Bp Józef Strickland z teksańskiej diecezji Tyler może zostać de facto usunięty przez Franciszka z urzędu. Hierarcha naraził się papieżowi oskarżając go o realizację „programu zerwania z depozytem wiary”. To słowa surowe i ostre, ale przyznajmy uczciwie: wielu je sobie zadaje. Bp Strickland tymczasem kilkukrotnie reagował tam, gdzie z Watykanu płynął wyjątkowo niejednoznaczny przekaz, faktycznie sugerujący herezję.
Wszystko wskazuje na to, że papież Franciszek zamierza wymusić rezygnację bp. Józefa Stricklanda z diecezji Tyler w Teksasie. 9 września Ojciec Święty spotkał się z arcybiskupami Robertem Prevostem i Christophem Pierrem. Prevost jest szefem watykańskiej Dykasterii ds. Biskupów, Pierre – nuncjuszem apostolskim w USA. Według informacji, do jakich dotarł amerykański portal The Pillar, Franciszek chciałby zaproponować Stricklandowi złożenie rezygnacji.
Wydaje się, że tak naprawdę można mówić o próbie przymuszenia do takiego kroku. W czerwcu w diecezji Tyler odbyła się wizytacja apostolska związana z rzekomymi nieprawidłowościami w zarządzaniu i finansach diecezjalnych. Tego rodzaju kwestie mogą zostać łatwo wykorzystane do naciskania na biskupa tak bardzo, że znalazłby się w sytuacji tylko z dwoma wyjściami: poddać się albo wejść w otwartą batalię z Watykanem.
Wesprzyj nas już teraz!
W sporze z bp. Stricklandem nie chodzi jednak najpewniej o finanse; można domniemywać, że gdyby Watykan chciał zająć się kwestiami zarządzania i pieniędzy łatwo znalazłby na świecie wiele innych diecezji, w których te sprawy wyglądają dalece gorzej. Prawdziwym problemem z biskupem Stricklandem jest z perspektywy Watykanu jego działalność duszpasterska. Chodzi o stosunek Stricklanda do Synodu o Synodalności oraz do samego papieża.
Franciszek podważa depozyt wiary?
Największe poruszenie wywołał wpis na Twitterze, jaki biskup zamieścił 12 maja. Stwierdził w nim, że papież Franciszek podważa depozyt wiary. „Wierzę, że papież Franciszek jest papieżem. Nadszedł jednak czas na to, bym powiedział, że odrzucam jego program podważania depozytu wiary. Idźcie za Jezusem”. Treść wpisu jest rzeczywiście bezprecedensowa, jeżeli nie liczyć różnych wystąpień abp. Carlo Maria Viganò. Trudno przypomnieć sobie inną sytuację, w której ordynariusz diecezji oskarżałby urzędującego papieża o to, że ten posiada program podważania depozytu wiary. W istocie jest to równoznaczne z oskarżeniem o herezję.
Zdarza się, że kardynałowie czy biskupi sugerują, iż papież pobłądził w tej czy innej wypowiedzi albo stwierdzeniu. Jednostkowe błędne stwierdzenie nie zakłada jednak jeszcze w sposób konieczny popadnięcia w herezję, która powinna być notoryczna. Przykładem jest napomnienie Franciszka przez bp. Schneidera w sprawie Dokumentu z Abu Zabi, gdzie zapisano, jakoby Bóg życzył sobie różnorodności religijnej. Stwierdzenie jest heretyckie, jednak papież, skonfrontowany z upomnieniem biskupa, zapewnił, że nie miał tego na myśli i tamto zdanie należy inaczej interpretować.
Bp Strickland oskarżając Franciszka o program podważania depozytu wiary oskarżył go tymczasem de facto o świadome, długotrwałe odrzucanie wiary katolickiej, a zatem o notoryczną herezję – innymi słowy zasugerował, że Wikariusz Chrystusa jest oddzielony od Chrystusa we wierze; że głowa Kościoła przeczy nauce Kościoła. To właśnie po tym twitterowym wpisie zapowiedziano wizytację apostolską.
