10 grudnia 2013

W płytkiej dolince, przeciętej strumieniem Sitniczanki, stoi tuż przy drodze z Biecza do Zakliczyna malowniczy kościółek, wieżą wyciągnięty aż po koronę rozrosłych drzew. Z wyjątkiem żelaznego krzyża na szczycie cały jest z drewna. Stare drewno pachnie modrzewiem i jodłą polskich borów z czasów, kiedy uganiano się jeszcze za turem.

 

Wszedłem do środka. Nisko podwieszony strop mrocznego pomieszczenia pod wieżą, skąpo ozdobiony kwietnymi deseniami, nie zapowiada rewelacji w nawie. A tam jest jeden z najpiękniejszych plafonów w wiejskich kościołach Małopolski! Jakby ktoś rozciągał słuckie pasy na grubych, solidnych, gładko heblowanych dechach, z których zbito sufit aż po kraniec prezbiterium. Każda deska jest inaczej malowana: jakieś niby to owoce, jakieś szyszki, gałązki, listki, coś jakby powoje – wszystko to w dopełniających się barwach, wcale nie tak krzykliwych, w jakich gustowało zazwyczaj chłopstwo. Tu umiejętnie połączono zieleń i błękit, czerwień i brąz, biel i czerń. A malowano sufit w pierwszych dekadach XVI stulecia, krótko po wystawieniu nowego kościółka na miejscu starszego, który spłonął od pioruna w 1490 roku.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Prezbiterium od nawy rozdziela podwieszony wysoko łuk tęczowy w formie prostej belki, wypełniony sceną Ukrzyżowania ze stojącymi pod krzyżem postaciami Maryi i Jana – wybitne dzieło polskiego snycerstwa. Na belce widnieje wytłoczony majuskułą napis łaciński. Język ten w kościele jest wszechobecny, zarówno w obszernych tekstach, jak i w podpisach pod  scenami, czy też na wstążkach wychodzących z ust mających wypowiadać się postaci świętych.

 

Czy chłopstwo potrafiło czytać po łacinie? Wątpliwe, szlachta tak, ale nie chłopi. Ci z kolei – zdumiewające – musieli znać niemiecki, skoro w tym języku aż do XVII wieku księża odprawiali dla nich Msze i wygłaszali kazania. Skąd zatem w maleńkiej wiosce, i to w Małopolsce, a nie na Śląsku,  powszechna znajomość niemieckiego?

 

To, co wprost oszołamia wchodzącego do środka, to niewyobrażalna barwność wnętrza. Wszystko jest tu w obrazach! Polichromie są dosłownie wszędzie, na ścianach, na balkonie chóru, na ambonie, na sprzętach kościelnych, w zakrystii… Najpełniej rozbudowany jest cykl pasyjny i on nadaje barwną tonację wnętrzu.

Męka Chrystusa została drobiazgowo rozpisana na dwadzieścia jeden epizodów. Ażeby te obrazy jakoś rozdzielić od siebie, by nie zlewały się w jedną masę malarską, umieszczono je w ramach, też malowanych, a są nimi wyobrażenia różnokształtnych kolumn owiniętych splotami wici przetykanych kwiatami lub zdobionymi w geometryczne desenie. Na bazie jednej z kolumn widnieje data – rok 1650 – oznaczająca zakończenie robót wokół rozbudowy kościoła. Dziesięć lat później przystąpiono do jego malowania, na co trzeba było kolejnych dziewięciu lat wytężonej pracy. I powstał wzruszający cykl pasyjny. Otwiera go Ostatnia Wieczerza, a kończy Ukazanie się Jezusa Matce po swym zmartwychwstaniu. Każda scena nosi tekst łaciński. Narracja jest sugestywna, ma przemówić do serca człowieka, ma nim wstrząsnąć, zaprosić do zastanowienia się nad własnym życiem w kontekście krzyżowej ofiary Jezusa.

 

Kto malował te sceny? Nikt się nie podpisał, żaden artysta nie pozostawił nawet swych inicjałów, a i w archiwach nie ma śladu z zawarcia kontraktu na wykonanie dzieł malarskich. Ktokolwiek je wykonał, musiał być to człowiek biegły w technikach malarskich, a  posługiwanie się pędzlem przychodziło mu z pełnym znawstwem rzemiosła. Znał się na perspektywie, widział wnętrza zamożnych domów, bo przeniósł je do Piłatowego pałacu, był wrażliwy na uroki drzew, pod którymi umieścił modlącego się Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. I znał środowisko chłopskie.

