźć 20 pracowników. Mówił, iż nikt nie zgłosił się na rozmowę rekrutacyjną, bo ludzie „wolą pobierać dochód podstawowy niż pracować”. Narzekał na tworzenie „nowej klasy próżniaczej”. – Kto może pracować, ale woli pobierać dochód obywatelski, ten jest złodziejem – powiedział kategorycznie cytowany przez włoskie media Sandro Bottega. Właściciel stuletniej winnicy i linii produkcyjnej Prosecco z okolic Treviso w Wenecji Euganejskiej, z powodu braków kadrowych musiał zrezygnować z realizacji części zamówień na ponad 10 mln euro.
Jak informował PAP, był to już „kolejny notowany w ostatnim czasie przypadek poważnych problemów z pracownikami we Włoszech. Brakuje ich też między innymi w hotelarstwie, turystyce, gastronomii oraz w rolnictwie. Przyczyna jest zawsze ta sama: przyznawany bezrobotnym i ubogim tzw. dochód obywatelski, czyli realizacja sztandarowego hasła Ruchu Pięciu Gwiazd (…)”. Chodzi o wypłatę około 500 euro miesięcznie dla osób gorzej sytuowanych.
Na drodze do hipersocjalizmu
W 2016 roku Szwajcarzy w powszechnym referendum zdecydowanie odrzucili propozycję wprowadzenia BDP. Przeciwko było ponad trzy czwarte Helwetów, którzy obawiali się upowszechnienia lenistwa i problemów finansów publicznych. Gdyby propozycja przeszła, gorzej zarabiający mieliby otrzymywać 2,5 tysiąca franków co miesiąc, bez żadnych warunków. Dzieci dostałyby jedną czwartą kwoty, a osoby zarabiające więcej – nic.
Zwolennicy „dochodu bezwarunkowego” przekonywali, że kwota ta pozwoliłaby ludziom na „bardziej twórczą” aktywność niż „żmudna praca”.
Referendum w Szwajcarii odbyło się w związku z unijnym projektem z 2013 r. W międzyczasie eksperymenty przeprowadzono np. w holenderskim Utrechcie czy hiszpańskiej Barcelonie. Ponadto pilotażowe programy wdrażane były w Iranie, w krajach ubogich, na przykład ośmiu wioskach Indii (2011 rok) lub nieco wcześniej w wiejskim rejonie Namibii – Otjivero – Omitara. A ostatnio prowadzi się tego rodzaju doświadczenia społeczne w Kenii, Niemczech, w północnej części Polski, w Walii, Brazylii itd. Już w 2013 r. promował je w naszym kraju między innymi Ryszard Kalisz. Testy przeprowadziły w latach 70. ubiegłego wieku USA oraz Kanada.
Co jakiś czas w UE pojawiają się projekty dotyczące BDP. Ostatni zgłoszony przez Klausa Sambora z Austrii i wsparty przez EBI Politische Teilhabe in Europa gemeinnützige UG, nie powiódł się. KE uruchomiła dwuletni proces zbierania deklaracji poparcia dla tej inicjatywy w 2020 r. W lipcu ubiegłego roku poinformowano o fiasku projektu wprowadzenia BDP w całej UE. Gwarantowany dochód miałby „zapewnić wszystkim podstawowe środki do życia oraz możliwość uczestniczenia w życiu społecznym”.
Inicjatorzy, powołując się na traktaty unijne, wskazywali, że BDP może służyć „realizacji celów określonych we wspólnym oświadczeniu Rady Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej z 2017 roku. Zgodnie z dokumentem „UE i jej państwa członkowskie będą w walce z różnicami w traktowaniu również wspierać skuteczne, trwałe i sprawiedliwe systemy zabezpieczenia społecznego, aby zapewnić bezwarunkowy dochód podstawowy (…)”.
Jak się okazuje największymi entuzjastami projektu byli: Hiszpanie, Słoweńcy, Włosi i Niemcy, W dalszej kolejności: Łotysze, Grecy. Estończycy i Węgrzy. W Polsce inicjatywę poparło nieco ponad 6 procent. Najmniejszym entuzjazmem cieszyła się ona m.in. w Czechach, na Malcie czy w Luksemburgu.
Unijna inicjatywa przewidywała wprowadzenie BDP, który miałby być „raczej uzupełnieniem” systemu opiekuńczego, a nie go zastępować i miał „przesunąć punkt ciężkości z wypłaty rekompensat w kierunku emancypacji”.