Na obronę biskupa można wskazać fakt, że wypowiedział się na Twitterze, komunikatorze, który ze swojej natury uniemożliwia wydawanie precyzyjnych i dobrze uargumentowanych sądów. Co więcej jest prawdą, że liczne wypowiedzi Franciszka, w takich kwestiach jak różnorodność religii czy pewne kwestie moralne, budzą uzasadnione wątpliwości. Jednak wydaje się, że przed oskarżeniem urzędującego papieża o notoryczną herezję bp Strickland powinien – w razie konieczności także w formie publicznej – poprosić Ojca Świętego o wyjaśnienie swoich wątpliwości. Tego jednak nie uczynił.
Majowy wpis na Twitterze nie jest jednak jedyną aktywnością biskupa, która może budzić konsternację w Stolicy Apostolskiej.
Desiderio desideravi
We wrześniu 2022 roku bp Strickland podpisał list w sprawie motu proprio Franciszka Desiderio desideravi. Obok niego sygnatariuszami byli również emerytowany ordynariusz Corpus Christi w Teksasie bp René Henry Gracida, biskup pomocniczy s’Hertogenbosch w Holandii Robert Mutsaerts oraz biskup pomocniczy Nur-Sułtan w Kazachstanie, Athanasius Schneider. Chodziło o słowa dotyczące przyjmowania Eucharystii w punkcie 5. listu papieża, które brzmią:
„Świat jeszcze tego nie wie, ale wszyscy są zaproszeni na ucztę weselną Baranka (Ap 19, 9). Aby na nią wejść, potrzebna jest jedynie szata weselna wiary, która pochodzi ze słuchania Jego słowa (por. Rz 10, 17)”.
Sygnatariusze listu wskazali, że „naturalnym znaczeniem tych słów” jest, iż do godnego przyjęcia Eucharystii wystarcza posiadanie cnoty wiary. To z kolei oznaczałoby, że nie trzeba być wolnym od grzechu śmiertelnego. Autorzy zacytowali naukę Soboru Trydenckiego, w tym jednoznaczną anatemę, zgodnie z którą wyklęty ma zostać każdy, kto twierdzi, że sama wiara jest wystarczającym przygotowaniem do przyjęcia Eucharystii.
Obrońcy Franciszka wskazywali, że to nadinterpretacja. Przykładowo na portalu WherePeterIs.com pojawił się obszerny artykuł, w którym autor wyjaśniał, iż wskazanie przez papieża na weselną szatę wiary jest odniesieniem do biblijnego obrazu stroju weselnego, który pojawia się w Ewangelii św. Mateusza oraz w Apokalipsie. Jego noszenie wiąże się ze świętością, co implikuje bycie wolnym od grzechu śmiertelnego. Tym samym papież miałby przedstawiać ortodoksyjną naukę.
Autorzy listu wskazali jednak na kilka wypowiedzi papieża, które mogą sugerować inną interpretację Desiderio desideravi, a zwłaszcza na fakt udzielenia w Watykanie Komunii świętej Nancy Pelosi. Pelosi została wyłączona od wspólnoty eucharystycznej przez abp. Salvatore Cordileone za to, że popiera legalne zabijanie dzieci nienarodzonych; w Watykanie jednak Komunię otrzymała – i to podczas Mszy świętej, której przewodniczy papież. Franciszek zapytany o to przez media wskazał na pastoralną naturę Kościoła i skonstatował, że nic więcej nie może powiedzieć. To wszystko sprawia, że odczytanie Desiderio desideravi w zgodzie z nauką Kościoła rzeczywiście nie jest oczywiste; wręcz przeciwnie, sugeruje to raczej, że to odczytanie motu proprio przez sygnatariuszy listu jest prawidłowe.
