Usunięcie z urzędu bp. Josepha Stricklanda nie zamknie mu ust. Były ordynariusz diecezji Tyler jest człowiekiem oddanym niezmiennej nauce Kościoła katolickiego. Od miesięcy był przygotowany na cios, który zdał mu teraz papież Franciszek. 65-letni hierarcha może dać Kościołowi jeszcze wiele dobrego – przede wszystkim zachęcając swoim niezłomnym przykładem innych biskupów do tego, by nieustraszenie walczyć o czystość wiary.
Usunięcie biskupa z urzędu to krok radykalny: papieże co do zasady w ogóle nie powinni tak postępować, chyba, że przemawiają za tym naprawdę najpoważniejsze powody. W 2011 roku Ojciec Święty Benedykt XVI zdecydował o usunięciu biskupa Williama Morrisa z diecezji Toowoomba w Australii. Morris sprawiał od lat duże problemy, otwarcie krytykując Stolicę Apostolską i podważając niektóre elementy wiary Kościoła. W 2006 roku napisał list do diecezjan, sugerując, że Kościół mógłby udzielać święceń kapłańskich kobietom. Watykan próbował go naprostować przez pięć lat, aż w końcu papież Benedykt uznał, że nic nie da się już zrobić.
Dzisiaj biskupi, którzy proponują wyświęcanie kobiet na księży, nie są usuwani z diecezji. Wprost przeciwnie – są w centrum Kościoła. O takiej rzekomej możliwości mówił na przykład kard. Jean-Claude Hollerich, metropolita Luksemburga. Nie został jednak ukarany; papież mianował go relatorem generalnym Synodu o Synodalności. Inny zaufany człowiek Franciszka kard. Christoph Schönborn z Wiednia wielokrotnie wypowiadał się na ten sam temat, sugerując, że kapłaństwo kobiet mogłoby zostać wprowadzone przez hipotetyczny III Sobór Watykański. Biskupi z niemieckiej Drogi Synodalnej o kobietach-księżach dyskutują regularnie i zupełnie wprost – nikt się tym nie przejmuje. Podobnie, jak nikt nie przejmuje się hierarchami wychwalającymi błogosławienie związków homoseksualnych czy kwestionującymi elementarne zasady moralności katolickiej. To co najmniej kilkudziesięciu biskupów z krajów europejskich (Niemcy, Belgia, Holandia) i Stanów Zjednoczonych. Podważanie wiary Kościoła nie jest dziś przeszkodą ani w pełnieniu urzędu biskupa, ani w robieniu kościelnej kariery.
Wesprzyj nas już teraz!
Przeszkodą jest za to przeszkodą, jaką prezentował bp Joseph Strickland z diecezji Tyler w Teksasie. W czerwcu tego roku Stolica Apostolska ogłosiła, że w Tyler zostanie przeprowadzona wizytacja apostolska. Formalnie nadzorował ją kard. Daniel DiNardo, były szef Episkopatu USA – jest arcybiskupem Galveston-Houston, a do tej prowincji kościelnej wchodzi diecezja Tyler. Wizytację przeprowadzili biskupi Dennis Sullivan z Camden oraz Gerald Kicanas, emerytowany ordynariusz Tuckson. Mieli przebadać całość spraw diecezji, zwłaszcza dotyczących finansów i administracji. Sullivan i Kicanas przesłali do Watykanu rekomendację negatywną: ich zdaniem bp Strickland nie powinien już dłużej być biskupem Tyler. W efekcie papież Franciszek 9 listopada poprosił hierarchę o to, by ten sam zrezygnował. Bp Strickland odrzucił tę prośbę. Dlatego Ojciec Święty spotkał się dzień później z prefektem Dykasterii ds. Biskupów, Amerykaninem Robertem Prevostem, a 11 listopada Stolica Apostolska ogłosiła krótki oficjalny komunikat:
„Ojciec Święty usunął biskupa Josepha E. Stricklanda z opieki duszpasterskiej nad diecezją Tyler w Stanach Zjednoczonych i mianował biskupa Joe Vasqueza z Austin administratorem apostolskim tej samej diecezji, czyniąc ją sede vacante”.