Zdefiniowano BDP i zaznaczono, że prawo do otrzymywania tego dochodu uzyskałaby każda osoba, bez względu na wiek, pochodzenie, obywatelstwo, miejsce zamieszkania, zawód itd. Mechanizm miałby „zagwarantować prywatność oraz zapobiegać sprawowaniu kontroli przez niektóre osoby nad innymi”, a także umożliwić podejmowanie „własnych, niezależnych decyzji”.
Uznano nawet, że BDP jest „prawem człowieka” i musiałby być „wystarczająco wysoki”, by gwarantować „godny standard życia, odpowiadający społecznym i kulturowym standardom w danym kraju”. Powinien „zapobiegać deprywacji materialnej i zapewniać możliwość uczestnictwa w życiu społecznym. Oznacza to, że kwota netto BDP ma być wyższa od poziomu zagrożenia ubóstwem zgodnie ze standardami UE, co odpowiada 60 procent tzw. krajowej mediany ekwiwalentu dochodu netto”.
W krajach o niskich dochodach należałoby zastosować inny wskaźnik np. koszyk towarów i usług. BDP służyłby „osiągnięciu celów godności ludzkiej, wolności i równości, które są zapisane w podstawowych dokumentach Unii Europejskiej”, np. w Traktacie o Unii Europejskiej (TUE). Mimo teoretycznie tak korzystnego rozwiązania, chętnych na wdrożenie systemu nie było wielu.
Nowa umowa społeczna, „reforma kapitalizmu” i „innowacje społeczne”
Dlaczego pomimo to idea dochodu podstawowego jest testowana, promowana, a nawet forsowana przez władze, think tanki i szefów wielkich korporacji IT? To rozwiązanie ma być czymś w rodzaju nowej umowy społecznej, sposobem na zapobieżenie buntom społecznym i niestabilności politycznej w związku z drastyczną utratą miejsc pracy jako następstwami postępu Czwartej Rewolucji Przemysłowej (4IR), głównie cyfryzacji i automatyzacji. Miałby ułatwić przejście od „paradygmatu gospodarki kapitalistycznej do ekologicznej” (zrównoważony rozwój), a ostatecznie do powszechnego komunizmu.
W 2017 roku podczas spotkania w Davos globaliści zaproponowali reformę kapitalizmu. Amit Bajaj, szef jednej z największych indyjskich korporacji i dyrektor zarządzający Europe for Tata Consultancy Services, która doradza eurokratom, a także szefowa Europejskiej Organizacji Konsumenckiej Monique Goyens mówili o tym, że w UE trwają prace nad tzw. gwarantowanym dochodem podstawowym i uelastycznieniem cen energii elektrycznej, by zmienić nasze nawyki poprzez wyższe ceny usług.
Ekonomiści, politycy i bankowcy zgromadzeni w szwajcarskim centrum dorocznych mityngów WEF stwierdzili, że rosnące nierówności, polaryzacja społeczna i zmiany klimatyczne wymuszają reformę kapitalizmu. Przedstawiając raport Global Risks 2017 autorzy wezwali do ścisłej współpracy światowych przywódców, by uniknąć „dalszych trudności i niestabilności w nadchodzącym dziesięcioleciu”.
750 ekspertów, oceniając 30 globalnych zagrożeń zasugerowało, że decydenci powinni skupić się na sposobie podziału dochodów i bogactwa, które „stają się coraz bardziej politycznie destrukcyjne”, grożąc wybuchem wielkiej rewolty. Jednym ze sposobów przeciwdziałania buntom miało być wprowadzenie BDP.
Biuro Analiz Parlamentu Europejskiego zaproponowało ustanowienie tego mechanizmu w 2016 r. W związku z tym podjęto testy w Finlandii czy Holandii. Wcześniej tego typu rozwiązania sprawdzano na mniejszą skalę w USA, ZSRS, Namibii, Kenii, Kanadzie, Indiach, Niemczech. Ostatnio podobny program został wdrożony w Polsce w północnej części kraju (wypłata 1,3 tys. złotych przez kilka lat).
Warto zauważyć, że za BDP są przedstawiciele światowej lewicy i globaliści, w tym krezusi z Doliny Krzemowej, cybernetycy, futuryści. Ideę poparł papież Franciszek i szef ONZ Antonio Guterres.
