Najpierw diagnoza sytuacji i środki zaradcze pochodzące od najbardziej autorytatywnego źródła, bo od Założyciela Kościoła. Mówi On: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia, lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!” (Łk 17, 1 – 2).
Pójdźmy tropem słów Zbawiciela. Dlaczego pewne jest, jak czytamy w pierwszym zdaniu przytoczonego fragmentu, że zgorszenia przyjdą? A mamy do czynienia (przecież nie od projekcji tego czy innego filmu) z nimi od dawna. Warto w tym kontekście odwołać się do słów Sługi Bożego arcybiskupa Fultona Sheena, który ponad osiemdziesiąt lat temu przestrzegał:
Wesprzyj nas już teraz!
„O, nie kpijcie z Ewangelii i nie mówcie, że nie ma Szatana! Zło jest zbyt realne w naszym świecie, by tak mówić. […] Szatan zawsze kusi czystych – inni już do niego należą. Szatan trzyma więcej demonów w murach klasztorów niż w siedliskach zła, bo w tych ostatnich nie napotyka na przeszkody. Nie mówcie, że to absurd, że Szatan ukazał się naszemu Panu. Uwierzcie, że Szatan musi zawsze przyjść blisko tego, co boskie i silne – innych pozyskuje z daleka” („Wieczny Galilejczyk”, Poznań 2019, s. 41 – 42).
Rozpoznanie, że w przypadku pojawiających się gdzieniegdzie wśród osób duchownych przypadków seksualnych zboczeń, mamy do czynienia z działaniem złego ducha, jest warunkiem sine qua non wypełnienia wezwania, o które z mocą dopominał się, wołał o nie Chrystus – „Uważajcie na siebie!”. Tylko trafna diagnoza, może wieść do właściwego leczenia. Choroba jest z gruntu duchowa, więc i leczenie, a przede wszystkim zapobieganie podobnym przypadkom musi mieć charakter duchowy.
„Uważajcie na siebie!” – to wezwanie do uznania faktu, że każdy nas toczy walkę duchową, a jak przypominał abp. Sheen osoby duchowne w tej walce muszą szczególnie uważać. Te słowa Chrystusa są rzecz jasna bezpośrednio skierowane do pasterzy Kościoła, którym poruczono pieczę nad formacją przyszłych kapłanów. Ile w murach seminaryjnych jest różańca i postu, ile wdrażania się do cnoty czystości według odwiecznych i sprawdzonych reguł podawanych przez świętych mistrzów życia duchowego? Ile wreszcie wdrażania w życie nauk zawartych w encyklice św. Jana Pawła II „Fides et ratio” z 1998 roku o właściwej formacji duchowej i intelektualnej kandydatów do kapłaństwa? Dokument był wprost adresowany do wszystkich biskupów. Jaka była i jest jego implementacja w polskich seminariach, a przecież minęło dwadzieścia lat od jego ogłoszenia?
„Uważajcie na siebie!” – to również wezwanie, aby nie być naiwnym. Wielu dzisiaj myli pokorę z naiwnością. Tymczasem jesteśmy świadkami zmasowanego ataku na Kościół w Polsce. Najwyraźniej jakiś wajchowy dał sygnał przejścia na kolejny „level”. Jakie obrazy pojawiają się przed oczyma, gdy myślimy „polski katolicyzm”? Chyba dwa najczęściej: Cudowny Obraz Czarnej Madonny z Jasnej Góry i św. Jan Paweł II. W ostatnich tygodniach jesteśmy świadkami uderzenia w te „ikoniczne obrazy”. Profanacja wizerunku Królowej Polski i sugerowanie, że polski papież „krył” zboczeńców w sutannach – taka jest dzisiaj rewolucyjna mądrość etapu.
Trzeba być naiwnym, by wierzyć, że obecnym demaskatorom dewiacyjnych zachowań grupki duchownych chodzi o moralne odrodzenie Kościoła, o to, aby stał się pełen wigoru życia duchowego; by w ten sposób jeszcze skuteczniej niż do tej pory „przemieniał oblicze tej ziemi”. Podobnie jak naiwnością jest domniemywanie, że ci wszyscy, którzy wciąż oskarżają Piusa XII o „milczenie” w czasie drugiej wojny światowej w obliczu niemieckich zbrodni, tęsknią za czasami, gdy na głos Namiestnika Chrystusowego drżała cała Europa. Podobnie jak naiwnością byłoby branie za dobrą monetę twierdzenia „prezydenta Europy”, że autorka profanacji Jasnogórskiej Ikony występowała w charakterze epigona późnośredniowiecznego malarstwa ołtarzowego.
„Uważajcie na siebie!” – to także pilne wezwanie do nas, świeckich katolików, by organizować katolicką opinię publiczną w Polsce i formować się w zdrowej nauce. Nie oglądając się na biskupów. Nie znaczy to pójścia na jakąś neo-protestancką wojnę z Pasterzami Kościoła, ale raczej ich wsparcie; wsparcie tych, którzy wierzą na serio. Im wyraźniej poczują właśnie oni, że jest w Polsce liczna grupa ludzi o „przebudzonych sumieniach” (wedle wezwania ks. Skargi), tym chętniej przystąpią do czyszczenia szeregów duchowieństwa z rozmaitych dewiantów, którzy szargają dobre imię całego stanu.
Dzisiaj pojawiają się głosy, że „Kościół powinien przestać czuć się jak oblężona twierdza”.
Nie zgadzam się. Kościół zawsze będzie oblężony. Pytanie jest tylko o rozmiar bronionej twierdzy i morale załogi. Czy dowództwo dopełniło należytych starań, by pozbyć się z szeregów obrońców zdrajców, którzy na różne sposoby poddali się już nieprzyjacielowi?
„Biada temu, przez którego przychodzą [zgorszenia]” – czyli wezwanie do pozbycia się fałszywie pojętego miłosierdzia lub wypaczonej korporacyjnej solidarności. Zerwanie z dewiantami ma być, musi być radykalne i nieodwracalne. O tym mówią słowa Chrystusa o „kamieniu młyńskim uwiązanym u szyi” siewcy zgorszenia – czy to w znaczeniu zboczenia seksualnego, czy zboczenia doktrynalnego. Jedno z drugim jest zresztą ściśle związane. Chodzi o stanięcie po stronie ofiar dewiantów – najpierw tych bezpośrednio skrzywdzonych, ale przecież ran doświadcza całe Mistyczne Ciało Chrystusa. Miłosierdzie bez prawdy zawsze jest naigrywaniem się z najsłabszych.
Grzegorz Kucharczyk