2 listopada 2016

Biskup Grzegorz Chomyszyn – niewygodny błogosławiony

Jako jedyny liczący się pasterz w hierarchii Kościoła greckokatolickiego zwracał uwagę na zjawisko agresywnego ukraińskiego nacjonalizmu. Sprzeciwiał się mu mocno i konsekwentnie. Przestrzegał swoich wiernych przed zejściem na tę drogę – niechrześcijańską, pogańską. Przewidywał, że w powietrzu wisi zapowiedź jakiejś strasznej tragedii, która może nastąpić jeżeli nikt nie powstrzyma tego, co dzieje się w środowisku ukraińskim w Galicji – mówi dr hab. Włodzimierz Osadczy z  Instytutu Historii Kościoła i Patrologii KUL, Dyrektor Centrum Ucrainicum KUL.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Błogosławiony ksiądz biskup Grzegorz Chomyszyn nie jest postacią dobrze znaną w naszym kraju. Czy zechciałby Pan przybliżyć jego osobę?

 

Został wyniesiony na ołtarze w 2001 roku, podczas wizyty apostolskiej świętego Jana Pawła II do Lwowa. Biskup Chomyszyn wraz z innymi męczennikami Kościoła grecko-katolickiego zajął miejsce wśród błogosławionych.

 

Za życia spełniał swój pasterski obowiązek przede wszystkim pośród górali, Hucułów. Był ordynariuszem diecezji stanisławowskiej – trzeciej diecezji grecko-katolickiej na terenach Galicji, po Lwowie i Przemyślu. Owszem, nie jest postacią zbyt dobrze znaną w Polsce, ale, paradoksalnie, również na Ukrainie. Powstała niedawno dość skromna objętościowo broszura na jego temat, ale ten błogosławiony nie zajmuje należnego miejsca w świadomości wiernych grekokatolików na Ukrainie.

 

Tym bardziej więc jest to postać zapomniana również w Polsce. To zapomnienie nastąpiło jednak dopiero od pewnego czasu. Za swojego życia błogosławiony biskup Grzegorz był osobą znaną, bardzo cenioną, chętnie przyjmowaną przez biskupów rzymskokatolickich. Był wielkim przyjacielem Kościoła Rzymskokatolickiego i Polaków, nie traktowano go jako kogoś obcego. Znana jest jego przyjaźń ze św. Józefem Bilczewskim, metropolitą lwowskim. Pamiętajmy przy tym, że w okresie międzywojennym wrogość pomiędzy Polakami a Ukraińcami sięgała chwilami wyżyn.

 

Czym zasłużył sobie na tak powszechny szacunek pośród naszych rodaków?

 

Jego dorobek jest okazały, wręcz imponujący. Biskup Chomyszyn był w swoich posunięciach jednoznaczny, stanowczy, niekiedy radykalny.

 

W latach 20. minionego wieku ukazał się album ukazujący hierarchię Kościoła katolickiego trzech obrządków w Polsce. Przy sylwetce błogosławionego Grzegorza znalazło się krótkie podsumowanie jego działalności pasterskiej: „Prawdziwy, bo świadomy swego celu biskup”. To był pasterz, który wiedział, czego chce i w którym kierunku prowadzić swoją trzodę.

 

Swoją posługę duszpasterską rozpoczął w roku 1904. Przedtem był rektorem seminarium grecko-katolickiego we Lwowie i zdobył gruntowne wykształcenie teologiczne w Wiedniu. Po studiach przyjechał do Lwowa i Stanisławowa.

 

W XX wieku Rusini w Galicji unaradawiali się. Z jednej strony postępował dość silny nurt narodowy, który nawiązywał do tradycji demokratycznej, a przy tym laickiej. Z drugiej strony wyraźny był jeszcze nurt rusofilski. Część Rusinów, przede wszystkim inteligencji wywodzącej się z kleru greckokatolickiego, widziała swoje korzenie we wspólnej tradycji z Rosją i uważała się za część świata rosyjskiego. W rozpolitykowanym społeczeństwie kwestie religijne i moralne miały znaczenie marginalne. Rusofile posądzani byli o ciągotki do prawosławia, natomiast narodowcy, którzy nazywali się już Ukraińcami, sympatyzowali – jak już wspomniałem – z nurtem demokratyczno-liberalnym.

