Papież powinien zainterweniować – w przeciwnym razie w Kościele herezja rozleje się na skalę wprost bezprecedensową. Kolejni kardynałowie i biskupi wzywają do jednoznacznych działań wobec tych, którzy jawnie odrzucają prawdę Bożego objawienia. Niestety, reakcji nie ma. Więcej nawet: heterodoksyjni biskupi twierdzą, że Ojciec Święty w prywatnych rozmowach… wspiera ich decyzje – i to wbrew jasnemu stanowisku urzędów doktrynalnych, które mu podlegają. Jak skończy się obecny chaos?
W Kościele katolickim dawno nie było tak poważnego zamieszania – i nie chodzi wcale o Synod o Synodalności, ale o problem błogosławienia grzechu. Rosnąca liczba biskupów godzi się na udzielanie w imię Boga błogosławieństwa parom homoseksualistów albo rozwodników. Inni – w tym kardynałowie – uznają ich wobec tego za heretyków, mówią o ekskomunice i ostrzegają przed schizmą. Jedynym wielkim „milczącym” w tej sprawie zdaje się być sam Ojciec Święty – choć możemy chyba mówić w tym wypadku o milczeniu nader wymownym.
Belgijski skandal
Wesprzyj nas już teraz!
We wrześniu 2022 grupa belgijskich biskupów z Flandrii opublikowała dokument z przykładową liturgiczną ceremonią… błogosławienia par homoseksualnych. Decyzję ogłoszono z dużą pompą; nachwalić nie mógł się jej belgijski wieloletni koordynator tęczowych duszpasterstw, sam żyjący w związku z mężczyzną, Willy Bombeek. Sprawa została błyskawicznie nagłośniona – co wywołało krytykę. W efekcie biskupi z Belgii zrobili pozorny krok wstecz: ogłosili, że ich dokument, który wprowadza liturgiczną ceremonię błogosławienia par jednopłciowych, tak naprawdę… wcale nie wprowadza takiej ceremonii. Miałoby chodzić bowiem „jedynie” o błogosławieństwo kończące modlitwę. Innymi słowy – brzmi oficjalne tłumaczenie – homoseksualiści przychodzą do kościoła, modlą się, a potem ksiądz po prostu błogosławi zebranych. Problem w tym, że w ogłoszonym dokumencie czarno na białym zapisano, iż o błogosławieństwo prosi konkretnie para jednopłciowa. Sprawa jest zatem oczywista, a biskupi próbowali mydlić krytykom oczy. Mówił o tym zresztą wprost jeden z belgijskich biskupów, Johan Bonny z Antwerpii, wskazując, że przyjęty dokument wprowadza właśnie „błogosławieństwa par homoseksualnych” a nie cokolwiek innego.
Gdzie zatem reakcja Watykanu? Przecież w marcu 2021 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała dokument, w którym przypomniano, iż zgodnie z nauką Kościoła takie błogosławieństwa są nielegalne – bo nie wolno błogosławić grzechu. Kongregacja odwołała się do wcześniejszych dokumentów, a było ich już naprawdę sporo, bo temat wraca regularnie. Skoro tak się sprawy mają, to Stolica Apostolska mogłaby natychmiast zażądać od belgijskich biskupów wyjaśnień, sprostowania „dwuznacznych” formuł w dokumencie i jasnego oświadczenia, że nie ma mowy o błogosławieniu par jednopłciowych. Dokumenty, które byłyby do tego podstawą, leżą na stole – a sprawa jest przecież fundamentalnie ważna.
Nic takiego się jednak nie stało. Zapadło wymowne milczenie. Więcej: już w listopadzie biskupi z Belgii pojechali do Rzymu na wizytę ad limina Apostolorum. To idealny moment, by papież lub urzędnicy kurialni dali im do zrozumienia, że trzeba wrócić do ortodoksji. A jednak Belgowie wyjechawszy z Rzymu ogłosili, że zostali dobrze przyjęci i niczego nie zmieniają. Tydzień temu bp Johan Bonny ujawnił, jak przebiegała rozmowa z papieżem na ten temat. Ojciec Święty miał stwierdzić, że zgoda na błogosławienie związków homoseksualnych to „ich decyzja”, a skoro wszyscy biskupi ją popierają, to nie ma tematu.
Skoro „nie ma tematu”, to działają też inni
Na zamkniętym 12 marca posiedzeniu niemieckiej Drogi Synodalnej uchwalono dokument, który – wzorem Belgów – wprowadza błogosławienie związków homoseksualnych. Czyni to w bardziej otwartej formie. „Zgromadzenie Synodalne wzywa biskupów do udzielenia oficjalnej zgody na wprowadzenie w ich diecezjach ceremonii błogosławienia par, które się kochają, a dla których niedostępne jest małżeństwo sakramentalne lub które uważają, że nie znajdują się w momencie, w którym miałyby je zawrzeć. Odnosi się to również do par jednopłciowych, a to na gruncie re-ewaluacji homoseksualizmu jako normalnego wariantu ludzkiej seksualności. Są to pary które związały się, na przykład, poprzez cywilne małżeństwo. Ceremonia błogosławieństwa różni się od małżeństwa sakramentalnego” – czytamy w dokumencie, który został przyjęty zdecydowaną większością głosów (również biskupów).
