Są miejsca wpisane w wielowiekowy pejzaż naszego kraju, z bogatą historią, czekające niespiesznie i pokornie na odkrycie. Bez nich – by zacytować pewnego znanego podróżnika – Wawel, Jasna Góra, pałace w Łańcucie, Wilanowie, Baranowie, zamki w Malborku,
Lublinie czy Niedzicy byłyby jak brylanty bez oprawy. Takim miejscem jest Biecz, często zwany „małym Krakowem”, położony na trasie między Jasłem a Gorlicami, nad rzeką Ropą. Stąd pochodził biskup Kromer. Tutaj bywali monarchowie, w miejscowej kolegiacie modliła się św. Jadwiga.
Stary, będący równolatkiem Krakowa, gród ma w sobie to „coś”, co przyciąga ludzi szukających piękna i równocześnie ceniących sobie spokój. Można tutaj nie tylko napawać się dawną świetnością miasta, ale i cudownym krajobrazem Pogórza Karpackiego.
Wesprzyj nas już teraz!
Miasto zbója Becza
Pierwsze wzmianki o mieście pochodzą z XI wieku, a pojawiają się w notatkach tynieckich benedyktynów i w kronice Thietmara z Merseburga. Choć podjęto wiele prób wyjaśnienia pochodzenia nazwy miasta i każda z nich wydaje się prawdopodobna, to jednak najbardziej rozpowszechnione jest podanie o „zbóju Beczu”. W wiekach średnich miał na tych terenach grasować potężny zbój zwany Beczem. Wcześniej był rycerzem, brał udział w wyprawach krzyżowych. Niestety, zszedł na złą drogę – zaczął rabować kupców na okolicznych gościńcach. W końcu pojmany i skazany na śmierć, wyznał swoje winy, obiecał odkopać z kryjówek łupy, sprzedać je i ufundować miasto. Ułaskawiony, dotrzymał słowa, a miasto na jego pamiątkę nazwano Bieczem. Tyle mówi legenda…
Królewskie rezydencje
Faktycznie pierwszy gród powstał na przełomie X i XI wieku, choć najwcześniejsze ślady osadnictwa na tych terenach sięgają młodszej epoki kamiennej. Z czasem stanęły tu trzy zamki, wszystkie stanowiły terenowe rezydencje królewskie. Pierwszy z nich zlokalizowany był tuż za miastem na wysokim wzgórzu, przy drodze prowadzącej do Gorlic, jednak w 1475 r. zamek zburzono i do naszych czasów przetrwały jedynie jego fundamenty. Drugi z zamków stanął na najdalej wysuniętym cyplu wzgórza, gdzie obecnie znajduje się miasto, zaś trzeci – po jego przeciwległej stronie. Był on początkowo siedzibą starostów bieckich i władz sądowych. Po przeniesieniu ich do miasta zamek przebudowano i oddano na potrzeby klasztoru reformatów, którzy są tutaj po dziś dzień. W roku 1257 Biecz otrzymał prawa miejskie od Bolesława Wstydliwego, który w tymże roku lokował także Kraków.
Prawo to potwierdził później Kazimierz Wielki, a za nim św. Jadwiga Królowa i następni władcy. Wedle zapisków, w najtrudniejszym okresie walk o zjednoczenie Polski na bieckim zamku przebywał Władysław Łokietek wraz z całym dworem. Od tego czasu Biecz stał się miastem królewskim, a niekiedy zwany był nawet stolicą Polski. Odtąd dzięki licznym przywilejom następuje błyskawiczny rozwój miasta, zarówno materialny, jak i kulturalny. Pracują tu urbaniści, architekci, malarze. W górę pnie się kolegiata, zabudowuje się Rynek, powstają mury obronne.
Rozkwit brutalnie przerwany
W drugiej połowie XIV w. miasto stanowiło potężną twierdzę nadgraniczną, pełniącą funkcję ośrodka administracyjnego i sądowniczego. Utworzono wówczas rozległy powiat biecki i zlokalizowano sądy grodzkie i ziemskie. Biecz wraz z przedmieściami liczył 3 tysiące mieszkańców i zaliczał się do największych miast Polski. Położenie Biecza na szlakach handlowych miało korzystny wpływ na rozkwit miasta. Z czasem zasłynęło ono z produkcji doskonałej jakości sukna i płótna. Najbardziej ożywione stosunki handlowe łączyły Biecz z Węgrami. W dużej mierze to zasługa króla Ludwika Węgierskiego, który wydał zgodę na budowę wagi, postrzygalni i kramów solnych, będących źródłem poważnych dochodów. Władca zwolnił także mieszkańców z opłat handlowych i zezwolił na urządzanie raz w roku jarmarków. Dziś w każdy poniedziałek w godzinach rannych odbywa się tu targ ze swoim specyficznym kolorytem.
