Kościół w Niemczech ma dużo pieniędzy, ale należy do niego mało wiernych. Dla „katolików” Msza straciła znaczenie. W konfesjonałach zamiast spowiednika odnaleźć można zazwyczaj sprzęty do czyszczenia posadzki – zauważa w rozmowie z agencją prasową „idea” biskup Stefan Oster z diecezji pasawskiej.
Biskup Stefan Oster znajduje się w dość rzadkiej – w niemieckich realiach sytuacji: aż 78 proc. osób mieszkających na terenie jego diecezji należy do Kościoła katolickiego. Hierarcha wskazuje jednak, że statystyki nie oddają rzeczywistości. – Od lat obserwujemy exodus wiernych z Kościoła. Udział katolików, którzy w niedzielę chodzą na Mszę, w ciągu ostatnich 25 lat zmalał o ponad połowę. Liczba ślubów zmalała o ponad 60 proc. – zauważył hierarcha.
Wesprzyj nas już teraz!
To zależy nie tylko od nas, choć i to jest ważne. Żyjemy w okresie 70-letniego dobrobytu na Zachodzie. Od Oświecenia utrzymuje się zwycięski marsz nauk empirycznych, który powiązany jest z napędzaniem sekularyzacji. Przeżywamy indywidualizację, ekonomizację sfer życia człowieka… Wiele czynników zebrało się razem – oceniał hierarcha. Niemiecki Kościół znalazł się w paradoksalnej sytuacji. – Dzięki dobrej koniunkturze mamy wyjątkowo wysokie wpływy. Równocześnie mamy tak mało wiernych, jak nigdy. W piłce nożnej mówi się w takiej sytuacji: pieniądze nie strzelają bramek – pieniądze nie przysporzą wiernych – zauważa niemiecki hierarcha.
Jak dodaje bp Oster, dziś często słyszy od wiernych, że udział we Mszy świętej nie jest najważniejszy i że nie decyduje to o byciu katolikiem. Taki pogląd należy jednak odrzucić – podkreśla hierarcha. To jednak tylko początek problemów niemieckich „katolików” z katolicyzmem. – Gdy odwiedzam parafie, pytam czasem prowokacyjnie: Czy wolno mi pójść u was do konfesjonału? Często stoi w nim już tylko wiadro z wodą do czyszczenia podłogi – zauważa Oster. Problemem wielu duszpasterzy jest jednostronne podejście do wiary katolickiej, które przekształca ją w rodzaj miłego humanizmu. Tymczasem trzeba mówić o grzechu, nawróceniu, sądzie i piekle – kontynuuje duchowny.
– Chciałbym, by ludzie poznali naszego Pana Jezusa Chrystusa. Chrystus w gruncie rzeczy zawsze oczekuje od nas decyzji – podkreślał biskup. – Około jednej trzeciej wszystkich słów Jezusa w Ewangeliach traktuje o takiej konieczności i jest zapowiedzią sądu. Jezus wciąż chce od nas jakiejś decyzji. Daje nam radość, sens i zbawienie, ale to nie wydarzy się bez nas i naszego nawrócenia. Dla ewangelickiego rozmówcy te słowa katolickiego ordynariusza były, jak to ujął, „zaskoczeniem”. – Dziś w przypadku biskupów już nie słyszy się tak jasnych słów – skomentował dziennikarz.
Źródło: kath.net
pach