Krok Niemców wywołał w świecie duże poruszenie. Belgia ostatecznie mało kogo obchodzi, inaczej – Niemcy. Przeciwko poczynaniom swoich rodaków wypowiedział się miedzy innymi kard. Gerhard Müller. – Musi być proces, muszą być skazani i muszą być usunięci z urzędu, jeśli sami się nie nawracają i nie przyjmują katolickiej doktryny. To bardzo smutne, że większość biskupów głosowała wyraźnie przeciwko objawionej doktrynie i objawionej wierze Kościoła katolickiego i całej chrześcijańskiej myśli, przeciwko Biblii, słowu Bożemu zawartemu w Piśmie Świętym i w tradycji apostolskiej oraz w zdefiniowanej nauce Kościoła katolickiego – powiedział w rozmowie z telewizją EWTN.
Podobnych reakcji było więcej, ale jest z nimi pewien problem. Można go pokazać wychodząc od dwóch innych wypowiedzi amerykańskich hierarchów. Kardynał Raymond Leo Burke pytany przez stację EWTN o swoją ocenę działań Niemców określił mianem „wrogów papieża” tych, którzy lekceważą dokumenty Stolicy Apostolskiej. Możemy zastanowić się nad trafnością sformułowania „wrogowie papieża”. Jeżeli bowiem papież pozwala Belgom robić to, co robią – to dlaczego Niemcy mieliby uznawać, że im nie wolno? I czy naprawdę są „wrogami” Jorge Maria Bergoglio? Konsekwentnie wprowadzają te same rzeczy, na które papież już przystał, nawet jeżeli w bardziej jawny i czytelny sposób. Podobny problem jest ze słowami przewodniczącego Konferencji Episkopatu USA, abp. Timothy’ego Broglio. Pytany przez dziennik „Die Tagespost” o niemiecką Drogę Synodalną wezwał katolików w RFN do „wierności papieżowi”. Problem w tym, że niemieccy biskupi, którzy przegłosowali wprowadzenie błogosławienia par homoseksualnych, są przekonani, że pozostają wierni Franciszkowi. Jakiego rodzaju „wiernością wobec papieża” mają zatem wykazywać się wierni?
Trudne rozwiązanie
Można zrozumieć wstrzemięźliwość kardynałów i biskupów, którzy walcząc o czystość katolickiej wzywają do nawrócenia Niemców i innych heretyków ich pokroju. W pewnym sensie są to jednak „cele zastępcze”. Jest nieco absurdalne wzywać do „wierności dokumentom” Stolicy Apostolskiej wydanym po 2013 roku, skoro sam papież je lekceważy – a więc autorytet, który je ogłosił. Krytycy błogosławienia związków jednopłciowych powołują się wciąż na decyzję Kongregacji Nauki Wiary z marca 2021 roku. Przypomnę: za publikację dokumentu odpowiada abp Giacomo Morandi, były sekretarz tej kongregacji. Były, bo został z urzędu wyrzucony przez Franciszka. Akceptując poczynania Belgów papież pokazał zresztą, że on osobiście nie respektuje tego nauczania. Do jakiej zatem „wierności wobec papieża” wzywają kardynałowie i biskupi? Jeżeli do wierności wobec papiestwa i niezmiennego nauczania Kościoła – zgoda; ale wierność wobec papieża Franciszka? To samo mówią heretycy z Flandrii: za teologiczną podstawę swoich działań podają adhortację tego papieża, Amoris laetitia z 2016 roku.
Sprawa błogosławienia par jednopłciowych pokazuje jak na dłoni, gdzie leży istota problemu. To nie niemieckie herezje, to nie Belgowie, to poszczególni hierarchowie z USA czy Italii, którzy też błogosławią pary jednopłciowe albo rozwodników. Ich działań by nie było – a przynajmniej nie w takiej skali – gdyby nie papieskie przyzwolenie. Po 10 latach pontyfikatu najwyższy czas przyznać: król jest nagi. Tragedią jest fakt, że z natury rzeczy nie da się wykorzenić z Kościoła herezji bez papieża. Wydaje się, że wobec tego jedyną drogą jest zwiększanie nacisku i otwarte mówienie prawdy. Im więcej odważnych kardynałów i biskupów, którzy nazywają herezję po imieniu i wprost wskazują, kto ją głosi, tym większa nadzieja na to, że dojdzie do jakiegoś opamiętania.
Paweł Chmielewski