 

Biskup Chomyszyn objąwszy katedrę stanisławowską po Andrzeju Szeptyckim, zaczął czynić konsekwentne kroki w kierunku uświadamiania ludności grecko-katolickiej. Zachęcał wiernych do stosowania praktyk, których niejednokrotnie dotychczas się wstydzili, nazywając je „łacińskimi naleciałościami”. Chodziło o kult – w tym adorację – Najświętszego Sakramentu, o nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego czy maryjne. Biskup nazywany był zresztą z tego powodu „latynizatorem”. Nie szedł za realizowaną powszechnie w Kościele greckokatolickim pod hasłem „powrotu do korzeni” ideą jak największego upodobnienia się do prawosławia, co miało między innymi podłoże polityczne. Błogosławiony nie chciał czynić prawd i zasad wiary, a także pobożnych praktyk, elementem  gry związanej z działalnością narodotwórczą. Stanowiły one dla niego wartość najważniejszą, choć był on też gorącym patriotą ukraińskim. Uważał, że nacja może dostąpić pełni własnego życia narodowego, w tym politycznego, tylko w przypadku jeśli pozna prawdę, a tę przekazuje Kościół Katolicki. Pamiętajmy, że były to czasy odległe od ekumenii i pewnej relatywizacji, jaka w dużej mierze nastąpiła w Kościele Rzymskokatolickim później.

 

Podczas I wojny światowej tereny Galicji wschodniej zajęły wojska rosyjskie. Arcybiskup Szeptycki został internowany w Rosji. Biskup Chomyszyn po śmierci ordynariusza przemyskiego, biskupa Czechowicza był przez dłuższy czas jedynym hierarchą greckokatolickim w Galicji. Dla utwierdzenia swoich wiernych w świadomości katolickiej zdziałał on bardzo wiele. Poczynił fundamentalne kroki w dziele zbliżenia z Kościołem łacińskim. Między innymi wprowadził w swojej diecezji kalendarz gregoriański i celibat księży. W okresie międzywojennym konsekwentnie kontynuował tę linię.

 

W 1917 roku powrócił z zsyłki arcybiskup Szeptycki. Powrócił w dość niespodziewany sposób. O ile wcześniej ubierał się  w sposób nie różniący się niczym od swych współbraci obrządku łacińskiego czy ormiańskokatolickiego, to z wygnania powrócił z długą brodą i w prawosławnych szatach. Zmiana ta zapowiadała nowy okres w życiu Kościoła greckokatolickiego – zdecydowany zwrot w kierunku orientalizacji i zbliżenia z prawosławiem. Arcybiskup Szeptycki miał zamiar poprzez ujednolicenie obrządku doprowadzić do nawrócenia Rosji na wiarę katolicką. Z dzisiejszej perspektywy łatwo możemy ocenić, że był to pomysł zupełnie oderwany od rzeczywistości, a przy tym bardzo szkodliwy dla wiernych greckokatolickich zamieszkujących Galicję czy, później – Małopolskę Wschodnią.

 

W tym czasie rozpoczął się okres dużego napięcia światopoglądowego pomiędzy biskupem Chomyszynem a arcybiskupem Szeptyckim. Dotyczyło ono kondycji Kościoła greckokatolickiego oraz wizji jego przyszłości.

 

Jak ksiądz biskup Chomyszyn odnosił się do wzrastającego agresywnego nacjonalizmu ukraińskiego, który zaowocował między innymi okrutnym ludobójstwem na Wołyniu?

 

Jako jedyny liczący się pasterz w hierarchii Kościoła greckokatolickiego zwracał na to zjawisko należytą uwagę. Sprzeciwiał się mu mocno i konsekwentnie. Przestrzegał swoich wiernych przed zejściem na tę drogę – niechrześcijańską, pogańską. Przewidywał, że w powietrzu wisi zapowiedź jakiejś strasznej tragedii, która może nastąpić jeżeli nikt nie powstrzyma tego, co dzieje się w środowisku ukraińskim w Galicji.

 

Ów nacjonalizm nazywał „najgorszą herezją jaka dotknęła nasz naród”, kłamstwem, które zaburza porządek etyczny, obala Pana Boga z należnego Mu pierwszego miejsca na rzecz stworzenia. Dopatrywał się w nacjonalizmie znamion satanizmu.

 

Niestety, był to głos wołającego na pustyni. Przede wszystkim nie spotkał się z poparciem arcybiskupa Szeptyckiego. Jak wiemy, postać metropolity lwowskiego budzi wiele kontrowersji odnoszących się do  postawy dotyczącej właśnie rodzącego się nacjonalizmu, a później jego apogeum podczas II wojny światowej i później.

 

Jak ksiądz biskup zareagował na wiadomości o rzezi wołyńskiej?