To wszystko. Nie podano żadnej konkretnej przyczyny radykalnej decyzji. Czy naprawdę chodziło o kwestie finansowe i administracyjne? Nic na to nie wskazuje. Amerykańskie media – ani lokalne, ani ogólnokrajowe – nie pisały nigdy o żadnych nieprawidłowościach w Tyler, które mogłyby uzasadnić usunięcie biskupa. Nawet najlepiej poinformowane portale w USA nie potrafią podać żadnych przykładów na konkretne skandale czy problemy. Pisze się tylko ogólnie, że w diecezji panowała „zła sytuacja”.
Wydaje się, że bezpośrednią przyczyną przeprowadzenia wizytacji był wpis, jaki bp Strickland zamieścił w maju na swoim Twitterze. „Wierzę, że papież Franciszek jest papieżem. Nadszedł jednak czas na to, bym powiedział, że odrzucam jego program podważania depozytu wiary. Idźcie za Jezusem…”
Nie ma wątpliwości, że były to mocne i wyraziste słowa. Oskarżenie Ojca Świętego o posiadanie programu podważania depozytu wiary jest w istocie oskarżeniem o herezję. Podważać depozyt wiary to znaczy kwestionować fundamenty nauczania Kościoła; czynić to programowo – oznacza pełne przekonanie, świadomość, zatwardziałość. Bp Strickland tym jednym wpisem niewątpliwie przekroczył jakąś czerwoną linię. Pytanie jednak o słuszność jego słów… Każdy wie, że za pontyfikatu Franciszka pytania o trwanie papieża przy depozycie wiary są powszechnie stawiane – i w takich kwestiach jak Komunia święta dla rozwodników, homoseksualizm, dialog międzyreligijny, kara śmierci czy sprawy liturgiczne, nie brakuje oddanych Kościołowi ludzi, którzy sądzą, że mamy do czynienia z faktyczną herezją. Gdy Benedykt XVI rozpoznał problem z biskupem w Australii prowadził z nim dialog przez pięć lat, zanim podjął tak radykalną decyzję jak usunięcie go z urzędu. W przypadku bp Stricklanda wystarczyło kilka miesięcy – i trudno chyba w tej sprawie mówić o dialogu, bo ordynariusz diecezji Tyler już w lipcu zdawał się być wewnętrznie przekonany, że zostanie w ten sposób potraktowany. Mówił mi o tym w rozmowie w PCh24 TV (link tutaj).
Biskupa Stricklanda spotkałem dwa tygodnie temu w Rzymie. Był pełen sił i pogody ducha. Patrzył w przyszłość ze spokojem, choć dobrze wie, w jakiej sytuacji znajduje się Kościół katolicki. Ufa Chrystusowi – w końcu to Jego Kościół, Jego Mistyczne Ciało. W przemówieniu wygłoszonym do słuchaczy zgromadzonych na konferencji „Rome Life Forum” nieustannie podkreślał, że nie szuka poklasku ani sławy i przyjmie z pokorą każdą decyzję, jaką podejmie Stolica Apostolska. Nie krył jednak bólu związanego z tym, co się dzisiaj dzieje: Synod o Synodalności, kardynałowie i biskupi otwarcie kwestionujący prawdy wiary, kompletny rozkład poczucia katolickości u znacznej części katolików w USA, Europie, Ameryce Łacińskiej… Źródłem siły, jak mówił, jest dla niego przede wszystkim Eucharystia. Bp Strickland każdego dnia spędza co najmniej godzinę na adoracji Najświętszego Sakramentu. Od kilku miesięcy uczy się też celebrować Najświętszą Ofiarę Mszy w klasycznym rycie rzymskim. Jak przyznawał, czyniąc to, ma ciągle łzy w oczach: co może być piękniejszego niż żywy skarb Tradycji Kościoła?