Analitycy przewidują bowiem utratę pracy przez co najmniej jedną trzecią zatrudnionych w krajach zachodnich (w Kanadzie czy USA może to być niemal połowa), dlatego proponuje się wypłacanie minimalnej pensji każdemu.
Amit Bajaj tłumaczył w Davos, że „aby zarządzać zmianami i przekształcić gospodarkę, zamożne kraje muszą eksperymentować i szybko wdrożyć nowe modele, które pozwolą im rozwijać się w bardziej innowacyjny sposób”. Co miał na myśli? Marksistowskie innowacje społeczne i powrót do czasów, gdy notorycznie trzeba się zmagać z brakiem podstawowych dóbr.
Indyjski innowator przywołał wyniki raportu McKinseya z 2017 r., prognozującego średni wzrost PKB w Europie na poziomie około 2 procent. Tak niski poziom nie wystarczy, by Stary Kontynent poradził sobie z globalną konkurencją. Dlatego Bajaj wskazał na „innowacje społeczne”. – Trzeba będzie dużo eksperymentować. Na przykład uniwersalne dochody podstawowe mogą być jednym z narzędzi skłaniania ludzi do przemieszczania się w poszukiwaniu nowych miejsc pracy (…) oraz zachęcania pracowników by uczyli się przez całe życie – tłumaczył w Davos.
Inną innowacją jest powszechne wdrażanie koncepcji jugaad. Na czym to polega? Na improwizacji, zmuszaniu ludzi do radzenia sobie w trudnych sytuacjach, gdy pozbawi się ich np. dostaw prądu. Jugaad to indyjskie słowo oznaczające improwizację, rozwiązanie problemu małym nakładem środków, na bazie tego, co jest akurat do dyspozycji. Koncepcję tę określa się mianem „przełomowej strategii wzrostu”. Nacisk kładzie się na prostotę, improwizację, intuicyjność, empatię w sytuacji zmniejszenia się dostępności zasobów, na „powrót do korzeni”. Sześć podstawowych zasad charakteryzujących jugaad, pozwalających na skuteczne wdrażanie innowacji, głosi: poszukuj okazji w przeciwnościach losu, osiągaj więcej za mniej, zachowaj prostotę (zamiast produktów idealnych należy tworzyć wyroby gorszej jakości, „wystarczająco dobre”), włączaj tych, którzy są na marginesie, kieruj się sercem.
Indyjski doradca zaznaczył, że nadszedł czas, by Europejczycy przyzwyczajali się do mniejszego dobrobytu, wykazali się większą mobilnością w poszukiwaniu pracy (niekoniecznie dobrze płatnej) i byli gotowi do ciągłego uczenia się. BDP, który pozwoli przeżyć, ale nie funkcjonować na odpowiednim poziomie – jak wyjaśnia Bajaj – powinien zmusić Europejczyków do ciągłego przekwalifikowywania się i pozostawania na rynku pracy jak najdłużej.
Związane z tym uelastycznienie cen energii elektrycznej ma „pozwolić umiarkować naszą konsumpcję niemal w czasie rzeczywistym”.
W ostatnim czasie rządy w kilku krajach europejskich testują różne warianty BDP (płatności dla pewnych grup ludzi z ubogich dzielnic przez pewien okres). Z założenia dochód gwarantowany powinien być wypłacany w jednakowej wysokości – bez żadnych warunków – dla wszystkich obywateli, w tym dzieci. Nie miałaby to być wysoka suma – zresztą jej wysokość zależałaby od możliwości budżetowych poszczególnych krajów i kosztów życia. Teoretycznie – jak argumentują neoliberałowie – taka płatność powinna zastąpić wszystkie inne zasiłki wypłacane w ramach pomocy społecznej, także emerytury i renty. Tego typu środki generalnie mają chronić przed negatywnymi konsekwencjami zmiany modeli biznesowych wynikających z cyfryzacji i automatyzacji pracy.
Bank Światowy definiuje BDP w następujący sposób: „Program, który ma być dostarczany w gotówce, bezwarunkowo i dla wszystkich (…), i bez targetowania”. Bank dodał, że stanowi to wyzwanie dla obecnych praktyk w różnym stopniu i jedynie kilka krajów wypróbowało systemy BDP, ale żaden nie wdrożył go na dłuższą metę.