Relatywizm religijny
22 sierpnia hierarcha w liście do diecezjan przestrzegł przed błędem relatywizmu religijnego. Była to, jak możemy się domyślać, odpowiedź na wielkie zamieszanie związane ze Światowymi Dniami Młodzieży. Organizator ŚDM bp Americo Aguiar stwierdził, że nie chce nikogo nawracać i zasugerował, że żydzi, muzułmanie, buddyści czy ateiści powinni wyjechać z ŚDM umocnieni we własnych tożsamościach. Nic dziwnego, jeżeli bp Strickland uznał, że należy w związku z tym przestrzec przed błędem. „W tych czasach wielkiego zamieszania w Kościele i na świecie muszę przemówić do was z głębi ojcowskiego serca. Chcę was ostrzec przed złem, które nam zagraża – i zapewnić was o radości i nadziei, które mamy zawsze w naszym Panu, Jezusie Chrystusie” – napisał biskup. „Zło fałszywej nowiny, które zaatakowało Kościół, oblubienicę Chrystusa, polega na twierdzeniu, jakoby Jezus był tylko jednym między wielu, i że nie jest konieczne dzielenie się Jego przesłaniem z całą ludzkością. Trzeba odrzucać tę ideę na każdym roku. Musimy dzielić się radosną dobrą nowiną, że Jezus jest naszym Panem, że chce aby cała ludzkość na wieczność przyjęła w Nim życie wieczne” – pisał dalej.
Gdyby chodziło tylko o ŚDM… Jednak relatywizm religijny to problem, który wielu widzi również w pontyfikacie Franciszka, od słynnego filmu z 2016 roku, kiedy papież sugerował, że „ostatecznie liczy się tylko miłość”, przez „Dokument” z Abu Zabi, aż po Synod Pachamamy czy ostatnie słowa z Mongolii o „powołaniu” fałszywych religii.
Ordynariusz Tyler krytycznie patrzy też na Synod o Synodalności. 5 września bp Strickland wysłał list dotyczący zbawienia w Chrystusie. Biskup przypomniał, że Kościół uczy o nadziei zbawienia również dla niewierzących. Wskazał jednak, że co do tego nie mamy pewności i musimy po prostu modlić się za tych, którzy nie otrzymują zbawienia zwykłą drogą sakramentalną. W dalszej części listy zwrócił uwagę na pomysły pojawiające się w dokumentach Synodu o Synodalności, by udzielać kobietom święceń. Przypomniał, że zgodnie z nauką Kościoła jest to niemożliwe. „Tak jak Bóg nie wzywa mężczyzn do bycia matkami, tak Bóg nie wzywa kobiet do bycia ojcami, ani do bycia sakramentalnie wyświęconymi jako kapłani w Chrystusie w Jego Kościele” – napisał. I znowu trudno mieć do biskupa pretensje o to, że jasno i wprost broni elementarnych nauk Kościoła.
Czy bp Strickland zasłużył na to, by odejść?
Zwraca uwagę, że papież nie podjął żadnych działań pod adresem bp. Stricklanda po podpisaniu przezeń listu w sprawie Desiderio desideravi. Zainterweniował dopiero wówczas, gdy ordynariusz Tyler wprost oskarżył go o herezję, w bardzo ostro sformułowanym wpisie twitterowym. Nie chcę bagatelizować wagi tego wpisu, rzeczywiście poważnej; tę sprawę niewątpliwie trzeba wyjaśnić. Problem jednak w tym, że bp Józef Strickland wyraził otwarcie to, co tak naprawdę myśli wielu. 10 z górą lat pontyfikatu Franciszka było czasem pełnym chwil, w której chyba każdy, nawet najbardziej probergogliańsko nastawiony katolik, zadał sobie chociaż raz pytanie: czy ten papież na pewno głosi katolicką wiarę? Od adhortacji Amoris laetitia, przez Synod Pachamamy, budowę Domu Rodziny Abrahamowej i milczenie w obliczu niemieckich szaleństw rewolucyjnych, aż po walkę z liturgią trydencką i dziwną naukę na temat Eucharystii – to wszystko sprawia, że pytanie o relację między Franciszkiem a depozytem wiary naprawdę warto potraktować poważnie.
Bp Stricklajd jest jednym z niewielu hierarchów Kościoła, który tak właśnie czyni; reaguje, gdy uważa, że sytuacja wymaga reakcji, przestrzega wiernych przed grożącymi im błędami, słowem – wykonuje misję, do której został powołany jako następca Apostołów. Wymuszenie na nim rezygnacji byłoby chwilą dla Kościoła bardzo smutną.
Paweł Chmielewski