 

Czyż nie ludzie miejscowi są oprawcami Chrystusa, wszyscy ci rzeźnicy, stolarze, kowale, oracze…? Niejeden chłop mógł się tu rozpoznać, twarzom bowiem nie brak cech indywidualnych, stroje są wieśniacze, typowe dla epoki. Miejscowe dziewczyny udzieliły rysów swych twarzy podobiznom aniołów, z czego można sądzić, że były całkiem urodziwe. Aniołowie w liczbie sześciu stoją w szeregu na balustradzie chóru muzycznego nad wejściem do nawy. Prezentują narzędzia i przedmioty Męki: kolumnę biczowania, krzyż, chustę Weroniki, tunikę, o którą żołnierze rzucali kości, drabinę…

 

Jest też seria malowideł dydaktycznych. Jedne odnoszą się do sakramentów świętych, takich jak spowiedź czy rozdzielanie Komunii świętej. W innych scenach nawołuje artysta do opamiętania się, bo śmierć potrafi zaskoczyć człowieka, jak tego bogacza, który nie zdążył zdeponować u bankiera swoich wypchanych złotem sakiewek. Śmierć zaszła go od tyłu i strzałą ugodziła w samo serce. Szatan niby lew ryczący krąży, aby porywać ludzi i zwieść ich mirażami tego świata i jego przyjemnościami. Chyba to chciał powiedzieć artysta, gdy kusicielowi przydał postać pełnej powabu kobiety, strojnej wyzywająco, uskrzydlonej niczym ważka. 

Swoistym traktatem dobrego umierania jest wielowątkowa scena ukazująca leżącego na łożu śmierci człowieka, któremu w agonii towarzyszą jego bliscy, kapłan i anioł stróż. Inny anioł, okuty w żelazo jak rycerze pod Pawią, odpędza mieczem darmo czyhającego na duszę szatana. A w niebiańskich przestworzach za umierającym wstawiają się przed obliczem Boga święci, tudzież sama Maryja. Czym ten człowiek zasłużył sobie na łaskę zbawienia? Czoło ma przepasane opaską, na której widnieje napis: tumor Dei – bojaźń boża – a za poduszkę ma bona opera – dobre uczynki.

 

Skoro jest pochwała dobrej śmierci, musi być w kościele i scena Sądu Ostatecznego.  I jest – wymowna, barwna, dynamiczna, rozpisana na wiele epizodów, bo sąd to proces, a nie jednostkowe wydarzenie u kresu czasów. 

 

Stylistycznie i artystycznie malarstwo w Binarowej nie jest równe. Gołym okiem widać, że było wykonane w różnym czasie i przez różnych mistrzów. Podobnie jest z rzeźbami w drewnie.

Wzniosły jest główny ołtarz, skonstruowany w konwencji renesansowych ołtarzy z pobliskiego Biecza. Oczywiście, stanowi ich miniaturę, bo przecież w niewielkim pomieszczeniu binarowskiej świątyni nie można było pomieścić wykwintnych konstrukcji sięgających aż plafonu gotyckiej kolegiaty. Ale rzecz nie w rozmiarach, lecz w pięknie. Właśnie w pięknie, bo osadzona w środkowej niszy Matka Boska z Dzieciątkiem jest prześliczna, jedna z piękniejszych na polskiej ziemi. Twarz ma kształtną, słodką, promienną, emanującą dobrocią. Wygląda na środkowy gotyk, polski gotyk. Po bokach wartę pełnią Piotr i Paweł, pierwszy z kluczami jak przystało na stróża niebiańskich bram, drugi z mieczem, od którego zginął. A u samego dołu podobizny naszych biblijnych prarodziców, Adama i Ewy, jakże  nam bliscy z wyrazu twarzy. Patron kościoła, Michał Archanioł, osadzony na szczycie ołtarza prawie pod samym sufitem prezbiterium, znęca się nad szatanem, depcząc stopami jego cielsko i kłując je mieczem. No i złoto! Ołtarz cały jest wyzłocony, lśni metalicznym blaskiem od światła, które wdziera się do środka przez dwa duże okna, szkoda że przeszklone na biało, a nie barwnymi witrażami.