W amerykańskim stanie Alaska od 1982 r. istnieje forma dochodu gwarantowanego, gdzie każdy mieszkaniec otrzymuje coroczną wypłatę z Alaska Permanent Fund, czerpiącego dochody z dzierżawy pól naftowych i kopalni. Co roku wypłacana jest mieszkańcom suma uzależniona od cen ropy na świecie, ale zwykle wynosi od tysiąca do 2 tysięcy USD. Za 2021 r. wypłacono po 1 114 dolarów.
New Economic Foundation sugeruje, że „zamiast BDP lepszym rozwiązaniem byłaby reforma systemów opieki społecznej i budowa większej liczby usług publicznych o lepszej jakości”.
Zwolennicy BDP wskazują, że to „solidny fundament bezpieczeństwa ekonomicznego i pozytywnej wolności”, który wpływa na decyzje obywateli.
Faktem zaś jest to, że wskutek finansjalizacji gospodarki oraz globalizacji (pojawienie się nowych modeli biznesowych – „uberyzacja”) szybko rosną nierówności, spada siła nabywcza pracowników, topnieje klasa średnia i przybywa biedoty pracującej.
BDP – „obietnica równych szans”, „nowy początek”
BDP miałby być „obietnicą równych szans, a nie równych wyników”, „nową linią startową ustaloną powyżej granicy ubóstwa”. Miałby pozwolić na pełną lub częściową konsolidację innych programów socjalnych i ulg podatkowych, które zostałyby zlikwidowane.
Innym argumentem „za” jest fakt, że 70 procent pracowników nie jest zaangażowanych w pracę – nie satysfakcjonuje ich ona – przez co spada produktywność. To zaś może się przekładać na utratę potencjalnie nawet około 500 miliardów dolarów rocznie w samych USA. Słabe zaangażowanie w pracę ma zniechęcać do wpłacania darowizn na różne cele, wolontariatu czy pomagania innym, co osłabia spójność społeczną.
Można spotkać takie argumenty, że gdyby zagwarantować powszechny BDP, to obecnie osoby, które wykonują niesatysfakcjonującą ich pracę, mogłyby starać się poszukać lepiej płatnej, a bezrobotni, którzy nie mogli uzyskać nawet najgorzej wynagradzanych zajęć, a chcieliby mimo to pracować, wejdą na rynek i zlikwiduje się strukturalne bezrobocie. Pracodawcy mogliby oferować – w miejsce atrakcyjniejszej pensji – krótszy tydzień pracy, co poniekąd ma już miejsce w amerykańskich korporacjach. Rozwiązano by problem nie tylko bezrobocia, ale także ograniczonej wydajności.
Optymiści sugerują, że BDP naprawi rynek zatrudnienia, czyniąc go opcjonalnym, bez płacy minimalnej i z elastycznymi godzinami pracy. Ludzie, którzy chcieliby więcej zarabiać, musieliby pozostawać na tym rynku i często przekwalifikowywać się.
Co więcej, możliwa byłaby szybsza automatyzacja zawodów, na które jest niski popyt. Bardziej opłacałoby się przedsiębiorcy zainwestować w maszyny. Jednocześnie pracownicy o niskich kwalifikacjach dzięki BDP nie pozostaliby bez środków do życia i mogliby skupić się na wolontariacie, opiece nad osobami starszymi czy schorowanymi, wyręczając państwowy system opieki społecznej. Ponadto miałoby to sprzyjać ograniczeniu przestępczości i poprawie zdrowia fizycznego oraz psychicznego, przez co zmniejszyłoby się obciążenie systemów opieki zdrowotnej.
BDP miałby być „bezpieczną bazą ekonomiczną – nowym fundamentem przekształcenia niepewnej teraźniejszości i budowania solidniejszej przyszłości”. Optymistycznie zakłada się, że BDP to „nowy, równy punkt wyjścia dla wszystkich”.
Przeciwnicy wskazują, iż tego typu rozwiązania będą sprzyjały mniejszej podaży pracy, lenistwu, szerzeniu patologii, spadku etosu pracy i drenażowi budżetu. Jednak zwolennicy uważają, że kosztowne rozwiązanie miałoby się i tak bardziej opłacać niż większy wzrost nierówności, napięć społecznych, które kosztowałyby rządy jeszcze więcej i zaburzyłyby działalność gospodarczą. Bo do buntów i tak dojdzie, o ile szybko nie spróbuje się rozwiązać problemu powiększających się nierówności i poziomu biedy prekariatu.