 

Te tragiczne wydarzenia miały miejsce pod koniec jego życia zaś reakcja na nie nie została jeszcze do końca zbadana w świetle dokumentów. Błogosławiony Grzegorz był natomiast inicjatorem wystosowania przez biskupów greckokatolickich listu pasterskiego potępiającego zbrodnicze sposoby działania nacjonalistów. Wiemy też, że sprzeciwił się rozporządzeniu niemieckich władz okupacyjnych, które wezwały kapłanów greckokatolickich do włączenia się w dzieło tworzenia dywizji SS-Galizien. Zabronił swoim księżom chcącym w niej pełnić funkcje kapelanów porzucania miejsc pracy we własnych parafiach. 

 

Działalność biskupa Chomyszyna możemy odtworzyć właśnie w świetle jego listów pasterskich i prac, które ukazywały się drukiem przez cały okres międzywojenny. Natomiast pisma odnoszące się już do okresu II wojny światowej są najmniej znane z uwagi na to, że całe osobiste archiwum błogosławionego zostało zniszczone przez komunistów po zajęciu przez nich Stanisławowa. Zostało zarekwirowane bądź spłonęło wszystko, poza jednym dokumentem.

 

Co stało się wówczas z biskupem stanisławowskim?

 

W 1945 roku wraz z całą hierarchią greckokatolicką został aresztowany. Pod koniec tego samego roku poniósł śmierć męczeńską. Był katowany przez komunistów, umarł w więziennym szpitalu Aresztu Łukjanowskiego w Kijowie. Miejsce jego spoczynku nie jest znane.

 

Biskup Chomyszyn szedł pod prąd. Jego poglądy nie były popularne wśród ludności ukraińskiej i pośród współbraci w biskupstwie. Był szykanowany, ośmieszany, w narodowej prasie ukraińskiej ukazywany jako człowiek prowadzący wrogą działalność. Po jego śmierci natomiast zasiane przez niego ziarno wiary wydało owoc polegający na przestrzeganiu przez wielu zasad wiary katolickiej. Na konsekwentnej katolickości, nie uwydatnianiu odmienności obrzędowej, ale podkreślaniu jedności katolicyzmu.

 

Do dnia dzisiejszego diecezję stanisławowską uważa się za obszar, na którym świadomość przynależności do Kościoła Katolickiego, praktyki katolickie związane z tradycją unii czyli łączenia rytów i tradycji, jest najgłębsza. Dzieło biskupa Chomyszyna żyje, mimo że jest on dziś postacią nielubianą, niechcianą, ignorowaną i – można powiedzieć – wypychaną z życia publicznego w Kościele greckokatolickim. Hierarchia patrzy na niego z rezerwą, można powiedzieć, że jest to niewygodny błogosławiony.

 

Udało się ocalić fragment jego dziennika, którego ukraińskiego wydania jest Pan współredaktorem. Jak do tego doszło?

 

W czasie wspomnianego wcześniej palenia dokumentów z biskupiego archiwum siostra zakonna, która pomagała sędziwemu już wówczas biskupowi, wyciągnęła z płonącego stosu jeden dosyć sporych rozmiarów foliał. Schowała go i przechowywała przez całe życie, aż do chwili gdy Kościół greckokatolicki wyszedł z podziemia, czyli do 1989 roku. Zakonnica przekazała rękopis jednak nie do jego odradzających się struktur, ale wręczyła go biskupowi Sofroniuszowi Dmyterce. Ten zaś w okresie konspiracyjnym oraz potem był ordynariuszem diecezji stanisławowskiej, a przy tym wiernym kontynuatorem tradycji błogosławionego Grzegorza i wiernym przyjacielem Kościoła łacińskiego. Dodajmy, niespecjalnie lubianym wśród współbraci, coraz bardziej hołdujących poglądom nacjonalistycznym. Intencją biskupa Dmyterki było doprowadzenie do ukazania się rękopisu drukiem. Przekazał go bazylianinowi ojcu Szymczyjowi.

 