Sympatycy PCh24.pl mogli w ostatnich latach wielokrotnie czytać i słuchać naszych materiałów o różnych wystąpieniach i działaniach biskupa Stricklanda. Angażował się przeciwko udzielaniu Komunii świętej tym politykom w USA, którzy popierają aborcję. Zwalczał ideologię gender i stawał w obronie świętości, które plugawią tęczowi rewolucjoniści. Piętnował manowce Synodu o Synodalności, krytykując zwłaszcza idee kapłaństwa kobiet oraz znoszenia celibatu. Stał się głosem, na który wielu czekało: głosem w obronie niezakłamanej, jasnej prawdy Ewangelii. Ten głos został teraz uciszony. Bp Athanasius Schneider z kazachskiej Astany nie ma wątpliwości, że to dopiero początek. W swoim oświadczeniu opublikowanym w Polsce tylko na PCh24.pl hierarcha napisał: „Biskup Strickland przejdzie do historii prawdopodobnie jako «Atanazy Kościoła w Stanach Zjednoczonych», choć – inaczej niż św. Atanazy – nie jest prześladowany przez władzę świecką, ale przez samego papieża, jakkolwiek byłoby to niewiarygodne. Wydaje się, że w kluczową fazę weszła właśnie – trwająca już od pewnego czasu – swoista czystka biskupów, którzy są wierni wobec niezmiennej katolickiej wiary i dyscypliny apostolskiej”.
Niestety, bp Schneider może mieć rację. Od kilku tygodni obserwujemy ewidentne otwarcie nowego etapu pontyfikatu Franciszka. Odkąd urząd prefekta Dykasterii Nauki Wiary objął kard. Victor Manuel Fernández, Ojciec Święty poczuł się jakby „umocniony”. Nagle podnosi z zupełną otwartością takie sprawy jak błogosławienie związków homoseksualnych, Komunia święta dla rozwodników, chrzest tzw. osób transpłciowych czy chrzczenie dzieci wychowywanych przez pary LGBT. W tej sytuacji każdy biskup, który mówi jasno o niezmiennych fundamentach wiary Kościoła może spotkać się z krytyką Watykanu – tak, dożyliśmy czasów, w których przypominanie o pryncypiach apostolskiej wiary jest sprzeczne z quasi-politycznym stanowiskiem urzędników Watykanu.
Usunięcie z urzędu bp Stricklanda nie musi jednak być dla Kościoła w ostatecznym rozrachunku złe. Hierarcha będzie mieć teraz jeszcze większą swobodę działania. Kard. Gehrard Müller, którego papież de facto wyrzucił z Kongregacji Nauki Wiary w 2017 roku, napisał w ostatnich latach kilka ważnych książek poświęconych takim kwestiom jak papiestwo czy sprawy ostateczne, udzielił wielu wywiadów i wygłosił liczne prelekcje dotyczące najważniejszych dyskutowanych dziś tematów. Franciszek wie, że nie zamknie ust biskupowi Stricklandowi. Liczy pewnie na efekt mrożący. Dziś rozpoczyna się zebranie plenarne Konferencji Episkopatu USA; usunięcie ordynariusza diecezji Tyler będzie niewątpliwie jednym z głównych wątków poruszanych przez biskupów w kuluarowych rozmowach. Oby nie dali się zastraszyć – nie tylko oni, biskupi amerykańscy. Każdy biskup ponosi odpowiedzialność zarówno za własną diecezję jak i za cały Kościół powszechny. Bp Strickland tę odpowiedzialność realizował. Mam nadzieję, że kolejni pójdą w jego ślady, nie bacząc na możliwe konsekwencje dyscyplinarne. Przekazywanie niezmiennego depozytu wiary, a nie wierność wobec politycznej linii kurialistów – to zadanie każdego biskupa.
Paweł Chmielewski
Oświadczenie bp. Schneidera w sprawie odwołania z urzędu bp. Stricklanda [TYLKO U NAS]