Propagatorzy tej idei mówią, że nie powinno się pytać, czy można znaleźć środki na wdrożenie projektu, ale jak je znaleźć?
Środki na program dzięki wyższym podatkom oraz konsolidacji zasiłków i ulg
Jedną z propozycji jest stworzenie globalnego „sprawiedliwego” systemu opodatkowania. Wymaga to ścisłej współpracy krajów i wymiany danych ponad granicami, aby powstrzymać ludzi i korporacje przed uchylaniem się od płacenia podatków („koniec z prywatyzacją zysków i uspołecznianiem strat”). Przy czym OECD, której członkami są kraje rozwinięte sugeruje, by ustalić „pewne akceptowalne podstawowe zasady, którymi będą kierować się rządy i biznes. Takie ramy mogą pomóc przedsiębiorstwom w przenoszeniu kapitału do miejsc, w których mogliby optymalizować swój zwrot, bez utrudniania realizacji celu rządów krajowych, jakim jest spełnienie uzasadnionych oczekiwań obywateli dotyczących sprawiedliwego udziału w korzyściach i kosztach globalizacji”. Inna propozycja przewiduje zaprzestanie subsydiowania paliw kopalnych.
Jak na razie BDP nie został wdrożony na dużą skalę i nie sprawdzono warunków wykonalności projektu.
Globalne zarządzanie poprzez miasta wdrażające BDP. Smart cities oraz wise cities
Za jego wprowadzeniem wydaje się, że w większym stopniu optują włodarze miast, którzy bezpośrednio muszą radzić sobie z ubóstwem i licznymi konsekwencjami globalizacji. Przynajmniej tak było w Holandii, gdzie władze centralne planowały obciąć wydatki socjalne, a rządzący w kilkudziesięciu miastach domagali się wdrożenia BDP.
Miasta stały się „laboratoriami” testowania rozwiązań ekonomii behawioralnej. Dziś oprócz smart cities czyli tzw. inteligentnych miast – gdzie testuje się rozwiązania technologiczne związane z automatyzacją i cyfryzacją, co sprzyja inwigilacji i prywatyzacji usług publicznych, przekłada się także na wysokość świadczonych usług oraz przejmowanie infrastruktury zbudowanej z funduszy publicznych i danych o obywatelach przez korporacje IT – mamy również wise cities czyli tak zwane mądre miasta. Proponują one eksperymenty społeczne, mające zapewnić większą odporność i spójność społeczną (np. idea 15-minutowego miasta), by zająć się większym ubóstwem i deprywacją.
Wise cities zarządzają projektowaniem i wdrażaniem zasad predystrybucji. Mają one na celu tworzenie wspólnego dobrobytu zgodnie z zasadami integracji, odporności i zrównoważonego rozwoju, bardziej bezpośrednio interweniując na rynku pracy właśnie poprzez BDP.
BDP jest „klasycznym przykładem polityki predystrybucji” i pomysłu pierwotnie wymyślonego – w celu zwalczania przestępczości i eliminowania ubóstwa – przez Thomasa More’a w XVI wieku, a później spopularyzowanego przez Thomasa Paine’a w XVIII w. Pisał o tym także Mill czy Monteskiusz.
Dziś uznano, że ten stary pomysł sprawdzi się w systemie pokapitalistycznym, a poprzez „oddolne podejście do nowych form innowacji społecznych” w miastach będzie możliwe nowe globalne zarządzanie.