Okres pomyślności trwał do potopu szwedzkiego w XVII stuleciu. Czego nie rozgrabili Szwedzi, zdewastowały pożary. W 1721 r. miasto dotknęła tragiczna w skutkach zaraza, którą przeżyło zaledwie 30 mieszkańców (sic!), czyli 1 procent dawnej populacji. Austriacki pierwszy rozbiór położył kres świetności miasta. Zlikwidowano wówczas powiat biecki i sądownictwo grodzkie. Niewielkie ożywienie gospodarcze nastąpiło pod koniec wieku XIX w związku z rozwojem kopalnictwa naftowego. Również początek XX stulecia okazał się łaskawy dla miasta. I wojna światowa nie wyrządziła większych szkód, zaś w dwudziestoleciu międzywojennym Biecz ponownie zaczął się rozwijać. Wszystko to brutalnie przerwała druga wojna światowa, w wyniku której miasto i region poniosły duże straty materialne, zginęło wielu bieczan, duże straty poniosła kultura.
Mistrz świętej sprawiedliwości
Dzisiejszy Biecz swój wyjątkowy urok zawdzięcza zachowanemu średniowiecznemu układowi przestrzennemu. Wszystko tu zostało zaplanowane z ogromną precyzją. Na stosunkowo niewielkiej przestrzeni znajdziemy m.in. zabytkowy klasztor i kościół, ratusz, renesansowe kamieniczki, fragmenty murów obronnych.
Warto podkreślić, że tutejszy rynek jest największym w Polsce w stosunku do reszty miasta i zajmuje około 1/8 powierzchni Biecza. Góruje nad nim 58-metrowa renesansowa wieża ratuszowa pokryta dekoracyjnym sgraffitem, przy której klasycystyczny ratusz wygląda bardzo skromnie. W podziemiach wieży mieści się średniowieczne więzienie, tzw. turma, gdzie przetrzymywano więźniów do czasu egzekucji. To miejsce i dziś budzi wiele emocji. A to za sprawą powstałej w XIX wieku legendy, iż mieściła się tutaj słynna „szkoła katów”. Dziś pyta o nią prawie każdy turysta, odwiedzający Biecz… Jest niemal pewne, że takiej szkoły nie było. Faktem jest natomiast, iż kiedyś dla kupców handlujących na tych terenach największą zmorą byli beskidnicy – rozbójnicy żyjący w okolicznych lasach. Z tytułu funkcji obronnej, miasto zobowiązane było tępić wszelkie przejawy bezprawia. Wojska starosty nie nadążały jednak z wyłapywaniem ich i stawianiem przed sądem. Król nadał więc Bieczowi prawo miecza, które zezwalało na wykonywanie kary śmierci. Kat – mistrz świętej sprawiedliwości, wykonywał wyroki, ścinając głowy skazańcom toporem lub mieczem (w zależności od stanu pochodzenia), wbijał na pal czy – ku przestrodze – wieszał skazańców na bramie miasta. Kat biecki „wypożyczany” był często do innych miast. Mistrz świętej sprawiedliwości wedle ówczesnego statusu był rzemieślnikiem. Funkcja kata została zlikwidowana w Bieczu w 1783 roku.
U Kromerów…
Z podziemi ratusza, wracamy na Rynek. Jedną z bardziej interesujących tu kamienic o gotyckim rodowodzie jest „Dom Zbója Becza”. To typowy mieszczański dom z zabytkową sienią, zajezdnią oraz licznymi renesansowymi portalami. Kiedyś mieścił się tu browar, a od 1666 roku apteka. Idąc dalej w kierunku kolegiaty, nie sposób przeoczyć kamienicy Barianów Rokickich – zwanej „Domem z basztą”. To bodaj najbardziej charakterystyczny budynek w mieście, wsparty ciężkimi przyporami, zwieńczony finezyjną renesansową attyką i fryzem sgraffitowym. Przylega do niego gotycka baszta katowska, jedna z trzech zachowanych w ciągu murów miejskich. W domu tym Marcin Barian Rokicki założył w 1575 r. pierwszą na Podkarpaciu aptekę. Dziś mieści się tu jeden z oddziałów Muzeum Ziemi Bieckiej. Prezentowana wystawa przenosi nas w świat dawnego aptekarstwa…
Muzeum zlokalizowane jest także w leżącej nieopodal renesansowej kamienicy zwanej Kromerówką. Stoi przed nią pomnik biskupa i księcia Warmii Marcina Kromera – najsławniejszego bieczanina. Sławę osiągnął on nie tylko jako książę Kościoła, zaangażowany w działalność kontrreformacyjną, ale również jako historyk, geograf, dyplomata i pisarz.
Budynek ten tak naprawdę nigdy nie należał do Kromera. Został wzniesiony w 1519 r. czyli dopiero 7 lat po narodzinach późniejszego biskupa. Należał do zamożnej rodziny Chodorów. Wewnątrz zachował się oryginalny rozkład pomieszczeń i wystrój architektoniczny: kolebkowe sklepienia, dekoracyjne portale i kolumny międzyokienne. Zbiory muzeum obejmują zabytki kultury materialnej, ludowej, sztuki i numizmatyki. Spod Kromerówki tylko krok do zabudowań kolegiaty, obok której wyróżnia się późnogotycka dzwonnica z XV w, pełniąca funkcje baszty obronnej.
Piękna kolegiata
Stoimy przed potężną, zbudowaną z czerwonej cegły kolegiatą pod wezwaniem Bożego Ciała. To wizytówka miasta i zarazem jej najcenniejszy skarb należący do najpiękniejszych zabytków architektury sakralnej w Polsce. Ten późnogotycki, trójnawowy kościół z charakterystycznymi przyporami podtrzymującymi żebrowo-krzyżowe i sieciowe sklepienia kryje w sobie całą gamę cennych zabytków obrazujących kolejne epoki: gotyk, renesans i barok. W prezbiterium, w najstarszej części świątyni, powstałej jeszcze przed rokiem 1480 uwagę przykuwa późnorenesansowy monumentalny, trójkondygnacyjny ołtarz główny z obrazem Zdjęcie z krzyża, przypisywanym szkole Michała Anioła. Prezbiterium zdobi polichromia, zaprojektowana i wykonana przez Włodzimierza Tetmajera, przedstawiająca poczet królów polskich. Stojąc w nawie głównej, warto spojrzeć do góry na gotycką belkę tęczową z ogromnym Chrystusem rozpiętym na krzyżu z rozbudowaną grupą pasji. Obchodząc wnętrze dookoła, mijamy kolejne renesansowe i barokowe kaplice boczne ufundowane przez zamożne rody i cechy rzemieślnicze. W świątyni znajduje się Oratorium Królowej Jadwigi, gdzie, według tradycji, święta monarchini żarliwie modliła się podczas licznych pobytów w Bieczu.
Opuszczamy kolegiatę, by udać się do kolejnego kościoła. Warto nadmienić, iż w czasach świetności było ich w mieście siedem. W pierwszej połowie XVII w. na wzgórzu w miejsce zamku starościńskiego wybudowano klasztor oo. reformatów. Centrum zespołu klasztornego stanowi barokowy kościół pw. św. Anny. Warto tu zwrócić uwagę na obraz w głównym ołtarzu przedstawiający św. Annę oraz figurę Matki Boskiej Bieckiej w stroju szlachcianki, która znajduje się w ołtarzu. Reformaci przechowują w swoim klasztorze ponad 2 tysiące cennych ksiąg, w tym szczególnie wartościowe tomy z XV i XVI wieku. W podziemiach kościoła pochowany jest poeta doby baroku Wacław Potocki, były arianin, nawrócony na katolicyzm.
Tradycja żyje
Miasto ze względu na swoją bogatą historię często nazywane jest „perłą Podkarpacia” lub „małym Krakowem”. Zwłaszcza to drugie określenie przyczyniło się do tego, iż władze miasta przywróciły w 2005 roku dawną tradycję grania hejnału. W dawnym Bieczu z wieży ratuszowej trębacz wygrywał „zorzę”, „południe”, „jutrznię”, obwieszczając w ten sposób porę dnia. Obecnie codziennie w samo południe znów rozbrzmiewa hejnał.
W ubiegłym roku mieszkańcy byli świadkami jeszcze jednego podniosłego wydarzenia. W 750. rocznicę lokacji sprowadzono relikwie świętej Jadwigi Królowej, fundatorki tutejszego szpitala św. Ducha oraz nadano jej Honorowy Patronat Miasta i Gminy Biecz. Odtąd „perła Podkarpacia” ma szczególną Opiekunkę.
Jak widać, szacunek względem tradycji i chwalebnej przeszłości wciąż obowiązuje w tym pięknym zakątku Polski.
Dorota Matacz-Bajor
Tekst ukazał w nr. 5 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.