 

Trudno, aby wszystko było idealne. Jedna z Madonn się im nie udała, ta z kaplicy Aniołów Stróżów. Czy nie mogli we wsi znaleźć bardziej urodziwej modelki? Ta, którą wypatrzyli snycerze, nadała Maryi pociągłe, pełne oblicze, nieco karykaturalne, zresztą podobne przydano siedzącemu na Jej ramieniu Dzieciątku. Przynajmniej Ono się uśmiecha! Więcej powabu mają cztery towarzyszące Jej święte dziewice: Katarzyna Aleksandryjska, Barbara, Małgorzata i Dorota.

 

W jakim historycznym kontekście powstawały te arcydzieła? Głównie chodzi o malarstwo ścienne, nie ołtarzowe,  bo przecież jego obecność o tak różnorodnej i rozbudowanej tematyce musiała mieć głębsze aniżeli estetyczne uzasadnienie. Rodzi się zatem pytanie, czy program malarski z Binarowej nie był przypadkiem próbą naprawienia szkód i spustoszeń dokonanych w duszach i w umysłach miejscowego ludu nowinkami Braci Polskich, którzy ze swoimi herezjami przenikali nawet na głęboką prowincję? Ruch ten, odrzucający dogmaty Kościoła, kwestionujący naukę o wstawiennictwie świętych, podważający rolę Maryi w dziele zbawienia, otrzymywał wsparcie ze strony wojujących kalwinów z możnych rodów, jak choćby Reyów, którzy posiadali rozległe majątki w Małopolsce i próbowali swą wiarę narzucić poddanym według przyjmowanej w XVII wieku zasady: cuius regio eius religio.

 

Protoplasta rodu, pierwszy polski pisarz, Mikołaj Rey z Nagłowic, już po 1541 roku porzucił katolicyzm na rzecz luteranizmu, by niedługo potem przylgnąć do kalwinizmu, przekazując nową wiarę swym potomkom. To jeden z nich, zmarły w 1664 roku Andrzej Rey, pozostawał w ostrym konflikcie z binarowskim proboszczem, co może nieco dziwić, bo wieś nigdy do Reyów nie należała.

 

Lata 1660-1669, kiedy malowano kościół w Binarowej, były już sposobniejsze do podjęcia programu edukacji religijnej ludu chociażby na skutek wygaśnięcia wojen, które jeszcze przed dekadą zagrażały istnieniu Rzeczypospolitej. Więcej, nie było już Braci Polskich w kraju. Zostali wypędzeni z Polski decyzją sejmu w 1658 roku po tym, jak otwarcie sprzyjali Karolowi Gustawowi podczas szwedzkiego „potopu”. To oni walnie przyczynili się do zawarcia w 1656 roku w Radnot w Siedmiogrodzie pierwszego traktatu rozbiorowego Polski. Jego sygnatariuszami byli najwięksi ówcześni gracze polityczni w tej części Europy, wtedy od dwóch lat grasujący bezkarnie po kraju król szwedzki Karol Gustaw, książę brandenburski Fryderyk Wilhelm, książę siedmiogrodzki Jerzy Rakoczy, zdrajca Bogusław Radziwiłł i buntownik Bohdan Chmielnicki. Wypędzenie polskich arian w 1658 roku nie było pogwałceniem zasad tolerancji religijnej wypracowanej w ramach Konfederacji Warszawskiej w 1573 roku,  było karą za ich zdradę.

 

Tak zatem binarowscy proboszczowie, Bartłomiej Zagrodzki i Ignacy Markiewicz, uwolnieni od zewnętrznego zagrożenia herezjami, mogli przystąpić do pracy duszpasterskiej, odwołując się do sztuki malarskiej, by prostemu ludowi poprzez obraz przybliżyć nieskażoną błędami, czystą naukę Kościoła. Podjęli program malowanych rekolekcji.

 

Jan Gać

{galeria}

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij

Udostępnij przez

Cel na 2025 rok

Po osiągnięciu celu na 2024 rok nie zwalniamy tempa! Zainwestuj w rozwój PCh24.pl w roku 2025!

mamy: 38 530 zł cel: 500 000 zł
8%
wybierz kwotę:
Wspieram