Ma to istotne znaczenie w dobie tworzenia nowej techno-gospodarki, wytwarzającej wartość bez jej dystrybucji. Tak zwana „gospodarka o zerowych kosztach krańcowych” (pisze o niej np. Jeremy Rifkin, doradca Merkel, Obamy i Sarkozy’ego. Uważa, że wyłania się nowy model ekonomii, w którym coraz więcej towarów i usług jest niemal za darmo) zastępuje neoklasyczne efekty ekonomiczne tworzenia miejsc pracy oraz polityki redystrybucji opartej na płacach i podatkach. Jej skutkiem są skrajne nierówności – 1 procent światowej populacji posiada tyle samo, co pozostałe 99 procent. I nic dziwnego, że propagatorami BDP są krezusi z Doliny Krzemowej, którzy obawiają się sprzeciwu wobec nowych modeli biznesowych. Stąd sami uruchomili testy z BDP np. w Kalifornii czy Afryce wschodniej. Musk i inni sugerują, że wkrótce to maszyny będą zarządzać produkcją i czynnościami tworzenia wartości wydajniej niż ludzie (technologia cyfrowych bliźniaków). Rzekomo nie będzie konieczne zarabianie na życie. Nie będą potrzebne pensje, a opodatkowanie zostanie przeniesione z pracy na technologię. Praca ma przestać być filarem społecznej organizacji życia. W nowym „postpracowniczym” i „postkapitalistycznym” świecie nie będzie stereotypów i konieczności istnienia partii. Ludzie jednak wciąż będą musieli mieć co zjeść, w coś się przyodziać i gdzieś mieszkać. Dlatego BDP ma pomóc zaspokoić te podstawowe potrzeby.
Profesor Alice O’Connor, dyrektor Blum Center on Global Poverty Alleviation and Sustainable Development na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara wskazuje, że BDP to „transformacyjna technologia społeczna sama w sobie obiecująca nieosiągalne stopnie indywidualnej wolności i samorealizacji”. Dodaje, że decydenci z Davos chcą „uwolnić ludzi od walki o dochód”, a popularyzacją tej idei zajmują się biznesmeni, inwestorzy technologiczni, krezusi Doliny Krzemowej czy były organizator kampanii Obamy i postępowy przedsiębiorca, analityk danych Jim Pugh. Uzyskał on doktorat z robotyki w Szwajcarskim Federalnym Instytucie Technologii i jest współzałożycielem projektu Universal Basic Income Project z 2016 r.
Co łączy cybernetyków, futurystów i biedotę?
Chociaż ta utopijna idea jest stara, to ponad 50 lat temu grupa futurystycznych intelektualistów i aktywistów, znana jako Komitet Ad Hoc ds. Potrójnej Rewolucji, w 1964 roku wezwała administrację Lyndona B. Johnsona w USA do ustanowienia gwarantowanego dochodu dla wszystkich. Impulsem tej inicjatywy było zaniepokojenie perspektywą bezrobocia wywołanego przez cybernetykę. Wysuwano wówczas argumenty „o potrzebie zapewnienia wolności jednostki, sprawiedliwości społecznej i rasowej, wspólnym bogactwie i demokracji uczestniczącej”, proponując redystrybucyjny program robót publicznych i dóbr społecznych oraz edukację. Potem dołączyli do wspomnianej grupy działacze ruchów obywatelskich na rzecz praw socjalnych, różne międzywyznaniowe organizacje ruchu biedoty, domagające się prawa do dochodu umożliwiającego utrzymanie jako jednego z podstawowych warunków demokracji. Następnie włączyli się ekonomiści np. Milton Friedman, który liczył na likwidację systemu Social Security.
Od późnych lat 60. do 70. XX wieku rząd federalny USA sponsorował cztery zakrojone na szeroką skalę badania BDP w New Jersey, Pensylwanii, Indianie, Karolinie Północnej, Kolorado i stanie Waszyngton, starając się przetestować wpływ systemu na aktywność na rynku pracy, skutki zdrowotne, edukacyjne i społeczne. Odnowienie projektów nastąpiło dekadę temu w Dolinie Krzemowej (projekt Y-Generator).
BDP w postaci „Mincome” testował w latach 1974–1979 rząd prowincji Manitoba z czasów Pierre’a Trudeau w Kanadzie. Eksperymenty nie przyniosły satysfakcjonujących rezultatów i prowadziły nie tylko do porzucania pracy, ale także do rozpadu rodzin. Obecnie do idei przekonani są działacze Black Lives Matter. Propaguje ją Basic Income Earth Network (BIEN) powstała z Sieci Europejskiej ds. Dochodu Podstawowego utworzonej w 1986 r., czy nawet American Enterprise Institute, oczywiście mający inne motywacje niż ruchy biedoty.
Teoretyk i promotor BDP
Jeden z głównych teoretyków BDP, prof. Gay Standing przekonuje, że to rozwiązanie konieczne z powodu nieodwracalnego załamania się powojennego systemu dystrybucji dochodów na Zachodzie, który zasadniczo wiąże zarobki i świadczenia z zatrudnieniem.