Książka pisana w latach okupacji – w 1942 i 1943 roku – idzie wbrew oficjalnej mitologii, która realizowana jest w Kościele greckokatolickim. Niedawny redaktor naczelny diecezjalnego pisma „Nowa Zoria”, ksiądz Igor Perehatyj doprowadził do wydrukowania ocalałego tomu, opracował go redaktorsko i napisał wprowadzenie. Publikacja ukazała się w ramach Biblioteki Ucrainicum na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Zawiera ponad pięćset stron rękopisu stanowiącego – jak można odczytać z dokumentu – piątą część całości, której znaczna większość przepadła. Poprzednie części dotyczyły przede wszystkim życia religijnego i duchowości grekokatolików, w tym kwestii obrzędowych. Tę zaś, którą udało się niedawno wydać, biskup Chomyszyn poświęcił relacjom z metropolitą Szeptyckim. Jest to ocena działalności arcybiskupa – wyważone i w miarę powściągliwe opinie, ale przy tym  jednoznaczne i dość dosadne. Krytyka działalności Szeptyckiego a także klimatu, jaki wytworzył się pośród grekokatolików i doprowadził do wykształcenia się wybujałego nacjonalizmu. Trudno dopatrzeć się tam jednak osobistych animozji, wyczuć można natomiast ból pasterza wobec tego, co działo się Kościele greckokatolickim. Autor uważał że jeśli nawet działalność metropolity nie doprowadzi do jego zniszczenia, to przynajmniej spowoduje w nim głęboki chaos. Pozostałe wątki dotyczyły też kwestii życia duchowego Ukraińców, ich ruchu narodowego. Można przekonać się w trakcie lektury, że autor jest patriotą. Wypowiada się niekiedy dość krytycznie na temat działalności rządu polskiego w stosunku do mniejszości ukraińskiej, nie odpuszcza klerowi łacińskiemu krytykowanemu za butę i postawę zwierzchnią w stosunku do grekokatolików. Błogosławiony stanowczo przestrzega natomiast przed radykalizmem i nacjonalizmem. Nawołuje do porozumienia polsko-ukraińskiego, do tworzenia przez Ukraińców własnych legalnych struktur w państwie polskim, według wszelkich prawnych mechanizmów przysługujących mniejszościom.

 

Z jakim odzewem spotkała się książka na Ukrainie?

 

Cały pierwszy nakład książki „Dwa carstwa, dwa królestwa” wyczerpał się jeszcze przed jej oficjalną, wrześniową prezentacją, do której doszło we Lwowie. Już wcześniej praca była rozprowadzana w niektórych księgarniach na terenie Lwowa i Stanisławowa (Iwanofrankiwska). Doczekała się wielu przejawów entuzjastycznych wręcz reakcji, na przykład w mediach społecznościowych.

 

Prowadzona obecnie polityka hierarchii Kościoła greckokatolickiego, bardzo mocno naznaczona wpływami nacjonalizmu, ksenofobii a nawet wręcz wrogości w stosunku do Kościoła łacińskiego, nie odzwierciedla bowiem  wszystkich nastrojów wśród wiernych. To, że książka cieszy się tak dużym powodzeniem świadczy, iż ziarno posiane przez Chomyszyna wciąż jest żywe. Spora grupa grekokatolików chce kontynuować linię błogosławionego Grzegorza. Przypomnijmy, że ta sama linia wcześniej została uświęcona męczeńską krwią świętego Jozafata czy męczenników pratulińskich. Są to wydarzenia niewygodne, niepodkreślane przez część hierarchii.  

 

Z drugiej strony książka spotkała się z zawziętą chęcią jej dyskredytacji i usunięcia z przestrzeni publicznej na Ukrainie. Chodziło o wyciszenie głosu błogosławionego biskupa. W okresie gdy promowaliśmy książkę, obradował synod biskupów greckokatolickich, który poświęcił część czasu właśnie naszej publikacji. Oficjalnie nie jest ona dyskredytowana, natomiast pokątnie kolportuje się opinie, że to fałszywka sprawnie przygotowana przez wrogie środowiska. Jawną reakcją było natomiast odwołanie z pełnionych stanowisk redaktora książki, wówczas jeszcze dyrektora pisma oraz wydawnictwa  diecezjalnego. Wszczęto przeciwko niemu również postępowanie sądowe. Ponosi konsekwencje swojej bohaterskiej postawy. Ksiądz Perechatyj ogłosił na stronie internetowej swój apel. Pracujący na Ukrainie księża rzymskokatoliccy informują o tym, że książka jest na potęgę palona przez tych którym „uwiera” słowo Błogosławionego! Próbuje się nagłaśniać tezę, że książka jest fałszywką spreparowaną przez polskie służby specjalne. Stosowane są ubeckie metody pomówień i szykan by uniknąć dyskusji na argumenty. Należy ubolewać, że do tych metod sięgają ci, którzy się podają jako ofiary komunistycznych represji. Totalitaryzm przejawia się w różnych mutacjach.

 

Dotychczas rozeszło się około pół tysiąca egzemplarzy książki, sukcesywnie czynione są starania o kolejne dodruki. Będzie można też zapoznać się z nią poprzez internet. W Polsce rozeszło się już kilkadziesiąt egzemplarzy.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij