Kryzys ekonomiczny coraz bardziej odbija się na sytuacji finansowej zwykłych ludzi. Poziom życia coraz bardziej się pogarsza, poszerza się zjawisko biedy. Mówiąc o biedzie myślimy zwykle o ludziach, którym często brakuje pieniędzy na podstawowe potrzeby. Co jednak jest podstawową potrzebą, nie jest już tak oczywiste, a bieda biedzie, jak się okazuje, nie jest równa. Widać to najlepiej na przykładzie Stanów Zjednoczonych, gdzie ludzie biedni żyją na całkiem niezłym poziomie…
Według raportu przygotowanego przez amerykańskie Biuro Spisu Powszechnego w biedzie żyje 47 mln. obywateli USA. To najgorszy wynik od 1965 roku. Ustalony przez Office of Management and Budget próg, poniżej którego możemy mówić o biedzie wynosi dla małżeństwa z dwójką dzieci 22 300 dol. rocznie. Mimo to nie da się oczywiście porównać biedoty z lat 50-tych czy 60-tych do ludzi uznawanych za biednych w dzisiejszych czasach.
Wesprzyj nas już teraz!
Według Roberta Rectora z Heritage Foundation poziom życia takich osób jest zdecydowanie wyższy, gdyż mają oni wiele udogodnień, które jeszcze pół wieku temu były dostępne tylko dla zamożnych. Dla przykładu ludzie kwalifikujący się do tej kategorii zwykle posiadają dwa kolorowe telewizory z podłączeniem do kablówki czy anteny satelitarnej, klimatyzację, DVD, kuchenkę mikrofalową, a blisko 40% ma także komputer. 92% z nich nie doświadcza nawet głodu. Porównując jakość jedzenia pod względem odżywczości, zarówno dzieci biedne jak i dzieci z klasy średniej odżywiają się podobnie. Sytuacja biedoty poprawiła się także w wyniku wprowadzenia systemu Medicare i Medicade w zakresie opieki medycznej, dostępne są także tanie mieszkania komunalne, dofinansowanie szkolnych obiadów, dopłaty do rachunków elektrycznych czy stypendia.
Rector zauważa jednak, że liczba ubogich podana w raporcie Office of Management and Budget została zawyżona. Twierdzi także, podobnie jak wielu innych ekonomistów, że ubóstwo powinno być liczone w stosunku do zamożności społeczeństwa (czyli przepływu pieniądza w gospodarce w przeliczeniu na jednostkę) nie według wskaźnika dochodów gospodarstw domowych czy jednostek. Dodaje także, że w społeczeństwie informacyjnym, a takim są przecież Stany Zjednoczone, inna jest specyfika ubóstwa. Internet, do którego dostęp ma 70% ludzi biednych, daje możliwości aktywnego poszukiwania pracy. Takich możliwości nie mają mieszkańcy wielu innych rejonów świata.
Pozostaje pytanie czy bieda w wydaniu amerykańskim nie jest rażącym przykładem marnotrawstwa publicznych pieniędzy? Wszak ludzie, których stać na posiadanie dwóch telewizorów, satelity czy nawet komputera koniecznie muszą to wszystko mieć dzięki „dobroczynności” rządu, która wszak polega na nakładaniu coraz większych obciążeń fiskalnych na pozostałych obywateli? Czy nie lepiej aby rząd zamiast zabierać, pozostawił ludziom więcej w kieszeniach i nie ograniczał w ten sposób przedsiębiorczości? Czy nie lepiej aby umożliwił w ten sposób powstawanie nowych miejsc pracy, aby ci biedni mogli korzystać z tych wszystkich dobrodziejstw na własny rachunek?
Iwona Sztąberek
Źródło: www.informacjeusa.com