Standing argumentuje, iż system ma być częściową rekompensatą za utratę dóbr wspólnych, przywłaszczonych przez uprzywilejowane elity i korporacje w celu generowania prywatnego bogactwa.
Ponadto ma to być gwarant wolności libertariańskiej (wolność od wszelkich ograniczeń); wolności liberalnej i wolności republikańskiej (wolność od dominacji nieodpowiedzialnej władzy, np. w patologicznych związkach).
BDP ma pozwolić uporać się z koniecznością zapewnienia opieki dzieciom, chorym i starzejącym się osobom, umożliwić przejście od kryzysu do trwałego dobrobytu, zwalczać ubóstwo i nierówności, zmiany klimatu i autorytarny populizm.
System BDP miałby skutki w skali makroekonomicznej, zwiększając siłę nabywczą gospodarstw domowych o niskich dochodach. Dzięki temu umożliwiałby większą konsumpcję podstawowych produktów, pobudzając ich podaż, co z kolei miałoby służyć tworzeniu większej liczby miejsc pracy i zwiększaniu zarobków. Miałoby to także zachęcać do przedsiębiorczości. Ludzie mogliby podejmować większe ryzyko, wiedząc, że mają na czym się oprzeć, jeśli ich przedsięwzięcie się nie powiedzie.
Wreszcie zmniejszyłoby się zagrożenie związane z oporem społecznym wobec automatyzacji. Również więcej ludzi zostałoby wciągniętych na rynek pracy, przy czym część osób mogłaby rozwiązać problem opieki nad starszymi i chorymi (wolontariat itp.).
Standing uważa, iż system dochodu podstawowego mógłby być ważną częścią skutecznych planów łagodzenia zmian klimatycznych. Dzięki większej liczbie podatków węglowych i innych „ekologicznych” opłat zmuszałoby się ludzi do ograniczenia konsumpcji, zwłaszcza towarów luksusowych. Szybciej następowałoby przejście do społeczeństwa ekologicznego. Ludzie oszczędzaliby zasoby i mogli skupić się na opiece nad potrzebującymi, pracy społecznej czy rzemiośle.
Konieczne byłoby nałożenie wysokich podatków od konsumpcji towarów – do produkcji których wykorzystuje się dużo zasobów – a także kontrola używania dóbr luksusowych.
BDP miałby sprzyjać bezpieczeństwu ekonomicznemu, altruizmowi, empatii i tolerancji. Dzięki uwolnieniu czasu na zaangażowanie społeczne i polityczne, osłabiono by „atrakcyjność wszelkich form populizmu”.
Standing twierdzi, że przeciwnicy BDP „zwykle koncentrują się na kosztach, uniwersalności lub negatywnych skutkach ubocznych” programu. Jego zdaniem koszty nie są tak wysokie, jak się sugeruje. Wystarczy „ustalenie poziomu, powiedzmy, 50–60 procent mediany dochodu, pomnożenie tego przez wielkość populacji i porównanie tego całkowitego kosztu z bieżącymi wydatkami socjalnymi”. Badacz argumentuje, że udałoby się zaoszczędzić na kosztach administracyjnych.
Ponadto środki można by było pozyskać z subsydiów na paliwa kopalne i likwidując ulgi podatkowe. Zachęcając do angażowania się w pracę opiekuńczą i wolontariat zmniejszyłyby się wydatki publiczne na usługi zdrowotne i społeczne.
Teoretyk BDP stara się odpierać zarzuty jakoby ten system sprzyjałby lenistwu. Jego zdaniem, to „pułapka ubóstwa wbudowana w zasiłek zależny od dochodów działa zniechęcająco do podejmowania nisko płatnej pracy, wymagając groźby sankcji w celu zmuszenia ludzi do jej podjęcia”. Standing jest przeciwny krytyce socjaldemokratów, którzy wskazują, że każda osoba powinna wnosić społecznie niezbędny czas pracy. Tłumaczy, że „popychanie ludzi do niskopłatnych lub bezpłatnych prac obniża zarobki”. Pyta, „co z całą społecznie niezbędną pracą, która jest nieopłacana?” Tymczasem BDP „lepiej umożliwia ludziom wykonywanie społecznie niezbędnych zajęć polegających na opiece nad dziećmi, osobami starszymi lub chorymi bliskimi”. Zaś „koszty wyeliminowania niewielkiej części potencjalnych symulantów, zadowolonych z życia ze skromnej pensji, znacznie przewyższyłyby oszczędności”.
Jednym z argumentów za BDP jest także to, że jest go łatwo zaprojektować. Bo płatności dostawaliby ci, którzy jednak nie osiągają pewnej wysokości dochodów. Osoby wykazujące dochody powyżej mediany nie otrzymywałyby żadnej korzyści netto. Im podniesiono by obciążenia podatkowe tak od dochodów, jak i majątku.
Na argument, że BDP sprzyjałby dalszej pauperyzacji z powodu obniżenia pensji i wysokiej inflacji, Standing odpowiada, że ludzie mieliby zapewnione minimum bezpieczeństwa i nawet wzmocniłoby to ich pozycję przetargową w negocjacjach z pracodawcą. Jeśli chodzi o napędzanie inflacji, Standing sugeruje, że firmy podnoszą ceny w odpowiedzi na większy popyt, ale z kolei dodatkowy popyt na podstawowe towary i usługi prawdopodobnie zwiększy również podaż i pobudzi tworzenie lokalnych sklepów, supermarketów, zmuszając je do obniżki cen.
BDP miałby zachęcać pracowników do wspierania związków zawodowych i innych organizacji kolektywnych w negocjacjach o wyższe płace. Ostatecznie miałby stać się szansą na „stopniowe przechodzenie od kapitalizmu rentierskiego do bardziej sprawiedliwej, etycznej i ekologicznej gospodarki”.
Prof. Guy Standing wykłada w School of Oriental and African Studies na Uniwersytecie Londyńskim. Jest współzałożycielem Basic Income Earth Network (BIEN) i autorem opracowania Plunder of the Commons: A Manifesto for Sharing Public Wealth („Grabież dobra wspólnego: manifest na rzecz dzielenia się majątkiem publicznym”).
Jednak BDP w gruncie rzeczy uzależnia obywateli od rządu i zniechęca do poprawy swojej sytuacji, do brania odpowiedzialności za swoje życie. W konsekwencji wpłynie na pogorszenie usług oferowanych przez państwo i wygeneruje jeszcze większy problem z systemem opieki społecznej.
Tak przynajmniej wydaje się na podstawie eksperymentów przeprowadzonych w latach 90. w Kanadzie, gdzie jeszcze w 1994 roku około jeden na ośmiu mieszkańców (12,2 procent) korzystał z pomocy społecznej. Świadczenia socjalne osiągnęły zaś poziom porównywalny z pracą w pełnym wymiarze czasu za minimalną stawkę.
Zmusiło to władze państwowe do reformy systemu opieki społecznej. Zmiany polegały na zaostrzeniu zasad kwalifikowalności, wprowadzeniu wymagań związanych z pracą (takich jak jej poszukiwanie) i zmniejszeniu transferów pieniężnych. W rezultacie do 2012 roku odsetek osób korzystających z opieki społecznej spadł z 12,2 proc. w 1994 r. do 6,3 procenta.
Stany Zjednoczone, w których przeprowadzono podobny zestaw reform, doświadczyły wyraźnego spadku dobrobytu. Warto zwrócić uwagę na różnice między ubóstwem przejściowym a długotrwałym lub stałym, powodowanym m.in. przez uzależnienia, a nie brak dochodów, problemy ze zdrowiem psychicznym, poważną niepełnosprawnością fizyczną, nieukończeniem szkoły średniej itp.
BDP raczej będzie zachęcać do większej liczby patologii i przyczyni się do zabetonowania ubóstwa niż do rzeczywistego rozwiązywania problemów wywołanych promowaniem określonych modeli biznesowych. Przybędzie jeszcze więcej biedoty. Będzie sprzyjać kastyzacji, bo omnipotentne państwo nie pozwoli zdecydowanej części społeczeństwa na bogacenie się, wyjście poza pewien próg, łupiąc je podatkami. Utrwali nie tylko obecne podziały, ale pogłębi monopolizację, przyczyni się do wzrostu sfer prekariatu i deprywacji, spychając na niższy szczebel drabiny społecznej nieco ambitniejsze osoby, pragnące wybić się ponad pewną przeciętność. Nawet w Namibii ludzie wskazywali, że woleliby mieć jednak jakąś pracę niż otrzymywać stałą, bezwarunkową pensję…
Agnieszka Stelmach